sobota, 26 grudnia 2015

Silme's Wardrobe Post part IV - casual clothes

Minęły wieki odkąd ostatni raz chwaliłam się moimi casualowymi zdobyczami. Dlatego tym razem postanowiłam powrócić do tematu w wyjątkowej formie - formie Wardrobe Posta. Pokażę zatem nie tyle najnowsze zdobycze, co wszystkie godne uwagi przedmioty zakupione w ciągu ostatniego półrocza, których do tej pory nie prezentowałam na blogu.

Wyliczankę rozpoczyna mój absolutnie ukochany sweter z nietoperzem. Zakupiłam go z drugiej ręki na aukcji otagowanej jako "sweter z wąsami". Nie wiem jak wy, ale ja od początku widziałam tutaj uroczego, zabawnie szybującego nietopera, który z miejsca podbił moje serduszko♥ Od dziecka kocham nietoperze, jako mała dziewczynka marzyłam o posiadaniu całego oswojonego stadka (wszystkie małe dziewczynki chcą mieć kucyki? Pffff, don't make me laugh). Sam sweter, marki New Look, okazał się być bajecznie miły w dotyku, trochę  przyduży, ale dzięki temu zimą mogę swobodnie podkładać pod niego dodatkową koszulkę, gdyż jest jednak za cienki, aby samodzielnie stawić czoła ujemnej temperaturze. Z drugiej strony dzięki temu jest idealny na wiosnę, a nawet chłodniejsze letnie wieczory i świetnie wygląda w parze z szortami. To już mój trzeci sweter (tuż po parze szkieletów) w Halloweenowym klimacie. Teraz trzeba mi się rozglądać za motywem ducha i dyni!
A skoro już o klimatach Halloween mowa, co powiecie na koszulkę ze słodkim kotkiem? Mroczny Lucipurr marki Black Craft również trafił do mnie z drugiej ręki w idealnie zachowanym stanie (to musi być sprawka jakiejś siły nieczystej!). Bluzkę wykonano z miłego w dotyku materiału (który jeszcze nie wykazuje żadnych oznak zmechacenia), a sam nadruk w niczym nie przypomina gumowych wzorów na koszulkach z Restyle, zdecydowanie bliżej mu do koszulki z Królową Kier, która trzyma się na razie znakomicie mimo częstego noszenia i co za tym idzie częstego prania. Koty to mój kolejny ulubiony rodzaj zwierzaków, a z zakupu tej bluzki jestem wyjątkowo zadowolona. Mam na oku także kilka innych projektów tej marki, być może uda mi się kiedyś jeszcze coś upolować.
Dlaczego krótkie spodenki znalazły się wśród przedmiotów godnych uwagi? Bowiem jeszcze rok temu nie miałam w swojej szafie ani jednej pary. Teraz mam ich aż pięć, ale postanowiłam pokazać trzy najciekawsze. Najbardziej zadowolona jestem ze zdobycia szortów w haftowane krzyże, jednak czarne spodenki ozdobione licznymi dziurami i ćwiekami (których została już tylko część) także fajnie prezentują się na nogach. Ach no i oczywiście różowa para! W zasadzie nie jest to czysty róż, w rzeczywistości kolor wygląda raczej jak jasny odcień lawendy, ale mój przedpotopowy aparat nie jest w stanie uchwycić tej barwy. Nie jest to zresztą istotne, najistotniejszy jest fakt, że spodenki te idealnie komponują się ze szkieletowymi swetrami i stanowią dobry wstęp do klimatów pastel goth.
