niedziela, 27 lipca 2014

Rose Melody Rosa Aroma JSK

Pozwolę sobie na jeszcze jedną małą recenzję, a następnie (w końcu) pojawi się tutaj notka o znacznie bardziej ambitnej treści - obiecuję! Tymczasem temat dzisiejszych rozważań widać już na pierwszy rzut oka - jest to czarna żakardowa sukienka od Rose Melody. Czy aby na pewno taka żakardowa i faktycznie z tej słynnej firmy? Cóż, zacznijmy od początku.
Rosa Aroma JSK była dostępna w sprzedaży na długo zanim zaczęłam interesować się lolita fashion w takim stopniu, aby regularnie przeglądać strony znanych producentów. Nigdy więc nie widziałam jej wśród oficjalnych produktów tej firmy. Moją podejrzliwość wobec sukienki pogłębił napis znajdujący się na zdjęciu "sklepowym" - brzmi on Roes Melody, nie Rose... Z drugiej strony nazwa z metki jest już poprawna, a sama metka okazała się być charakterystyczna dla ich wczesnych produktów. Dopiero z czasem uległa ona iście barokowemu przekształceniu, co można było zaobserwować w sukience Merry-Go-Arround JSK. Jednak mój - jak łatwo zgadnąć - odkupiony z drugiej ręki egzemplarz różni się kilkoma szczegółami od modelu Rosa Aroma, o którym czytałam w innej recenzji.
Jednak po kolei. Z informacji, które są mi znane wynika, że jestem prawdopodobnie czwartą (a może nawet i piątą) właścicielką tej sukienki i jest to niestety dość widoczne. Gdzieś po drodze zagubił się ozdobny, barokowy panel pokryty koronką, który według zamysłu producenta miał swoje miejsce na dekolcie. Dziewczyna, od której odkupiłam sukienkę już go nie posiadała, pozostały po nim jedynie wybrakowane zapięcia, koślawo wszyte w podszewkę.
Jednego z nich nawet brakuje, ale teraz i tak nie ma to znaczenia. Wyprułam je, nie będzie z nich już żadnego pożytku. Sukienka nie posiadała również żadnych waist ties, a jak wynika z innego zdjęcia producenta (***klik***) Rosa Aroma powinna takowe wstążki do wiązania w talii mieć. Natomiast w moim egzemplarzu nie było nawet śladu po przytrzymujących je guzikach. Nie mam jednak zamiaru płakać po tych dwóch dodatkach. Waist ties nie lubię, a panel najpewniej wydałby mi się zbyt strojny i nawet bym go nie używała. Nic straconego.
Sukienka wykonana została z materiału ozdobionego printem (ale o nim nieco później), posiada jednak gładkie wstawki, które urozmaicają cały projekt. Po obu stronach, w miejscu łączenia obu materiałów wstawka obszyta jest ozdobną taśmą gipiurową. Prezentuje się ona bardzo ładnie, ząb czasu nie pozostawił na niej śladów. Co innego trzy małe kokardki, które w tej chwili raczej straszą niż stanowią jakąkolwiek ozdobę. Tylko jedna z nich zachowała w miarę przyzwoity kształt, pozostałe wyglądają mizernie, a print, który pierwotnie również się na nich znajdował, jest niemal całkowicie sprany. Zamierzam je odpruć, być może pozostawię tylko tą jedną u góry. Reszta jest okropna, poza tym nie widzę żadnego sensu w umiejscowieniu kokardek pod biustem oraz w talii, jedynie przeszkadzają. A im mniej tym lepiej♥
Dół sukienki jest bardzo ładnie rozkloszowany, nie przybiera kształtu bombki, jak to miało miejsce w przypadku Merry-Go-Around JSK, fałdy są równomierne i zgrabnie się układają, nawet bez użycia halki (co mnie akurat wyjątkowo cieszy>D). Całość jest trochę krótka, dla wysokich osób nie będzie kwalifikować się do loli stylizacji (jakie to szczęście, że ja nie jestem już lolitą>D). Jednak taki stan rzeczy nie powinien nikogo tak naprawdę dziwić. Produkty Rose Melody są w końcu szyte na wymiary osoby zamawiającej i trzeba mieć świadomość, że odkupiona sukienka nie będzie się na nas układać tak samo jak na pierwszej właścicielce.
