niedziela, 26 kwietnia 2015

Restyle: R-34 gotycki zimowy płaszcz po 6 miesiącach użytkowania

Zapowiadany przerywnik odzieżowy - cóż poradzę, że ostatnio wszystkie moje recenzje dotyczą ubrań z Restyle? W tym przypadku jestem jednak usprawiedliwiona, bowiem płaszcz przybył do mnie jeszcze w listopadzie razem ze spódnicą Cemetery Gray. Jeśli ktoś nie daje temu wiary - proszę uprzejmie, oto dowód. Dodatkowe potwierdzenie stanowi fakt, że wybrany przeze mnie rozmiar został wyprzedany niemal natychmiast i od tamtej pory nie można go zakupić ani w sklepie ani w żadnym innym miejscu. Nie wspomniałam jednak o płaszczu w opisie spódnicy oraz nie zrobiłam mu żadnej recenzji "po zakupie" - właśnie dlatego w poprzedniej notce stwierdziłam, że może to być pewne zaskoczenie.
Dlaczego do tej pory utrzymywałam zakup płaszcza w tajemnicy? Powodów było kilka. Przede wszystkim od samego początku byłam do niego bardzo sceptycznie nastawiona. Po pierwszym spojrzeniu na zdjęcia producenta stwierdziłam, że jest za krótki jak na odzież zimową, a kolosalne futro przy dolnej krawędzi wręcz mnie odstraszyło. Nie wierzyłam też w jakość ani ochronę przed zimnem, a cały projekt wydał mi się podejrzanie podobny do tworu firmy Hell Bunny, wobec którego miałabym takie same wątpliwości. Gdy jednak pierwsze wrażenie opadło, w tumanach kurzu znalazły się argumenty, które przekonały mnie do zrealizowania zakupu (o czym za chwilę). Doszłam jednak do wniosku, że nie wspomnę o płaszczu na blogu, dopóki na własnej skórze nie przetestuję jak sprawdza się on w praktyce. Dodatkowo w tym samym czasie pojawiła się już jedna (o jednej mi przynajmniej wiadomo) bardzo rzetelna recenzja, na której mogły się opierać wszystkie osoby zainteresowane zakupem, nie widziałam zatem potrzeby, aby wówczas wtrącać jeszcze swoje trzy grosze.
Zatem cóż takiego się stało, że zmieniłam moje srogie poglądy? Do tej pory byłam szczęśliwą posiadaczką typowo loliciego płaszcza od FanplusFriend i żyłam w przekonaniu, że niczego więcej mi nie potrzeba. Miałam za sobą długie poszukiwania idealnego zimowego okrycia, moje wcześniejsze zakupy były całkiem nietrafione i po zdobyciu produktu renomowanej marki F+F uznałam, że jestem z niego wystarczająco zadowolona, zaś na dalsze polowanie zwyczajnie nie miałam już ani sił ani chęci. Wiadomo jednak jak to z człowiekiem jest - nie zastanawia się dopóki nie zobaczy innych możliwości, a czego oczy nie widzą tego sercu nie żal. Wspomniany płaszcz był do tej pory jedynym zimowym odzieniem w mojej szafie (wszystkich poprzednich się pozbyłam zgodnie z moją świętą zasadą "jedno zimowe okrycie w zupełności wystarczy"), starałam się więc ignorować takie drobne mankamenty jak nietrafiony, a konkretnie za duży rozmiar (nic dziwnego, skoro kupiłam jedyny dostępny egzemplarz z drugiej ręki), jak również to, że wełniany materiał bez żadnego dodatkowego ocieplenia nie wystarczy gdy słupek rtęci spadnie mocniej poniżej zera, czy nawet fakt, iż wizualnie nie do końca pasował on do glanów czy innych topornych buciorów, które zimą są moim zdaniem jedynym słusznym wyborem. Uroda płaszczyka rekompensowała mi wszystko, nosiłam go i kochałam.
Do czasu aż Restyle wprowadziło zimowe okrycie swojego projektu. Wpierw pogardliwie nań prychałam niczym rozleniwiony kot, którego niczym nie sposób zainteresować, lecz w końcu zaświtała w głowie racjonalna myśl: "w sumie przydałoby się coś bardziej codziennego, może jednak spróbować...?" Ostatecznie poddałam się, ciekawa tego ocieplanego cuda techniki i uspokojona, że w razie czego nietrafiony zakup zawsze można odesłać dokonałam zamówienia razem ze wspomnianą spódnicą. Jak się okazało to spódnica wymagała natychmiastowego zwrotu, zaś płaszcz został ze mną po dziś dzień. Nie była to jednak kolejna miłość od pierwszego wejrzenia, samo obejrzenie zakupu na żywo nie rozwiało wszystkich moich wątpliwości. Nie chciałam jednak by po raz kolejny wstępne emocje wzięły górę i ostateczny osąd postanowiłam uformować dopiero po pewnym czasie. W ten oto sposób zrodziło się postanowienie o napisaniu recenzji po pierwszym zimowym sezonie, a ponieważ w tym roku zima już raczej do nas nie powróci, jest to idealny moment na takie właśnie sprawozdanie.
