poniedziałek, 30 listopada 2015

Restyle: Occult backpack (plecak kostka)

Doszłam do wniosku, że skoro i tak Restyle został już wywołany do tablicy to można by hurtem uporać się ze wszystkimi recenzjami ich produktów, które w ostatnim czasie do mnie trafiły (a trochę się tego jednak nazbierało). Ta jest wyjątkowo na miejscu, gdyż na dniach sklep ponownie wprowadził na swoje półki plecak "Occult backpack", niedostępny już od jakiegoś czasu. Mój egzemplarz nie pochodzi co prawda bezpośrednio od producenta, ale poprzednia właścicielka w ogóle go nie używała i przybył do mnie jeszcze ze sklepową metką, recenzja będzie zatem jak najbardziej wiarygodna.
Plecak udało mi się wylicytować jeszcze w sierpniu za cenę nieco niższą niż sklepowa, a mianowicie 100 zł. I przyznaję, był to jeden z tych zakupów, do których przekonała mnie właśnie cena. Gdy Occult backpack pojawił się w Restyle po raz pierwszy nie byłam nim jakoś szczególnie zachwycona (wybrałam wówczas teczkę Moon Messenger). Myślałam sobie, że nie dałabym za niego tyle, ile życzy sobie producent, ale skoro ktoś postanowił sprzedać nówkę za mniej to w sumie czemu by nie wziąć? I choć Moon Messenger, który towarzyszył mi na uczelni dzień w dzień, nie zdradzał jeszcze żadnych niepokojących oznak użytkowania pomyślałam, że przyda mi się jednak zamiennik, który da Księżycowemu Posłańcowi trochę wytchnienia i którego nie będzie mi szkoda nosić w fatalną pogodę.
Aukcja plecaka była o tyle zastanawiająca, że poprzednia właścicielka nie umieściła w niej żadnych własnych zdjęć, jedynie sklepowe oraz adnotację, że plecak jest nowy z metkami. Faktycznie, wszystko się zgadzało, jednak dopiero po rozpakowaniu przesyłki mogłam się przekonać o istnieniu drobnej wady fabrycznej - jak widać mój plecak nabił sobie guza:> Po przeprowadzeniu badania palpacyjnego doszłam do wniosku, że musi to być fragment zawiniętego materiału lub wyjątkowo zbita plątanina nitek, która dostała się pod eko skórę w trakcie produkcji. W zasadzie wada ta mi nie przeszkadza, z natury wręcz lubię rzeczy niedoskonałe, o ile te niedoskonałości nie uniemożliwiają użytkowania.
Zwykle wzory i grafiki zostawiam w moich recenzjach na koniec, ale w tym przypadku ciężko jednak długo ignorować sporych rozmiarów kocią czaszkę na klapie plecaka. Nie wiem czy to kwestia zmiany gustu przez kilka ostatnich miesięcy czy po prostu grafika w rzeczywistości wygląda lepiej niż na sklepowych zdjęciach, ale jak wraz z pojawieniem się plecaka nie uzyskała mojej aprobaty, tak teraz zaczęła mi się bardzo podobać. Jest to w zasadzie przypadkowa zbieranina wszystkiego, co oddzielnie mogłoby wpaść mi w oko: motyw kości, mieczy, księżyców, szlifów kaboszonowych i koralików. Wątpię, aby całość miała jakieś prawdziwe okultystyczne znaczenie, którego mój umysł nie mógłby ogarnąć i zapewne wszyscy historyczni okultyści z Johnem Dee na czele przewracają się w grobach na ten widok, ale mówiąc szczerze jakoś mnie to nie boli. Hej, jestem tylko samozwańczą pastelową wieszczką lubiącą chaos i rzeczy dziwne, nie wymagajcie ode mnie zbyt wiele♥
Grafika moim zdaniem wykonana została starannie i fajnie się prezentuje, jednak zdjęcia sklepowe nie pozwalają na dokładne rozeznanie w jaki sposób została naniesiona na klapę. W rzeczywistości już z daleka widać, że tło grafiki nie jest w tym samym odcieniu czerni co eko skóra. Przyglądają się z bliska zauważymy, że całość stanowi szeroki pas o "gumowej" strukturze pokrywający tworzywo. Moim zdaniem byłoby lepiej, gdyby grafika naniesiona została równo z ozdobnymi paskami umieszczonymi na klapie, wówczas nawet różnica w kolorze nie stanowiłaby według mnie problemu. A tak ów minimalny odstęp pomiędzy wspomnianymi elementami trochę jednak psuje wrażenia wizualne.