Kontynuując temat spodni, w sierpniu trafiły do mnie rurki Punk Rave, o wdzięcznej nazwie K-134. Wstępnie zamierzałam zmalować im oddzielną recenzję, jednak ostatecznie pomysł ten wydał mi się mało trafiony, ciężko jest bowiem wysnuć na ich temat wystarczającą ilość wniosków, aby starczyło na porządną notkę. Spodnie są bardzo wygodne, z miłego, lekko rozciągliwego materiału i ogólnie przyjemnie się w nich pomyka. Rozłożone na płasko nie wyglądają szczególnie ciekawie, jednak po założeniu dziury odzyskują kształt i prezentują się naprawdę godnie. Jestem wręcz zaskoczona, jak dobry okazał się to zakup. Tym bardziej, że do złożenia zamówienia przekonała mnie wakacyjna promocja Restyle na wszystkie produkty Punk Rave, dzięki czemu zdobyłam je za stówę (dowody, dowody). I owszem, po dokładnym przestudiowaniu tabeli producenta zaryzykowałam zakup XLki, która okazała się w sam raz! Z tego miejsca pragnę przypomnieć, że w tej notce można zobaczyć w jakim stopniu moje nogi odpowiadają temu rozmiarowi. I jak tu nie kochać azjatyckich producentów?
Od początku tej notki zdecydowanie zbyt wiele razy padła nazwa Restyle, najwyższy czas zatem na Papercats! Spódnica Szyfon III to kolejny przedmiot, który upolowałam z drugiej ręki na aukcji. Cena była zachęcająco niska i byłam zdumiona, że nie pojawiła się dla mnie żadna konkurencja w trakcie licytacji. Gdy tylko zakup trafił w moje ręce od razu przekonałam się, że warto było w niego zainwestować. Zarówno część zewnętrzna jak i podszewka wykonane zostały z bardzo dobrych gatunkowo materiałów. Sam szyfon może się wydawać trochę szorstki w dotyku, jednak moim zdaniem dzięki temu będzie bardziej odporny na zaciągnięcia niż jego miękkie odpowiedniki. Najbardziej podoba mi się jednak to, że spódnicę można nosić na dwa sposoby.
Dzieło Papercats nie jest moją pierwszą szyfonową spódnicą. Wcześniej zakupiłam (również na aukcji, lecz za znacznie mniejsze pieniądze) podobną spódnicę marki River Island. Cel tego zakupu był jednak inny, gdyż w przeciwieństwie do Kociego Szyfonu sięga ona aż do ziemi z tyłu, natomiast z przodu jest okropnie krótka. I o to mi właśnie chodziło, wyprułam czarną podszewkę (swoją drogą wykonaną z okropnego materiału, zrobiłam to więc bez żalu) i od tamtej pory noszę ją jako overskirt do innych spódnic, sukienek czy nawet szortów. Stwierdziłam jednak, że przyda mi się również szyfonowa spódnica z prawdziwego zdarzenia i model od Papercats idealnie sprawdza się w tej roli♥
Wspominałam jakiś czas temu, że bardzo polubiłam skórzane spódnice. I podobnie jak w przypadku szortów postanowiłam pokazać te najciekawsze - jedna krótsza, z pięknym tłoczonym wzorem przedstawiającym róże, pojawiła się już na chwilę w notce Skeleton legs, druga zaś dłuższa, gładka, wykończona u dołu ładną koronką (która nie zaciąga rajstop!) - obie bardzo eleganckie.
Wracamy na chwilę do Punk Rave, jednak nie opuszczamy ciuchów z drugiej ręki. Ta tunika to produkt tak stary, że nie byłam w stanie odnaleźć nazwy nadanej jej przez producenta. Jest to natomiast niemalże bliźniaczka swetra M-012, który był swego czasu dostępny w Restyle, ale do mnie trafił z aukcji, używany (jak większość moich rzeczy, czy to kogoś jeszcze dziwi?). Niemalże, bowiem oba przedmioty wykonano z innego materiału, chociaż posiadają dokładnie ten sam dziurawy wzór - sweter jest bardziej połyskliwy, posiada drobne błyszczące nitki, natomiast tunika charakteryzuje się ledwo zauważalnym, woskowym połyskiem i nie posiada żadnych błyszczących włókien. Wyposażona została natomiast w osobliwy naramiennik ze szpiczastymi ćwiekami, który odprułam - był przebrzydle ciężki i co najważniejsze uniemożliwiał wypranie tuniki. W spokoju pozostawiłam natomiast dwa wiązania gorsetowe znajdujące się po bokach, które od razu zdobyły moją sympatię.