Pozwolę sobie jednak skoczyć do przeszłości dosłownie na moment i dla raptem kilku detali. Całość zakupów przybyła do mnie w wielkim kartonowym pudle, do którego spokojnie zmieściłyby się dwa płaszcze i pół tuzina cmentarnych spódnic. Wewnątrz nie było niestety żadnych dodatkowych zabezpieczeń (styropianowego wypełnienia czy innych tego typu) i przedmioty dosłownie "latały" luzem. Folia ochronna była wokół płaszcza zawinięte bardzo luźno, co wpłynęło na jego stan po rozpakowaniu. Do przesyłki dołączone zostało również małe zawiniątko, które okazało się być gratisem w postaci spinki do włosów. Model dość stary, widać kolosalną różnicę wykonania w porównaniu z obecnymi produktami. Najwidoczniej zapodział im się gdzieś w magazynie i nie wiedząc co z nim zrobić dorzucili do mojego zamówienia. Mówiąc szczerze nie używam tego typu spinek, moje włosy są dla nich zbyt cienkie, więc raczej mi się nie przyda, ale to i tak całkiem miły gest ze strony sklepu.
Kwestia rozmiaru może być sporna. Zamówiłam rozmiar S - najmniejszy dostępny, chociaż wymiary podane w tabeli budziły poważne wątpliwości. 100 cm w biuście? Po założeniu dwóch grubych swetrów ledwo przekraczam 90... Tabela nie odpowiadała na pytanie czy są to wielości maksymalne czy średnie i jak wpływa na nie regulacja za pomocą wiązania gorsetowego. Z drugiej strony płaszcz był szyty w Chinach (bo niby dlaczego polski sklep miałby zlecić wykonanie na terenie Polski?) a z doświadczenia wiem, że wymiary azjatyckich produktów często potrafią być zawyżone. W pewnej chwili zaczęłam się wręcz zastanawiać, czy nie wybrać jednak rozmiaru M - w końcu zimowy płaszcz powinien być większy aby pomieścić dodatkowe warstwy ubrań, a nikt nie dawał mi wówczas gwarancji czy wymiary S-ki nie okażą się w rzeczywistości mniejsze od tych w tabeli.
Na szczęście w porę przypomniałam sobie jeden z głównych powodów, które skłoniły mnie do podjęcia decyzji o zakupie - mój ówczesny płaszcz z F+F był na mnie za duży i przeszkadzało mi to nawet po wystrojeniu się na przysłowiową cebulę. Nie mogłam znów popełnić tego samego błędu. Ostatecznie zamówiłam rozmiar S modląc się w duchu, aby nie okazał się ani za duży ani za mały. I moje modlitwy w końcu zostały wysłuchane. Pomimo lekko niedorzecznych wymiarów podanych na stronie sklepu płaszcz jest na mnie w sam raz. Najbardziej ucieszyło mnie perfekcyjne wręcz dopasowanie rękawów - są na tyle duże, że spokojnie można weń wcisnąć porządny zimowy sweter i na tyle wąskie aby pasowały także do lżejszego ubioru, a dodatkowo zgrabnie wyglądały. Pozytywnie zaskoczyła mnie także długość płaszcza. Gdy go przymierzyłam odniosłam wrażenie, że wcale nie jest taki krótki jak na zdjęciach producenta, chociaż mierzy sobie dokładnie tyle, ile podano w tabeli, czyli 88 cm. Mogę go również spokojnie nosić do moich sukienek w stylu lolita, gdyż większość z nich ma mniej więcej 90 cm, zatem spod płaszcza wystaje tylko niewielki fragment dolnej krawędzi sukienki lub koronka.
Jak wspomniałam płaszcz zapakowany był w luźną folię ochronną i swobodnie przemieszczał się po bardzo dużym pudle w trakcie transportu, więc nawet jeśli pierwotnie został starannie złożony (w co śmiem niestety wątpić) to i tak wszystko poszło na marne - po otworzeniu pakunku okazało się, że jest on niemiłosiernie wygnieciony. Pocieszający był zaś fakt, że na pierwszy rzut oka mój najnowszy nabytek prezentował się niemal tak samo jak na zdjęciach sklepowych. Błyskawicznie rozwiązały się również wątpliwości co do rozmiar i z każdą kolejną minutą byłam coraz bardziej zadowolona.
Ciekawym elementem wartym wspomnienia są kieszonki, a raczej sposób ich "zabezpieczenia" - zostały one fabrycznie zaszyte i trzeba było je własnoręcznie otworzyć, aby móc normalnie korzystać z płaszcza. Musze przyznać, że tego typu ciekawostkę widziałam do tej pory jedynie w garniturze studniówkowym mojego brata (ach, jaka ja jestem niezorientowana i nieświatowa). Być może stanowi to niezbity dowód, że płaszcz jest nowy (podobnie jak metka umieszczona na zewnątrz pod pachą?), ale po rozprutych szwach pozostają nieestetyczne ślady na podszewce. Oczywiście nie jest to widoczne na co dzień, ale jeśli ktoś przywiązuje dużą wagę do detali to może być niezadowolony.