Przekonałam się o tym już w przypadku wcześniejszej JSK (***klik***), która również była na mnie za krótka, a co gorsza miała za wysoko umiejscowioną talię. Mimo to postanowiłam ponownie zaryzykować, a Rosa Aroma pozytywnie mnie zaskoczyła. Góra sukienki okazała się być odpowiedniej długości i talia znajduje się we właściwym miejscu. Z drugiej strony dysproporcja pomiędzy długą górą a krótkim dołem jest nieco zastanawiająca... Na szczęście z długością można sobie w bardzo prosty sposób poradzić podkładając pod spód najzwyklejszą rozkloszowaną czarną spódnicę - będzie wyglądała jak kolejna falbana i przedłuży sukienkę.
Czas aby nieco dokładniej zbadać anatomię owej sukienki. Pierwszą warstwę już znacie, stanowi ją wspominany czarny materiał z printem, którego dolna krawędź obszyta jest drobną taśmą ozdobną. Spod owego brzegu wystaje czarna falbana, która wydaje się być jedynie częścią większej partii materiału. Nic bardziej mylnego. Co prawda falbana faktycznie jest dość szeroka, ale matowy materiał, z którego została wykonana nie stanowi oddzielnej warstwy, został jedynie przyszyty do błyszczącego poliestru, który ukrywa się pod spodem.
Zostańmy jednak jeszcze na chwilę przy zewnętrznym materiale. W dotyku przypomina on bawełnę, jednak wątpię, aby obyło się tutaj bez jakiejkolwiek sztucznej domieszki. Co więcej jest wyjątkowo cienki - jeśli odwrócimy go na lewą stronę i spojrzymy pod światło, jesteśmy w stanie dokładnie obejrzeć wzór przebijający przez tkaninę, a nawet dostrzec jej splot. Uznałabym to za zaletę, sukienka byłaby dzięki temu idealna na lato i nie przeczę, że właśnie z takim zamiarem ją zakupiłam. Niestety cały mój szatański plan popsuła podszewka...
...będąca jednocześnie tą samą błyszczącą, poliestrową warstwą, do której przymocowano opisywaną powyżej czarną falbanę. Na tym warstwy w sukience się kończą, mamy jedynie przerażająco cienki materiał z printem a tuż pod nim jego całkowite przeciwieństwo - ciężką podszewkę z oszukaną falbaną. Sukienka nie nadaje się zatem na upalną, letnią pogodę zwłaszcza, jeśli chciałabym podłożyć pod spód jeszcze spódnicę w celu przedłużenia całości.
Trudno określić, na jaką pogodę sukienka się tak naprawdę nadaje przy tej długości i tak ciężkiej podszewce. Jej ciężar nie wynika z gramatury samego materiału - matowa falbana nie jest bowiem jedynym elementem, który został do niej przymocowany. Po lewej stronie podszewki widać równomierny ścieg utrzymujący kolejne warstwy, dodatkowo obciążające błyszczący poliester. Owe warstwy to nic innego jak znajdująca się z tyłu turniura.
Tył sukienki najbardziej mnie zastanawia. Pomijam już fakt, że materiał z printem, który zachodzi w tym miejscu na turniurę jest nierówny - po obu stronach kończy się na różnej wysokości. Nie widać tego może na pierwszy rzut oka, ale nie sposób przyznać, że wygląda to profesjonalnie. Zastanawiają mnie jednak dwie inne rzeczy, które zupełnie nie zgadzają się ze zdjęciami tego modelu znalezionymi przeze mnie przed zakupem (***klik***). Muszę w tym miejscu dodać, że znalezienie pomocnych zdjęć przedstawiających tą JSK wcale nie jest proste, o recenzjach nie wspominając (trafiłam na raptem jedną), co również mnie zaskoczyło.
Pierwszym zdziwieniem był brak wiązania na plecach. Na jedynych znalezionych przeze mnie (rzeczywistych) zdjęciach, które pokazywały tył sukienki obecne było nie tylko wiązanie gorsetowe, ale także shirring. Natomiast mój egzemplarz ma zupełnie gładkie "plecy", analogiczne z przodem sukienki. Osoby spostrzegawcze zauważą także, że ozdobna taśma w mojej sukience jest skierowana brzegiem na zewnątrz, w stronę materiału z printem, natomiast na znalezionych fotografiach - do wewnątrz, dzięki czemu ukrywa materiałowe haftki wiązania, przez które przewleczono wstążkę. Wystarczyło jednak przeczytać recenzję, aby zrozumieć, że shirring i wiązanie nie są standardem w przypadku tego modelu, a zostały wykonane na życzenie właścicielki. Aby otrzymać takie udogodnienie należało dopłacić 6 dolarów.
