czwartek, 17 grudnia 2015

Papercats underbusts: Mat & Violet

W zasadzie na początku miała to być klasyczna recenzja, typowa dla mnie - okropnie długa i wypełniona po brzegi szczegółami. Jednak nie jestem ostatnio w nastroju do pisania tego typu recenzji, a samych sprawozdań z użytkowania underbustów od Papercats i tak jest mnóstwo w całym internecie. Musiałam wziąć też pod uwagę fakt, że dwa zdobyte przeze mnie w ostatnim czasie modele nie należą wcale do nowości. I tak postanowiłam, że dzisiejsza notka powstanie w skróconej wersji, a jej głównym celem będzie po prostu oznajmienie światu, że gorsety na nowo wróciły do mych łask.
Underbust Violet przybył do mnie z drugiej ręki, jednak jedynymi oznakami użytkowania przez poprzednią właścicielkę są dwa drobne zaciągnięcia fioletowej satyny przy dolnej krawędzi, niezauważalne na zdjęciach, a w rzeczywistości widoczne dopiero z bardzo bliskiej odległości i po rozłożeniu gorsetu na płasko. Jest w stu procentach zgodny ze sklepowym opisem i prezentuje się zjawiskowo, niczym prawdziwy rasowy drapieżnik o dostojnej sierści, jak Kot Syberyjski, Pers, czy Maine Coon. Zdjęcia sklepowe sugerowały, że w egzemplarzach tego samego modelu może się trafić różna koronka, dlatego jestem niezmiernie zadowolona, że mój gorset posiada drugą wersję zdobienia, ponieważ podoba mi się ono znacznie bardziej niż różany motyw prezentowany na modelce.
Underbust Mat to z kolei świeży nabytek prosto ze sklepu. Załapałam się dosłownie na resztki ostatniego restocku i pochwyciłam w łapki ostatni egzemplarz z rozmiaru, który mnie interesował. W tym przypadku również nie mam żadnych zastrzeżeń, jest on całkowicie zgodny z opisem na stronie sklepu, zgrabny i elegancki niczym typowy czarny kocur. Moje zdjęcia nie oddały niestety w pełni jego uroku, ale jest to głównie wina słabo wypchanych poduszek (oraz skromnego aparatu). Model Mat wprost idealnie nadaje się na co dzień, natomiast Violet to świetne rozwiązanie na specjalne wyjścia.
W przypadku modelu Mat należy zaznaczyć, że wznowiona wersja posiada panel kryjący, którego wyraźnie brak na zdjęciach sklepowych z udziałem modelki. Nie należy się zatem sugerować fotografiami producenta, pochodzącymi jeszcze z pierwszej dostawy tego modelu, ale w pełni zaufać opisowi na stronie sklepu, gdzie uzupełniono tą informację. Model Violet panelu nie posiada, ale sądzę, że jeśli pewnego dnia doczeka się restocku to również zostanie w ten element wyposażony. Poza panelem kryjącym zmianie uległy jedynie metki wszyte w podszewkę, natomiast rzeczy najistotniejsze, takie jak wiązanie z tyłu, busk czy ogólnie cały fason są niezmiennie pierwszorzędne.
Minie pewnie trochę czasu zanim oficjalnie pokażę się w gorsecie (więc na razie przypomnę całkiem przyzwoitą jak na tamte czasy stylizację z Żakardem), jednak już teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że komfort noszenia underbustów od Papercats również się nie zmienił i już przy pierwszym zasznurowaniu mogłam zaobserwować bardzo satysfakcjonujące efekty, zarówno w przypadku nowego modelu Mat jak i używanego Violet. A z czasem będzie tylko lepiej♥
Redagując tytuł dzisiejszej notki zdałam sobie sprawę, że zestawione ze sobą nazwy obu gorsetów brzmią jak autentycznie imiona kociej pary. Bardzo sobie cenię koty wszelkiej maści, a do gorsetów z Papercats mam spory sentyment, gdyż nie są to pierwsze underbusty tej marki, które u mnie goszczą. Miło mi zatem stwierdzić, że z nowych nabytków jestem tak samo zadowolona jak i z poprzednich. Kto wie, być może pewnego dnia uda mi się zdobyć ponownie te modele, które swego czasu opuściły moją szafę (czego w tej chwili mocno żałuję) i stać się szaloną damą z pokaźną kocią kolekcją.