Nadruk w postaci gumowej warstwy ma jeszcze jedną wadę - bardzo łatwo tworzą się na nim wszelkiego rodzaju wgniecenia. Właścicielki długich paznokci zainteresowane plecakiem powinny mieć się na baczności. W przypadku mojego egzemplarza ciężko ocenić czy widoczne na zdjęciach ślady powstały z winy poprzedniej właścicielki (która z drugiej strony plecaka nie używała, ciężko w końcu nosić plecak z przyczepioną cały czas sklepową metką) czy może pojawiły się na skutek przechowywania w sklepowym magazynie. Wydaje mi się jednak, że w przypadku zamawiania plecaka prosto z Restyle należy mieć na uwadze, że powierzchnia nadruku może nie być idealna...
Zapięcie znajdujące się przy klapie to ten sam mechanizm, za pomocą którego funkcjonują paski przy każdej torebce z Restyle. Z jednej strony rozwiązanie fajne, bo bardzo sprawne - pozwala na szybkie odpinanie i zapinanie klapy praktycznie bez żadnego wysiłku. Osobiście mam jednak do niego ograniczone zaufanie, gdyż popsuło się po jednej stronie torebki "Map brown bag". Co prawda nastąpiło to całkiem niedawno, a zatem po dość długim czasie użytkowania, ale żeby nadal korzystać z torebki musiałam owe zapięcie skleić, nie mam więc już możliwości odpinania paska. Jeśli ten sam los spotka zapięcie plecaka nie będzie można w ogóle zapinać klapy. Oczywiście da się z tym żyć, ale mimo wszystko wolałabym, aby przypadek teczki z mapą się nie powtórzył. Przy okazji, strzałki na zdjęciu u góry próbują desperacko zwrócić waszą uwagę na sposób przymocowania zapięcia do plecaka - trzyma się ono za pomocą eko skóry, która została porządnie przyszyta do całości. Dolny pasek przymocowany został nawet podwójnie (przyszycie do materiału + wszycie między materiał i eko skórę). Myślę, że jest to wystarczająca gwarancja, że całość nam się przynajmniej nie urwie.
Na stronie sklepu widnieje komentarz, w którym jedna z kupujących twierdzi, że jest on usztywniany i tym samym idealny dla osób mających problemy z kręgosłupem. Nie mam pojęcia skąd taka opinia, bowiem już na pierwszy rzut oka widać, że ścianki plecaka NIE SĄ USZTYWNIONE. A jeśli ktoś nadal ma wobec mojego stwierdzenia wątpliwości to proszę rzucić okiem na powyższe zdjęcia - specjalnie dla was zgniotłam mój nowo przybyły plecak niczym kartkę papieru i to za pomocą jednej dłoni. Ale bez obaw, gdy tylko rozluźniłam śmiertelny uścisk materiał praktycznie sam powoli wrócił do swych pierwotnych kształtów i nie pozostał na nim choćby ślad po tym okrutnym eksperymencie. Dla jasności dodam od razu (na wypadek, gdyby komuś nie chciało się czytać dalej), że jedynym usztywnionym elementem plecaka jest KLAPA. Ale do tego jeszcze wrócimy.
Gdybym miała wyrazić bardziej subiektywną opinię na temat usztywnienia plecaka to doprawdy mniejsza już o boczne ścianki - one na dobrą sprawę powinny wręcz dostosowywać się do zawartości i stopnia zapakowania. Natomiast trochę szkoda, że sklep nie pomyślał o choćby minimalnym usztywnieniu podstawy plecaka. Z drugiej strony duży plus za wykonanie jej z eko skóry, a nie sztucznej tkaniny jak w przypadku pozostałych ścianek. Dzięki temu można z powodzeniem stawiać plecak np. na mokrej ławce podczas deszczu czy śniegu - spód nie przemoknie, macie moje słowo. Pogoda w ostatnich dniach pozwoliła mi przetestować odporność Occult backpack na wszelkie warunki atmosferyczne, a każdy test przeszedł pomyślnie. Jest idealny tak na słońce jak i niepogodę.