Kolejny przedmiot to zupełny offbrand, mnie przynajmniej nazwa z metki nic nie mówi. Tradycyjnie upolowana na aukcji, fantastyczna sukienka z grubego i zaskakująco ciepłego materiału, z wielkim dekoltem i rozszerzanymi rękawami sięgającymi łokci. Idealna na jesień czy zimę i ów wielki dekolt wcale tutaj nie przeszkadza, uwielbiał ją bowiem nosić z podłożoną pod spód koszulą (koniecznie szeroki pasek w talii), taki zestaw wygląda jak jedna całość i dodatkowo chroni przed chłodem♥
A to już moja wiedźmowa tunika! Prawdziwa włosiennica, jak zwykłam ją nazywać. I chociaż na pierwszy rzut oka wygląda równie skromnie i ascetycznie co historyczny odpowiednik to jednak w przeciwieństwie do niego jest bardzo miła w dotyku. Wykonano ją bowiem z materiału przypominającego polar, jest więc idealna na chłodne pory roku. Posiada szeroki kołnierz, który - podobnie jak we wspominanym swetrze z Punk Rave - można przekształcić w mały kaptur (a ja uwielbiam wszystko co ma kaptur!). Wspominałam o niej już wcześniej w tej notce, kiedy to zachwalałam jej asymetryczny dół. W tej chwili pewnie ciężko uwierzyć w to jak świetnie podkreśla sylwetkę, mam więc nadzieję, że kiedyś będę miała jeszcze okazję aby to udowodnić.
Nie byłabym sobą, gdybym nie pokazała i trzeciego swetropodobnego tworu idealnego na obecnie panujące klimaty (choć przyznać trzeba, że zima w tym roku niespecjalnie sroga, nie sądzicie?). Tym razem jest to sweter zaklęty w sukienkę na ramiączkach. Sukienkę czy też tunikę, jest ona bowiem dość krótka, sięga połowy uda i z tego względu najbardziej lubię nosić do niej czarne spodnie (ewentualnie bardzo grube, typowo zimowe rajstopy>D). Już przy rozłożeniu jej na płasko można zauważyć, że jest bardzo wdzięcznie skrojona, z zaznaczoną talią co w "swetrowych" rzeczach zdarza się rzadko. Poza tym uwielbiam te śmieszne ramiączka z okrągłymi wstawkami, które nadają jej nieco klimatu retro oraz dwie genialne, bardzo pojemne kieszenie znajdujące się na biodrach.
Podobna tunika, marki Sorbet, trafiła do mnie już jakiś czas temu i została wykorzystana do (niestety niezbyt udanej) stylizacji Deer Nadia. Ona również pierwotnie posiadała dwa plastikowe koła wszyte w ramiączka jednak sprawiały, że całość była za długa na moje potrzeby, postanowiłam więc je wypruć. Niestety cały czas nie wymyśliłam dobrego sposobu na ukrycie szwów, które pozostały po tym zabiegu, do przyszłych stylizacji będę je najpewniej ukrywać pod różnymi broszkami lub chustami. Wymieniłam również oryginalne, plastikowe guziki na mniejsze, metalowe z motywem plecionki, która kojarzy mi się ze średniowieczem lub/i wikingami (no idealny wikingowy sweter, różowy♥)
To byłoby na tyle jeśli chodzi o jesienno-zimowe klimaty. Wybiegnijmy zatem myślą nieco do przodu, ku porach cieplejszych. Trafiłam bowiem latem na tą oto bluzkę (a może znów bardziej tunikę?) z marszczonego szyfonu. Nie posiada ona żadnej podszewki, nie zmusza ona jednak do świecenia bielizną, bowiem biust ukryty jest pod wstawką z bawełnianej koronki, na której widnieją kwiaty oraz... kokardki. Wstawka z przodu jest szersza i bardziej zwarta, dzięki czemu przysłania to co konieczne. Bluzka jest zatem idealna na upały, a długi rękaw ochrania przed niechcianą opalenizną.
Szyfonowa bluzka przypomina mi trochę inną zakupioną swego czasu tunikę z H&M, którą roboczo nazwałam Czarną Ćmą. Ona z kolei posiada szyfonowe rękawy i welurowy wzór, który w moich oczach upodobnił ją właśnie do ćmy. Obie są bardzo wygodne i idealne do walki z letnią temperaturą.