13 komentarzy:

  1. underbusty prezentują się naprawdę fajnie i solidnie. Choć opinie o PC słyszałam różnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja do tej pory miałam raptem cztery gorsety od PC (licząc te dawne i te obecne), więc być może to trochę mało aby wydawać jednoznaczną opinię (poza tym do tej pory miałam okazję porównać je tylko z gorsetami od Restyle), ale nigdy nie dały mi powodu do narzekania:)

      Usuń
  2. Fioletowy wydaje mi się mało praktyczny, aczkolwiek czarny jest piękny! :)
    Ahh te czasy, kiedy nosiło się gorsety :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fiolet na co dzień zdecydowanie tylko dla odważnych i lubiących zwracać na siebie uwagę, dla mnie jedynie na specjalne okazje:) Ale jego uroda jest niezaprzeczalna♥ Od dłuższego czasu bardzo chciałam mieć fioletowy gorset, więc strasznie się cieszę, że udało mi się zdobyć ten z drugiej ręki i w odpowiednim rozmiarze^^

      Usuń
    2. Tu się zgodzę, aczkolwiek nadal nie miałabym go z czym zestawić xD chociaż z drugiej strony, jeszcze w LO popylałam do szkoły w ciemnowiśniowym gorsecie :D więc...
      Mi się marzy gorset w odcieniu zieleni butelkowej lub taki ciemny fiolet (czarny to oczywistość), tylko zawsze mam wrażenie, że źle trafię z rozmiarem, tym bardziej, że ja bez gorsetu mam talię osy -_-"

      Usuń
    3. Woah, ja bym się mocno cieszyła gdybym miała talię osy bez gorsetu D: I gdybym mogła popylać w LO w gorsecie. Wtedy mogłam o nich jedynie pomarzyć, a nawet gdybym miała choć jeden nie byłoby mowy aby pojawić się w nim w szkole.

      Usuń
    4. A kto powiedział, że mogłam? Ja tam się nie przejmowałam regulaminem szkolnym. Owszem, czepianie się nauczycieli było na porządku dziennym :p ale kto by się tym przejmował... moje LO jest znane z tego, że nauczyciele zrobią Ci piekło jak im się coś nie spodoba albo tylko dlatego, że lekcje wcześniej inny uczeń "Panią profesor" (muszę nadmieniać, że nikt tam nawet doktora nie miał?) zdenerwował...
      A z talii osy się nie cieszę... jestem niewymiarowa do kimono...

      Usuń
    5. Ja niestety jestem starym człowiekiem i za moich licealnych czasów nie można było się nie przejmować regulaminem szkolnym^^'

      Ach rozumiem, że kwestia kimono może być problematyczna. Ale z drugiej strony nie nosi się go na co dzień, a inne ubrania, w tym także lolicie, lepiej prezentują się jednak przy talii osy.

      Usuń
    6. Powiem tak: za moich czasów też nie można było się nie przejmować regulaminem, ale ja jako, że miałam przerąbane za sam fakt, że trafiłam do tamtego LO bo się przeniosłam z Liceum Plastycznego, więc regulamin mnie mało interesował. I bez niego miałam tam piekło...

      W zimie mi talia nie przeszkadza, bo to martwy sezon w reko, ale wiosna, lato i jesień cierpię... kimono (w zasadzie furisode...) jest takie śliczne ale nie dla mnie. Ja tylko w męskim stroju dobrze wyglądam :(

      Usuń
  3. Ech, gorsety :"D Pamiętam piękne czasy, kiedy sama wyczekiwałam restocku na PC i z zapartym tchem dokonywałam zakupu. Niestety czas pokazał, że zdecydowanie lepiej (wygodniej) czuję się z gigantyczną halką w okolicy bioder, niż z gorsetem ściskającym talię. Z tego też powodu pozwoliłam odejść wszystkim gorsetom, za wyjątkiem żakardowego kotka, który posiada naprawdę piękny wzór.
    Co do matowego, to czysta klasyka i na pewno pasuje do wszystkiego :D
    Natomiast fioletowy under zawsze drażnił mnie tym, że wykonany jest z satyny. Widziałam gdzieś podobny projekt, wykonany bodajże z aksamitu z piękną gipiurą - przypadł mi do gustu znacznie mocniej, ponieważ jest bardziej... mroczny? Kolor jest intensywniejszy i jakby głębszy. Sama nie wiem jak to określić.
    Myślę, że do Ciebie i wiedźmowych klimatów idealnie pasowałby "Laurel" ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, Papercats miało swego czasu przepiękny aksamitny under z czarną gipiurą. Gdybym miała możliwość wyboru również wolałabym widzieć w swojej szafie tamten model. Jednak na aukcji trafił się satynowy Violet, a ja od dawna pragnęłam fioletowego gorsetu (akurat zieleń w gorsetowym wydaniu do mnie nie przemawia, więc na zakup Leurel raczej się nie zdecyduję) i byłam gotowa kupić pierwszy, który się nawinie, czy to Papierkot czy Rebel. Jednak kto wie, może kiedyś trafi się jeszcze jakiś aksamit.

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.