Poprzednie zdjęcia pokazywały jak płaszcz prezentował się na kilka chwil po rozpakowaniu - listopadowa aura niestety nie ułatwiała zadania, szczególnie fotografom z tak nieprofesjonalnym sprzętem jak mój. Natomiast powyżej widzimy aktualny wygląd płaszcza. Nie jestem pewna, na których fotografiach prezentuje się on gorzej, dla odmiany kwietniowe słońce prześwietla cały obraz aż do bólu. Na szczęście przynajmniej jedna rzecz jest dobrze widoczna - nieestetyczne zagniecenia już dawno zniknęły z powierzchni płaszcza. Nie musiałam nawet niczego prasować, wystarczyło krótkie przetrzymanie w szafie wraz z innymi ubraniami, aby wszystko samoistnie się rozprostowało.
A skoro już mowa o powierzchni - materiał, z którego wykonany został płaszcz jest całkiem przyzwoity. Wełna z poliestrową domieszką w proporcjach pół na pół zapewnia dobrą ochronę przed zimnem i jest bardzo przyjemna w dotyku. Materiał nie uległ do tej pory zmechaceniu w żadnej zewnętrznej części, chociaż nie oszczędzałam okrycia i nosiłam je dosłownie dzień w dzień. Także aksamitna lamówka, którą został obszyty zarówno z przodu jak i z tyłu nadal wygląda idealnie. Kolor materiału jest moim zdaniem bardzo ładny, choć wypada trochę blado w porównaniu z czernią wspomnianego aksamitu. Niestety ciężko uchwycić ów odcień na zdjęciach, jak widać zależnie od pory roku i natężenia światła okrycie prezentuje się skrajnie inaczej. Osobiście uważam jednak, że różnica pomiędzy kolorem materiału a ozdobnymi lamówkami czy guzikami jest korzystna, płaszcz prezentuje się dzięki temu znacznie ciekawiej niż gdyby wszystkie jego elementy były w identycznym odcieniu.
Kaptur uszyto z trzech części materiału połączonych na środku dwoma estetycznymi szwami. Całość obszyta została sztucznym czarnym futerkiem. Futerko jest niczego sobie, trochę się mieni na słońcu, ale ma bardzo sympatyczną strukturę, jest miłe w dotyku, a pojedyncze "włoski" nie wychodzą garściami jak w przypadku płaszcza z Pyon Pyon. Ładnie się również układa, chociaż włosie na tylnej krawędzi odrobinę się spłaszczyło gdy kaptur zbyt długo spoczywał oparty o ramiona.
Trzeba przyznać, że kaptur jest dość mały. Owszem, idealnie pasuje na gołą głowę, jednak jeśli ktoś liczy na osłonięcie oblicza jak w przypadku elfickiej peleryny to spotka się ze srogim rozczarowaniem. Kaptur dobrze ochrania boki twarzy, jednak elementy z natury wystające, jak nos czy broda są już narażone na mocniejsze podmuchy wiatru, które mogą też całkiem zdmuchnąć okrycie z głowy. Natomiast założenie kaptura na głowę uzbrojoną w czapkę, nawet najcieńszą, graniczy z cudem. Mnie się ta sztuka nie udała, a ponieważ zimą z czapki korzystać muszę ze względu na moje nadwrażliwe uszy, sam kaptur okazał się mało przydatny i zwisał jedynie z ramion jako element ozdobny.
Tuż pod szyją znajduje się niewielki zatrzask, którego zadaniem jest trzymanie w ryzach górnych krawędzi. Podobnie jak w przypadku kaptura, nie ma z tym najmniejszych problemów dopóki będziemy się trzymać z daleka od dodatkowych warstw zimowej odzieży. Tym razem szyki pokrzyżował szalik - kolejny element, który jest moim zdaniem nieodzowny zimą, a którego twórcy płaszcza nie wzięli pod uwagę. Nie można go założyć na zewnątrz ze względu na przymocowanie kaptura (to znaczy dla chcącego nic trudnego, cóż to za problem zarzucić szalik pod kaptur? tylko jak to później wygląda...), jeśli więc nie chcemy rezygnować z osłonięcia szyi przed chłodem musimy najpierw okręcić się szalikiem a dopiero później założyć płaszcz. No i właśnie, tego nasz dzielny zatrzask już nie wytrzymuje i od czasu do czasu sam się odpina. Na początku poprawianie go bez spoglądania w lustro sprawiało mi trochę trudności, ale po jakimś czasie idzie się przyzwyczaić. Nitki okazały się jeszcze mniej wytrzymałe i musiałam własnoręcznie poprawić mocowanie zatrzasku.
Rękawy były moją największą zmorą w płaszczu z F+F - przesadnie szerokie, kiepsko się układały, a porywisty zimowy wicher potrafił w nich szaleć niczym w otwartym kominie. Te oraz kilka innych drobnych rozczarowań skutecznie nauczyło mnie, że recenzje ubrań typowo użytkowych i zaprojektowanych na konkretną pogodę (butów, płaszczy, spodni etc.) należy tworzyć dopiero po pewnym czasie użytkowania, gdyż pierwsze wrażenie może okazać się bardzo zwodnicze. Z czystym sumieniem spieszę zatem donieść, że w kwestii rękawów Restyle stanęło na wysokości zadania.