Wśród szyfonowych rzeczy znalazła się również ta ciekawa narzutka. Piszę o niej "narzutka", choć może być noszona również samodzielnie, posiada bowiem podszewkę w zasłaniającej biust części zapinanej na guziki, natomiast rękawy i cała reszta są podszewki pozbawione. Osobliwa bluzka z długim rękawem odsłaniająca brzuch? Dajcie mi do tego szorty, ozdobny dusik, komicznie wielkie okulary i kapelusz z szerokim rondem, a będę latem usatysfakcjonowana.
W zasadzie było tylko kwestią czasu kiedy do mojej szafy zawita czarny fishnet. Tutaj w wersji oversize (choć metka twierdzi, że rozmiar M...), marki KappAhl, najlepszy do obcisłych topów.
I jeszcze taka osobliwość. Czarna, ażurowa sukienka Atmosphere. W zasadzie ciężko nazwać ją sukienką, bowiem odkąd ją tylko ujrzałam na aukcji nie posiadała żadnej podszewki. Wyposażono ją natomiast w pokaźne frędzle u dołu, które obcięłam. Teraz trochę tego żałuję, z nimi całość sprawiała wrażenie jeszcze bardziej kuriozalnej. Ciekawie prezentuje się z podłożoną pod spód białą bokserką (choć w zasadzie każdy inny kolor będzie równie dobrym tłem). Powinnam wreszcie postarać się o znalezienie takiej, która będzie odpowiednio długa i będzie miała lepiej dopasowany dekolt.
W międzyczasie trafiło do mnie także kilka klasycznie gotyckich bluzek. Każda pochodzi z aukcji, z drugiej ręki, lecz najważniejszą cechą, która je łączy jest materiał - wszystkie wykonano z koronki o różnych motywach, najczęściej kwiatowych. Idealnie nadają się pod gorsety.
Wśród czarnych koronek trafiła się również jedna sukienka, marki Cubus. Tradycyjny krój, na ramiączkach, rozkloszowana, ze sporym wycięciem na plecach, czego akurat nie widać na zdjęciu:D Idealna zarówno na lato jak i na mniej upalne pory roku z podłożoną pod spód koszulą.
Kolejna czarna sukienka, tym razem z Atmosphere. Okazało się, że wspominałam o niej już kiedyś, jednak lubię ją do tego stopnia, że moim zdaniem zasługiwała na lepsze zdjęcia. Wykonana z miękkiej, rozciągliwej dzianiny, wkładana przez głowę, co nie jest może zbyt wygodne, ale za to idealnie przylega do sylwetki i pięknie ją podkreśla. Kokarda znajdująca się w talii dodaje sporo uroku.
Kolejny czarny szyfon idealny na lato - sukienka marki Vila układająca się w piękne falbany. Znalazłam ją na Vinted i natychmiast skojarzyła mi się z inną kiecą z mojej szafy - białą i równie szyfonową od H&M. Odkąd do mnie trafiła chciałam mieć również jej czarny odpowiednik. I chociaż sukienki nie są identyczne to podobieństwo (oraz komfort użytkowania) bardzo mnie zadowalają.
Wracamy do koronek, jednak w barwach całkiem odmiennych od czerni. Nie tak dawno trafiła do mnie lekka, biała sukienka z przepięknym haftem przedstawiającym misterny motyw kwiatowy. Kupiłam ją przede wszystkim ze względu na ten haft, który z miejsca mnie oczarował (oraz przez wzgląd na opinię, że podobno dobrze wyglądam w bieli). Jest bardzo podobny do koronkowych ozdób znajdujących się na innej mojej sukience marki AngelEye, którą swego czasu ochrzciłam jako "Moroccan Vampire Bride". Mam nadzieję, że spotkam jeszcze kiedyś podobny motyw w czerni.
Następna koronka, tym razem w osobliwym, szaro-zielonym wydaniu (kolejny odcień niemożliwy do uchwycenia przez mój aparat). Krótka sukienka (tunika?:D) River Island z bajecznymi, przeogromnymi rękawami i przepięknym ażurowym kołnierzykiem♥
I ostatnia już sukienka w dzisiejszym wejściu. Zdecydowanie jedna z moich ulubienic, mocno kojarzy mi się z ludowo-wikińskimi klimatami. Materiał wyglądający niemal jak białe płótno, długa, mocno rozkloszowana, przewiązana w pasie sznurkiem, ozdobiona pięknym ażurowym motywem, widocznym szczególnie dobrze na ramiączkach. Od minionych wakacji mam pomysł na stylizacje w klimatach średniowiecznej wieszczki z udziałem tej sukienki i mam nadzieję, że kiedyś w końcu uda mi się zebrać resztę brakujących dodatków do jej stworzenia. A póki co fragment białej kiecy widoczny na mnie można było zobaczyć w tej notce (lub po prostu na zdjęciu poniżej).
Łapię się ostatnio na tym, że zawsze bardzo skupiam się na zdobywaniu konkretnych elementów garderoby, a zupełnie zapominam o dodatkach, których później zawsze mi brakuje i żadna moja stylizacja nie była przez to do tej pory w pełni kompletna. I teraz niestety nie mam zbyt wielu nowych dodatków, którymi mogłabym się pochwalić. Jednym z ciekawszych, na który natrafiłam zresztą przypadkiem jest ten oto kołnierzyk z ćwiekami od H&M. Bardzo wygodny, zapinany z przodu na pojedynczą haftkę, zaskakująco dobrze trzyma się na miejscu po założeniu. Liczę na to, że przyda mi się do stylizacji w klimacie pastel goth, o ile w końcu uda mi się choć jedną skompletować.
Moja szafa wzbogaciła się również o cztery pary rękawiczek bez palców, zakupionych u tego sprzedawcy. Pierwsze jednolicie czarne, idealne do różnych stylizacji codziennych. Druga para koronkowa, dłuższa, bardzo lubię sposób w jaki podkreślają szczupłość dłoni i nadgarstków. Trzecie to moje faworytki, wykonane z niezwykle ciekawej, niespotykanej wręcz koronki. Czwarta para wyróżnia się na tle innych okazałym kwiatowym haftem i kolorem, który osobiście lubię określać jako brzoskwiniowy jogurt. Wszystkie są zjawiskowe i bardzo wygodne w noszeniu.
Na koniec, niejako do kompletu z ostatnią parą rękawiczek równie brzoskwiniowe bolerko wykonane z przepięknego ażurowego materiału z kwiatowym motywem. Wylicytowane za grosze, prawdopodobnie handmade, nie znalazłam bowiem żadnej metki ani choćby śladu po takowej. Wraz ze wspomnianymi rękawiczkami idealnie pasuje do miętowej sukienki "Hyacinth Cotton JSK" od Surface Spell. Sukienka ta, tuż obok prezentowanej ostatnio "Light Summer OP" od Dear Celine jest jedną z trzech kiecek w klimacie lolita fashion, które uchowały się w mojej szafie. Owszem, trzech. Gdzież zatem jest ta ostatnia? Otóż rozwiązanie tej zagadki nastąpi już niebawem...