Jaka szkoda, że do mnie nie trafił podrasowany w ten sposób egzemplarz, a jedynie wybrakowana wersja podstawowa. Drugą niespójną rzeczą okazała się być turniura, a w zasadzie materiał, z którego ją wykonano. Na zdjęciach ze wspominanej recenzji (***klik***) jest on wyraźnie błyszczący, mieni się pod wpływem światła w charakterystyczny, niemal brokatowy sposób. Moja turniura jest zupełnie matowa, wykonana z tego samego, przypominającego bawełnę materiału co cała reszta sukienki. Z tej różnicy jestem akurat bardzo zadowolona, błyszczące falbanki na tyłku są ostatnią rzeczą, o jakiej mogłabym marzyć.
Po podniesieniu wzorzystej tkaniny z przodu sukienki ukazywała się nam prawda na temat czarnej falbany. Co odkryjemy, jeśli wykonamy ten sam manewr z tyłu? Rozczarowanie dotyczące wykonania turniury. Nierówne fragmenty materiału z printem połączone zostały swoistym mostkiem w postaci pierwszej falbany, który notabene różni się odcieniem czerni od pozostałych części ozdoby. Ta sprytna konstrukcja miała zasłaniać poliestrową podszewkę, do której wszystko zostało przymocowane i faktycznie spełnia swoją rolę. Do czasu...
Wystarczy bowiem mocniejszy podmuch wiatru lub gorzej - moja złośliwa ingerencja i widać wszystko jak na dłoni. Być może to po prostu moje staroświeckie podejście do tematu, jednak trochę mi dziwnie ze świadomością, że podszewka jest w tym miejscu praktycznie na wierzchu, zasłania ją jedynie kilka pasków materiału przyszytych jakby w pośpiechu i dość niedbale. Długość owych falban również pozostawia sporo do życzenia, ich boczne krawędzie ledwo ukrywają się pod wzorzystą tkaniną. Byłoby o wiele lepiej dla turniury, gdyby były dłuższe.
I w końcu print, który wcale nie jest żakardowy, a przynajmniej nie według definicji (ciężko zresztą nazwać żakard printem, a print żakardem). Nie powstał bowiem na skutek tańca przeplatanych nici, jest to zwyczajny print o fakturze przypominającej aksamit, wytłoczony (czy też "wypalony") na powierzchni materiału. I w przeciwieństwie do żakardowych materiałów niezwykle łatwo się spiera, co niestety widać w kilku miejscach mojej sukienki. Na szczęście trzeba się przyjrzeć z bliskiej odległości, aby to zauważyć. Nie zmienia to jednak faktu, że wzór jest bardzo ładny, ciekawy i nie przytłacza. Podsumowując, jest godny uwagi.
I choć sam print zyskał moją aprobatę, postanowiłam pokazać pewną ciekawostkę, która udowadnia, że firma Rose Melody nie popisała się niczym wyjątkowym przy jego stworzeniu. Posiadam bowiem inną sukienkę, która została ozdobiona printem w ten sam sposób co Rosa Aroma, również aksamitnym i tak samo zagrożonym łatwym spieraniem. Sęk w tym, że owa druga sukienka pochodzi z sieciówki, jaką jest H&M i oczywiście kosztuje znacznie mniej niż projekt Rose Melody, nawet pochodzący z ich wczesnej działalności. Nie jest to zresztą pierwszy przypadek, gdy za sprawą magicznego określenia "lolita" ludzie są w stanie zapłacić o wiele więcej za sukienkę, która tak naprawdę wykonana została w dość pospolity sposób♥
Zastanawiam się czy jakiekolwiek podsumowanie ma tutaj sens, skoro mówimy o sukience, która od dawna jest niedostępna w regularnej sprzedaży, a mój egzemplarz przebył długą i męczącą drogę zanim do mnie trafił. Rosa Aroma jest ładna, ale na pewno nie pokusiłabym się na JSK prosto od producenta za pełną cenę, nie ma w niej tak naprawdę nic niezwykłego. A co z moim wybiedzonym używanym egzemplarzem? Najpewniej dokona u mnie żywota. Jest to idealna sukienka na co dzień - ciekawa, w miarę elegancka i w takim stanie, że już nie strach ją ubrudzić. Mimo okropnej podszewki zamierzam korzystać z niej latem, o ile temperatury zachęcą mnie do założenia czerni. I nie mam nawet zamiaru udawać, że stylizacje z nią będą lolicie, nie pozwoli na to zarówno długość oraz mój nikczemny zamiar noszenia jej jak zwykłej sukienki na ramiączkach, bez żadnych koszul czy innych tego typu podkładek. A czy rzeczywiście uda mi się wymyślić coś interesującego z jej udziałem? To się okaże>D