Jak wspominałam są one wręcz idealnie skrojone i wyglądają bardzo zgrabnie niezależnie od tego jak tęgie odzienie mamy pod spodem. Przy lżejszych ubraniach rękawy nie odstają i nie ulegają spłaszczeniu, a jeśli na zewnątrz jest prawdziwy mróz i nałożymy płaszcz na porządny wełniany sweter o grubym splocie, odczujemy jedynie, że całość jest dobrze dopasowana i co najważniejsze nie krępuje ruchów. Wewnątrz znajduje się szeroki pas wełnianego materiału, a dopiero później podszewka. Płaszcz z F+F nie posiadał takiego rozwiązania i podszewka bardzo często wystawała znad krawędzi rękawów, co potrafiło być naprawdę irytujące. W okryciu z Restyle takiego problemu nie ma. Futerko nosi śladu użytkowania jedynie przy dolnej krawędzi (nic dziwnego zresztą, w końcu tam narażone jest na największe interferencje), a poza tym nadal prezentuje się bardzo dobrze. Co prawda od czasu do czasu tu i ówdzie pokażą się jakieś pojedyncze nitki, ale wystarczy jeden ruch nożyczkami i po kłopocie.
W przeciwieństwie do zagnieceń na wełnianym materiale, otwory po nitce z rozpruwanych kieszeni niestety nie chcą samoistnie zniknąć. Na szczęście krawędzie ściśle przylegają do płaszcza i niechciany wzorek nie jest widoczny przy normalnym użytkowaniu. Kieszonki są tutaj kolejnym elementem, z którego jestem wyjątkowo zadowolona. Płaszcz Fanplusfriend ich nie posiadał i praktycznie na każdym kroku dotkliwie odczuwałam ów brak. Podobnie jak w przypadku rękawów, Restyle odwaliło tutaj kawał dobrej roboty. Kieszonki są skromne, na pierwszy rzut oka niemal niewidoczne, a jednocześnie bardzo pojemne. Zaprojektowano je tak, aby po włożeniu przedmiotu nie wybrzuszały się na zewnątrz, tylko do środka, mogłam więc spokojnie przechowywać w nich moje długie wełniane rękawiczki do łokci bez obaw o estetyczny wygląd płaszcza. W środku po jednej stronie znajduje się podszewka, po drugiej wełniany materiał. Krawędzie obszyte czarnym aksamitem ładnie komponują się z całością, a sam aksamit - tak jak w przypadku ozdobnych lamówek - dobrze zniósł dotychczasowe użytkowanie.
Dolna krawędź okrycia zaopatrzona w monstrualny kawał sztucznego futra od początku budziła moje wątpliwości. Z natury wolę skromniejsze akcenty ozdobne, a wszelkiego rodzaju futra najchętniej widzę na kapturze i rękawach, w dodatku w rozsądnych, minimalnych ilościach. Płaszcz wydawał mi się za krótki aby godnie udźwignąć takiego futrzaka. Jednak wbrew moim obawom futerko nie deformuje kształtu płaszcza - wręcz przeciwnie, całość bardzo ładnie się układa i zachowuje rozkloszowany fason. W dodatku okazało się, że taka ilość futrzanego obszycia na tej wysokości jest bardzo korzystna! Za każdym razem gdy siadałam na ławce czy w komunikacji miejskiej futerko zamieniało się w wygodną poduszkę>D Żadne zimne czy twarde siedzenie nie było mi straszne - oto kolejna rzecz, która sprawiła, że używanie okrycia z Restyle stało się jeszcze przyjemniejsze.
Jak wiadomo poły dwurzędowego płaszcza powinny nachodzić na siebie tak, aby jedna strona była przypięta guzikami na zewnątrz, a druga lądowała pod spodem, również zapinana na pojedynczy ukryty guzik. Tak też się stało w powyższym przypadku, jednak producent pozwolił sobie na wprowadzenie pewnej zmiany, która niestety bardzo niekorzystnie wpłynęła na używanie okrycia. Otóż poły praktycznie na siebie nie nachodzą, tylko stykają się niemal na krawędzi. Ilość materiału, która powinna powędrować do środka jest minimalna, żeby nie powiedzieć zerowa, a rolę ukrytego guzika pełni jedynie opisywany wcześniej, odpinający się zatrzask. Z tej przyczyny pomiędzy poszczególnymi zewnętrznymi guzikami tworzą się przerwy (szczególnie podczas siadania), przez które swobodnie przedostają się porywiste podmuchy wiatru. Zdarzyło się kilka razy, że wyszedł mi przez nie także fragment szalika:x Jest to bez wątpienia najsłabszy element całego projektu.
Dla porównania wyciągnęłam z szafy mój kruczy płaszczyk zakupiony dawno temu w sh (to chyba płaszcz z najdłuższym stażem, jaki się u mnie uchował - uwielbiam go). Nie jest on co prawda zimowy, lecz typowo wiosenny (można go również obejrzeć w stylizacji Skeleton at the gates), dlatego tym bardziej zaskakuje fakt, że zachodzące na siebie poły są w tym przypadku szersze i o wiele lepiej chronią przed wiatrem, a żaden element ukrytej pod spodem garderoby nie przedostanie się na zewnątrz. Jak widać Restyle zdecydowanie poskąpiło w swoim projekcie materiału, a ich dwurzędowy płaszcz jest pod tym względem trochę oszukany, bo zdecydowanie bliżej mu do jednorzędowego.