12 komentarzy:

  1. Te sweterko-sukienki są przegenialne <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi to słyszeć, zgadzam się w stu procentach:D

      Usuń
  2. Ta sweterko-sukienka dzięki kółkom przy ramiączkach nadaje się do imitowania wikińskich apron dresses 8D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz zacznę żałować, że wyprułam kółka z tej różowej:'D

      Usuń
  3. Ile pięknych rzeczy, na dodatek jakie ładne zdjęcia! *_*

    Czarna ażurowa sukienka Atmosphere to coś, co zdecydowanie skradłabym z Twojej szafy, zapewne razem z czarnym fishnetem i tuniką Punk Rave >D
    Podsunęłaś mi też pewien dobry pomysł: wyprucie podszewki ze spódnicy. Ostatnio miałam okazję kupić dość ładny egzemplarz, ale podszewka jest fatalnej jakości... rzeczywiście, znacznie lepiej jest ją wyciąć, niż męczyć się i tracić czas na kombinowanie jak ją zestawić w takiej postaci. Za chwilę idę więc po nożyczki >D
    Mile zaskoczył mnie widok szortów, czekam na jakąś stylizację z ich udziałem. Koniecznie z użyciem swetra z nietoperkiem lub Lucipurrem :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, jesteś bardzo wyrozumiała pisząc mi takie miłe rzeczy^^' Trochę się martwiłam o te zdjęcia, gdyż większość była robiona w pośpiechu, o poranku gdy znienacka pojawiło się słońce, wiele jest niestety poruszonych i czerń słabo się prezentuje^^'

      Cieszę się, że udało mi się podsunąć jakiś dobry pomysł:D Nie ma chyba nic bardziej drażniącego niż kiepska podszewka i jeśli jest możliwość jej usunięcia to zdecydowanie warto chwycić za nożyczki>D

      Ano postaram się nie zawieść D: I nie kazać czekać do lata:'D

      Usuń
  4. Zawiesiłam oko na kilku rzeczach. Skórzana spódniczka z koronką jest przepiękna, masz może jakieś namiary na nią, gdzie mogłabym znaleźć podobną, czy pozostaje mi tylko Allegro?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja swój egzemplarz faktycznie zdobyłam na Allegro, mogę więc jedynie podać nazwę producenta - spódnica z koronką jest marki Orsay.

      Usuń
  5. Dużo rzeczy bym Ci skradła. Naprawdę świetne łowy. 😉 :) Tylko pozazdrościć. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znając życie to kiedyś będę sprzedawaćXD
      Dzięki:)

      Usuń
  6. Ach, nie mogę się napatrzeć na ubrania od Punk Rave... Zwłaszcza na tunikę ^^

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.