Wspominany jedyny faktycznie usztywniony element plecaka, czyli klapa. Usztywnienie jest bardzo mocne (nie jestem w stanie wykonać tutaj tego samego eksperymentu co wcześniej), z obu stron pokrywa je eko skóra, całość jest więc nieprzemakalna, dobrze chroni materiał, z którego wykonano przednią ściankę plecaka (sam materiał też zresztą cechuje pewna odporność na deszcz i śnieg), a usztywnienie sprawia, że nawet przy niewielkim wypełnieniu plecak zachowuje kształt.
Jednak przy tym samym niewielkim wypełnieniu (lub całkiem pustym plecaku) otworzenie klapy powoduje wygięcie ścianek. Zdążyłam się przekonać, że może to czasami utrudniać współpracę z plecakiem i trochę denerwować, ale żadnych poważniejszych konsekwencji z tego powodu nie ma. Szczegółem o podobnym znaczeniu jest również to, co zostało wskazane przez strzałkę na powyższym zdjęciu - usztywnienie usztywnieniem, ale klapa musi się przecież jakoś odchylać w obie strony, a podczas tego manewru przednia warstwa eko skóry się marszczy. Obawiam się, że z czasem może to spowodować pęknięcie nadruku w tym miejscu, już teraz zaobserwowałam pewne objawy...
Klapa przyszyta jest do materiału tylnej ścianki plecaka i dodatkowo zabezpieczona pasem eko skóry. Mimo to w miejscu przyszycia wystaje kilka nitek. Mam nadzieję, że nie oznaczają nic złego...
Pod klapą znajduje się dodatkowe zapięcie w postaci zamka błyskawicznego, który skutecznie chroni wnętrze naszego plecaka na wypadek, gdyby sama zamknięta klapa była niewystarczająca. Muszę przyznać, że bardzo brakowało mi tego elementu w teczce Moon Messenger i bardzo się cieszę, że pomyślano o tym w przypadku  Occult backpack. Ekspres został wszyty starannie i działa bez zarzutu.
O starannie wszytym ekspresie wspominam przez wzgląd na "Violin black bag", w przypadku której zamek błyskawiczny okazał się być nie lada problemem i która koniec końców trafiła na moją listę najmniej udanych zakupów z Restyle. W recenzji skrzypcowej torebki narzekałam również na podszewkę, którą można było wywinąć na zewnątrz wraz z całą jej zawartością. Jak się okazuje podszewka Occult backpack również nie jest przyszyta na całej długości, a mimo to nie wychodzi na wierzch za każdym razem, gdy chcemy sięgnąć chociażby po klucze (tak, w przypadku skrzypiec właśnie tak się działo). W zasadzie odkąd zaczęłam korzystać z plecaka (a używam go dzień w dzień od października) jeszcze ani razu podszewka nie wypełzła ze środka bez mojej zgody. Ponadto muszę przyznać, że możliwość jej wywrócenia na lewą stronę bardzo ułatwia czyszczenie.
Pssst, każdy kolejny napis "Restyle" to + 50 do umiejętności magicznych
Podszewka posiada standardowe "dodatki", które są doskonale znane każdej użytkowniczce torebek z Restyle: mamy tutaj dwie otwarte kieszonki, jedną mniejszą, drugą większą oraz całkiem sporą kieszeń zapinaną na zamek. No i oczywiście napisy z nazwą sklepu gdzie tylko się da...
A oto tył plecaka i przy okazji oficjalny dowód, że trafił on do mnie nieużywany - przytwierdzona sklepowa metka, jeszcze ze starą grafiką, która w tej chwili nie współgra już z wyglądem całego sklepu. Widać tutaj dokładnie sposób przymocowania klapy do całości oraz dwa kluczowe elementy - szelki! Wykonane z podwójnie zszytej eko skóry, są dzięki temu dość sztywne, a jednocześnie na tyle elastyczne aby umożliwiać wygodne noszenie plecaka. Posiadają prostą w użyciu regulację długości i - co dla mnie osobiście było bardzo istotne - raz ustawiona regulacja nie przesuwa się sama z siebie podczas zakładania plecaka, co niestety miało miejsce w przypadku pasków poprzednich torebek.