Guziki zostały wywołane do tablicy, a zatem najwyższy czas przyjrzeć się im bliżej. Posiadają metalową stopkę obciągniętą aksamitnym materiałem, dokładnie takim samym z jakiego wykonane zostały obszycia kieszonek oraz ozdobne lamówki. Tutaj również nie widać żadnych oznak zmęczenia materiału, chociaż guziki narażone były na przewlekanie przez oczka nawet kilka razy w ciągu dnia. Metalowa stopka to ich główny atut - dzięki niej trzymają się pewnie i nie trzeba się martwić, że mogą ulec zniszczeniu, jak to miało miejsce w płaszczu od Pyon Pyon, gdy to pewnego dnia podczas zapinania okrycia oderwałam guzik od plastikowej stopki... Jednak po wszystkich płaszczach wyprodukowanych w Chinach można się spodziewać jednego - trzeba koniecznie samemu lepiej przyszyć guziki. Ich fabryczne mocowanie jest bardzo słabe i grozi zgubieniem, a Restyle niestety nie pomyślało o dołączeniu choćby jednego zapasowego egzemplarza. Dziurki na pierwszy rzut oka wyglądały na porządnie obszyte, ale nawet z nich po jakimś czasie zaczęły strzępić się nitki.
Po rozpięciu płaszcza naszym oczom ukazuje się czarna podszewka. Na zdjęciach wyjątkowo się błyszczy, jednak w rzeczywistości jest bardzo porządna, miła w dotyku, nie "klei się" do sylwetki i nie elektryzuje. Składa się z kilku kawałków materiału, dzięki czemu jest mocno przytwierdzona do całości i nie przemieszcza się. Sam materiał okazał się na tyle dobry gatunkowo, że nie rozchodzi się w szwach, co niestety ma miejsce w moim płaszczyku od Hell Bunny (ale on doczeka się jeszcze własnego sprawozdania z użytkowania). Pomiędzy podszewką a wełnianym materiałem umieszczono warstwę ocieplenia. Byłam bardzo ciekawa jakie będą moje wrażenia na żywo, gdyż na zdjęciach sklepowych dzieło Restyle wyglądało mi na połączenie płaszcza z puchową kurtką. I na dobrą sprawę nie pomyliłam się, gdyż zastosowany tutaj polyfill to wypełnienie charakterystyczne właśnie dla tego typu kurtek. Warstwa musi być jednak dość cienka, bowiem płaszcz nie wygląda na "napompowany" i daleko mu do niezgrabnych gabarytów puchowych okryć. Mimo to moim zdaniem dobrze spełnia swoją rolę, w połączeniu z wełnianym materiałem o dobrej gęstości faktycznie chroni przez mrozem. Podczas 6-miesięcznego użytkowania nie zmarzłam w nim ani razu, chociaż mam wrażenie, że miniona zima była wyjątkowo łagodna i nie stanowiła specjalnego wyzwania dla tego płaszcza.
Podszewka została bardzo starannie wszyta w wełniany materiał, nie rozpoczyna się tuż przy krawędziach płaszcza, co jest zarówno bardzo estetyczne, praktyczne oraz wygodne. Oczywiście gdzieniegdzie dostrzec można pojedyncze wystające nitki, ale naprawdę nie bądźmy już drobiazgowi - nie wiem czy można tego całkowicie uniknąć, a przy takiej ilości materiału nie jest ich wcale dużo.
Podczas dokładnych oględzin wewnętrznej części płaszcza na potrzeby tej recenzji odnalazłam jedyny fragment materiału, który jednak uległ zmechaceniu. Znajduje się on dokładnie na środku tylnej krawędzi, tuż pod podszewką. Zastanawiam się czy faktycznie akurat w tym miejscu płaszcz spotykał się ze wzmożonym oddziaływaniem sił zewnętrznych. Jakby nie patrzeć jest to akurat ta część, na której się siada, a wówczas wszelkie materiały ukryte pod odzieżą wierzchnią: sukienki, spodnie, tiule i rajstopy wchodzą z wełnianą tkaniną w fizyczną interakcję, więc powstanie w tym miejscu zmechacenia jest jednak uzasadnione. Oby reszta płaszcza opierała się temu zjawisku nieco dłużej.
W okolicach karku podszewkę zastąpił półkolisty fragment wełnianego materiału - jest to rozwiązanie często widywane w płaszczach, zapewnia bardziej komfortowe noszenie. W tym miejscu producent zwykle umieszcza swoje logo, niestety Restyle pozostawiło tą przestrzeń pustą. Trochę szkoda, jej zmyślne zagospodarowanie wyglądałoby bardziej prestiżowo, nawet Pyon Pyon pomyślało o odpowiednim hafcie, a Hell Bunny umieściło dużą metkę z ozdobną grafiką. Jak widać nasz rodzimy sklep woli poprzestać na swoich tradycyjnych i mało interesujących metkach - ale co tam, najważniejsze, że jest adres internetowy... Zabrakło również uchwytu umożliwiającego powieszenie okrycia na wieszaku. Jest to bardzo istotna kwestia dla kogoś, kto pomyka w płaszczu na uczelnie i musi zostawiać go w szatni. Panie szatniarki strasznie kręciły nosem na brak tego drobnego elementu a ja nie znalazłam żadnej na tyle wytrzymałej tasiemki aby przyszyć go własnoręcznie i koniec końców mój biedny płaszcz każdorazowo wieszany był w szatniach mojej Alma Mater za kaptur:x