10 komentarzy:

  1. To nie print, to flock >D
    Bez tych wstawek na dekolcie całość faktycznie prezentuje się dość pospolicie, nawet się nie domyślałam, że są odczepiane (a były one chyba jednym z głównych powodów tego, że sukienka mi się nie podobała >D). A o umiejscawianie kokardek nad biustem, pod biustem i w talii zgłaszaj pretensje do projektantów z epoki rokoko >D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie znam się, w kwestii ubrań posługuję się prostym językiem entuzjasty-ignoranta>D Ale teraz będę o jedno trudne słowo mądrzejsza^^
      Gdy pozbędę się większości kokardek będzie wyglądać jeszcze bardziej pospolicie, czyli w sam raz dla mnie. A pretensji mieć nie będę, nie ich wina, że ja mam tak przerażająco praktyczne spojrzenie na wszystko (poza tym muszę w tej kiecy zrobić miejsce na pasek).

      Usuń
  2. Może spróbujesz to jakoś przyszyć do siebie, żeby nie latało? *.*
    [Czy tylko dla mnie ta druga sukienka jest ładniejsza? :$]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiałabym zszyć całą podszewkę z zewnętrznym materiałem i jeszcze wymyślić coś mądrego w okolicy turniury, żeby to jakoś połączyć... Nie sądzę, abym dała radę:q
      [No nie mów mi, że podoba Ci się ten brokatowy materiał z tyłu na turniurze;_;]

      Usuń
  3. Ech ta Ra, a już miałam zabłysnąć znajomością flocku >D

    Sukienka jest piękna (jest, nie zmienię zdania!). Ten konkretny egzemplarz już od jakiegoś czasu przykuwał moją uwagę (kojarzę co najmniej 2 ostatnie właścicielki), szkoda jednak było mi zapłacić tyle, ile sobie za nią życzyły (już wtedy JSK nie posiadała wstawki na dekolcie i nie wyglądała na egzemplarz zachowany w stanie idealnym). Ciekawi mnie ile za nią zapłaciłaś (ale zapewne się tego nie dowiem >D ).
    Co do gorsetowego sznurowania - jeśli nie zmierzasz się jakoś strasznie ściskać, to możesz użyć koronki z tyłu jako "oczek" dla tasiemki. Sprawdzony patent.
    Imho, sukienkę można spokojnie nosić zarówno do zwykłych gotyckich stylizacji, jak i do lolicich (jeśli tylko tego zapragniesz i zaopatrzysz się w underskirt).

    Poza tym odlatuję na myśl o połączeniu tej sukienki z tą bluzką:
    http://3.bp.blogspot.com/-G_uwJBNFs7g/UsR9E09MdOI/AAAAAAAAL6A/LcT0pf4azIY/s1600/005.JPG
    i szyfonowym underskirtem.

    P.S. Jeśli znudzisz się sukienką i bluzką to daj znać, będę je kochać mocno >D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To wy błyszczcie, a ja zadowolę się moją umiarkowaną miłością do ubrań, która nie wymaga ode mnie posługiwania się tak fachowym słownictwem>D Wolę zachować miejsce w bruzdach mojego mózgu na trudne określenia z wielu innych dziedzin, które interesują mnie znacznie bardziej<3

      Teraz jest raczej biedna, a będzie jeszcze biedniejsza>D Nic nie poradzę, że taka mi pasuje^^' Zapłaciłam za nią stanowczo za dużo niż zezwalałby na to jej stan>D
      Myślałam o tym, ale sukienka jest na mnie w sam raz i bez shirringu nie ma dosłownie czym manewrować, więc wiązanie traci sens. A underskirt oczywiscie mam:D

      Tą bluzkę łączyłam już z moją wcześniejszą sukienką z Rose Melody, więc na razie nie chcę się powtarzać:) Z bluzką nie planuję się rozstawać, a gdybym chciała pożegnać się z sukienką to musiałabym ją pewnie sprzedać za śmieszne pieniądze, a to nie bardzo mi się uśmiecha, więc tak jak pisałam w notce, najpewniej dokona ona u mnie żywota^^'

      Usuń
    2. Czekam zatem na stylizację - czy to lolicią, czy casualową - na Tobie i tak sukienka będzie prezentować się dobrze. Świadomość tego, że zestawisz ją gustownie i ze smakiem sprawia, że zaczynam się niecierpliwić >D

      Usuń
  4. Piękne obie sukieneczki pozdrawiam miłośniczka Gothic

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.