Tylna cześć płaszcza również wolna jest od jakiegokolwiek zmechacenia materiału, a futerko tak na rękawach jak i przy dolnej krawędzi prezentuje się identycznie co z przodu, mimo wielokrotnego używania go w ramach poduszki. Tak naprawdę jedyną rzeczą, której warto poświęcić jeszcze chwilę uwagi jest wiązanie gorsetowe - element jakże oczywisty i niezbędny, szczególnie w tego typu odzieniu. Bardzo dobrze spełnia ono swoją rolę, pozwala na ładne dopasowanie całości do sylwetki w zależności od ubioru, który mamy pod spodem. Dodatkowo dzięki niemu rozkloszowany dół płaszcza bardzo pięknie się układa - materiał zawinął się do wewnątrz wzdłuż ozdobnych pionowych lamówek, między którymi umieszczono wiązanie, tworząc uwypuklenie na kształt turniury.
Takie nawarstwienie materiału bardzo fajnie się prezentuje, zwłaszcza podczas chodzenia, kiedy to kołysze się niczym prawdziwa ciężka suknia (potęguje również efekt poduszki>D). Nie byłoby to jednak możliwe gdyby płaszcz był mniejszy lub za duży - za tak urocze ułożenie wełnianej tkaniny odpowiedzialne jest właśnie wiązanie gorsetowe, zaciśnięte tylko do pewnego stopnia. Od początku nie miałam zamiaru ściskać się za jego pomocą maksymalnie, w końcu płaszcz to nie gorset i mimo wiązania nie zapewni nam talii osy. Uniemożliwia to zresztą sam charakter zimowej odzieży, która nie wysmukli nam figury, więc po co w ogóle próbować? Moim zdaniem najlepiej dopasować wiązanie tak, aby płaszcz ładnie przylegał do sylwetki i jednocześnie umożliwiał swobodne oddychanie czy spożywanie posiłków - dzięki temu po jednorazowym zawiązaniu możemy zostawić takie ustawienie na stałe, nie ma potrzeby mocowania się z wiązaniem przy każdym kolejnym zakładaniu płaszcza:)
Budowa wiązania także zasługuje na pochwałę. Pomiędzy aksamitnymi lamówkami widnieją dwa wystające pasy materiału, na których umieszczono oczka do przewlekania wstążki. Oczek jest tylko osiem sztuk - wydawać by się mogło, że to mało, jednak w praktyce taka ilość w zupełności wystarczy aby swobodnie regulować szerokość płaszcza. Zamiast wstążki mamy czarną sznurówkę, która okazała się bardzo wytrzymała. Nie rozciąga się, nie odkształca i nie zawija jak w przypadku wstążek atłasowych czy aksamitek, zaś jej końce zostały fabrycznie zabezpieczone aby się nie strzępiły. Raz zasznurowany płaszcz zachowuje swoje wymiary dopóki nie postanowimy ich zmienić, sznurówka trzyma wszystko w ryzach. Bardzo cieszy mnie również fakt, że po zawiązaniu w górnej części pleców materiał nie tworzy garba. Skąd ten pomysł? Otóż w płaszczu od F+F niestety tak właśnie było, głównie z tego względu, że był on na mnie za duży i musiałam się ściskać niemal maksymalnie. Prowadziło to do okropnego zmarszczenia materiału na środku pleców, a ja mogłam się jedyne ratować poprzez przykrycie "garba" dołączoną do płaszcza pelerynką. Po takich doświadczeniach to dla mnie prawdziwe szczęście, że zakup z Restyle jest do moich wymiarów tak dobrze dopasowany.
Płaszcz bez wątpienia nie jest idealny. Warstwa ocieplenia mogła być jeszcze odrobinę grubsza, sam projekt - o kilka centymetrów dłuższy, podobnie jak zachodzące na siebie poły płaszcza, które lepiej chroniłyby dzięki temu przed porywistym wiatrem. Jednak z moich poprzednich doświadczeń jasno wynika, że idealny płaszcz zimowy po prostu nie istnieje i najwyższy czas przestać uganiać się za Świętym Graalem wyrosłym z moich własnych wygórowanych oczekiwań. Dzieło Restyle ma wystarczająco dużo zalet, abym była z niego zadowolona, płaszcz bardzo przyjemnie nosi się na co dzień i pasuje do każdego stroju, nawet bardziej wpadającego w klimaty lolita fashion. Służył mi bardzo dobrze przez te 6 miesięcy i mam nadzieję, że będę mogła na niego liczyć również w następnych sezonach (oraz że znów mnie diabeł nie podkusi, by go wymieniać na coś innego).

14 komentarzy:

  1. Tego typu kieszenie są zaszywane w trakcie szycia żeby się nie zdefasonowały podczas pierwszego prasowania na szwalni. Błędem by było jakby nie były zaszyte.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim układzie błąd wkradł się przy produkcji mojego płaszcza z Hell Bunny - ma on takie samie kieszenie a nie były one zaszyte gdy do mnie trafił.

      Dzięki za informacje, nie miałam o tym pojęcia:)

      Usuń
  2. Płaszcz jest naprawdę bardzo ładny i myślę, że recenzowanie go po takim czasie to bardzo fajny pomysł. Przynajmniej wiadomo, jak "działa".
    Ja chyba bym się nie zdecydowała na kupno płaszcza przez internet, takie rzeczy wole mierzyć :3

    http://cute-world-by-iris.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, brak możliwości przymierzenia danej rzeczy to największy problem przy zakupach przez internet. Z okryciami wierzchnimi problem jest szczególny, sama przekonałam się o tym zdecydowanie zbyt dużą ilość razy. Cóż jednak zrobić gdy w stacjonarnych sklepach nie ma takich fajnych ubrań jak w internetach?^^' Całe szczęście zamówiony towar zawsze można odesłać jeśli wybraliśmy zły rozmiar, ale jak wiadomo z tym też bywają czasem problemy.

      Usuń
  3. Oczy mi się zaświeciły jak pięciozłotówki O.O
    Płaszczyk naprawdę piękny :)
    Gdyby nie moja postura, sama bym taki zamówiła :)
    Lata temu kupiłam zwykły, prosty płaszcz made in Poland - długi do samej ziemi z kapturem (całkiem sporej głębokości) w kolorze bardzo ciemnego grafitu. Wyglądałam prawie jak Neo z Matrixa (gdyby nie ten kaptur :P ) albo gdyby mi dano kosę - jak sama Śmierć we własnej osobie :P
    W każdym razie zakupiłaś zajefajny ciuch ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie się tam bardzo podoba matrixowa koncepcja, jestem fanką płaszczy do ziemi:)
      Dzięki^^

      Usuń
  4. Muszę przyznać, że ten płaszcz to jedna z niewielu rzeczy, która udała się Restyle :D
    Mój egzemplarz przetrwał sezon zimowy bez najmniejszych problemów: nie zmechacił się, nic się nie urwało, futro dalej wygląda dobrze. Nie zmarzłam w nim ani razu, a kaptur po prostu uwielbiam ♥ Należę niestety do grona tych osób, które najpierw zakładają kaptur, a następnie dokładnie okręcają się dwumetrowym czarnym szalem :"D Być może wygląda to średnio, ale nawet najgrubsza czapka podczas zimowego wiatru nie izoluje wystarczająco mojej głowy - jest mi zwyczajnie zimno i tylko kaptur "przykręcony" do głowy/szyi stanowi odpowiedni ratunek.
    Śmiechłam czytając fragment o siedzeniu w płaszczu - futerko na dole to faktycznie duży plus, jest mięciutko i ciepło >D
    Poza tym ciekawa sprawa z tą spinką. Właśnie za to Cię cenię: rzetelna recenzja, bez owijania w bawełnę. Nawet gdyby ristajl wcisnął Ci komplet gratisów, to i tak opiszesz prawdę i nie ominiesz żadnego detalu (a nawet lekko pociśniesz po dodatku) >D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam niestety problem z kapturem (albo moja głowa jest po prostu taka wielka...) i z zatrzaskiem. Ale poza tym zgadzam się w 100%, ten płaszcz to jedna z najlepszych rzeczy jakie kiedykolwiek pojawiły się w Restyle.

      Cóż, staram się zawsze pisać prawdę i żadne podarki na to nie wpłynął, ale czasem przy niektórych recenzjach gubi mnie mój własny nadmierny entuzjazm.

      Usuń
  5. Kurde, jak ja futra nie lubię. XD
    Fajnie, że ten zakup Ci się udał. :) Restyle chyba powoli zaczyna się przykładać. Chyba.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet sztucznego?:D To futro świetnie działa jako poduszka pod tyłek gdy się siada na zimnym siedzeniu w komunikacji miejskiejXD

      Akurat płaszcz udał im się świetnie, ale jak to mówią "jedna jaskółka wiosny nie czyni":q

      Usuń
    2. Tak, nie brzydzę się zwierzakiem, tylko mi się nie podoba. ;) *macała futro z lisa* D:

      Usuń
    3. Ja też nie brzydzę się zwierzakiem, wręcz przeciwnie - czuję sentyment i sympatię do wszystkich ssaków, cenię je żywe bardziej niż modę, urodę i wygodę człowieka, dlatego osobiście nie lubię naturalnego futra:) Ale sztuczne futerko, jeśli jest ładnie wykonane, to co innego. Nadal uważam, że w tym płaszczu jest go trochę za dużo, ale na dłuższą metę przestało mi to przeszkadzać.

      Usuń
  6. Dzięki Twojej recenzji przekonałam się do tego płaszcz i postanowiłam go kupić!

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo się cieszę, że recenzja pomogła w podjęciu decyzji:) Dzięki za komentarz!♥

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.