Pomiędzy klapą a jej mocowaniem umieszczony został szeroki uchwyt, za pomocą którego można nosić plecak również w dłoni jeśli w danej chwili nie chcemy zakładać go na plecy. Bardzo pomocna rzecz w przypadku konieczności błyskawicznego przemieszczenia się z miejsca na miejsce. Końce uchwytu zostały umieszczone głęboko pod paskiem mocującym klapę i cała konstrukcja wygląda bardzo solidnie, powinna wytrzymać standardowe obciążenie plecaka.
Zdecydowanie trzeba w tym miejscu napisać, że Occult backpack okazał się zaskakująco pojemny. Wydawać by się mogło, że teczka Moon Messenger jest gabarytowo większa i co za tym idzie bardziej pakowna. A jednak do plecaka jestem w stanie włożyć dokładnie te same rzeczy co do wspominanej teczki, łącznie z trampkami na zmianę i fartuchem na zajęcia. Dodatkowo wypełniony po brzegi Księżycowy Posłaniec stawał się niestety okropnie ciężki i niewygodnie było go nosić przerzuconego przez jedno ramię. Zamiana teczki w plecak na dłuższą metę również przestała zdawać egzamin, gdyż szelki utworzone z paska były niestabilne i zakładanie ciężkiej teczki w takiej formie na plecy stawała się nie lada wyzwaniem.  Occult backpack natomiast, nawet mocno wypełniony tymi samymi przedmiotami nie wydaje się wcale ciężki, gdyż całość rozłożona zostaje równomiernie dzięki stabilnym szelkom. Nosi się go bardzo komfortowo, nawet przy maksymalnym zapakowaniu.
Ostatnią rzeczą, jaka została do omówienia w przypadku tej recenzji są kieszenie, umiejscowione symetrycznie po bokach plecaka. Wykonano je z eko skóry przyszytej do głównego materiału, posiadają podszewkę, ale tylko z jednej strony i są oczywiście zapinane na dość rzucające się w oczy zamki błyskawiczne (choć mnie osobiście jakoś wyjątkowo to nie przeszkadza). Kieszenie te mogą wydawać się dość niepozorne, ale z miejsca podbiły moje serce, gdyż umożliwiają coś, czego nie mogły zapewnić wszelkie wcześniejsze torby czy nawet teczka Moon Messenger - dostęp do drobnych przedmiotów bez konieczności otwierania głównej komory!
Nie jest to co prawda idealne miejsce do noszenia portfela i wcale nie mam zamiaru nikogo namawiać do tak lekkomyślnego wykorzystania owych kieszeni. Po prostu doszłam do wniosku, że moje dwa portfele różnej wielkości wystarczająco dobrze zobrazują pojemność kieszonek. Jak widać duży portfel noszony przeze mnie na co dzień nie mieści się do kieszeni w całości. Przynajmniej na długość, gdyż szerokością pasuje idealnie. Natomiast mniejszy portfelik przeznaczony specjalnie do filigranowych torebek idealnie odzwierciedla pozostałe wymiary kieszeni. A czym w takim razie można wypchać owe kieszenie? W moim przypadku są to paczki chusteczek, oczywiście pomadka ochronna, pilnik do paznokci a nawet mała tubka kremu do rąk. Kieszonki są bardzo pojemne i wprost je uwielbiam♥
Jest jeszcze jeden szczegół, który przyczynił się do mojego uwielbienia. Otóż mogę w nich z łatwością zmieścić moje nowe, składane nauszniki! Kieszonki wydają się być wręcz stworzone do tego celu♥
Nie sądziłam, że kiedykolwiek przyjdzie mi to napisać, ale w ostatecznym rozrachunku plecak okazał się być znacznie lepszy od teczki Moon Messenger. Ma bardziej kompaktowe wymiary a zmieścić można do niego tyle samo co w przypadku Księżycowego Posłańca. Jest lżejszy - zarówno przed jak i po zapakowaniu, ma usztywnianą klapę, zamek błyskawiczny i wychwalane przeze mnie pod niebiosa kieszonki. Z oczywistych względów funkcjonuje jako standardowy plecak znacznie lepiej niż Moon Messenger, który przesuwa się po niestabilnym pasku w trakcie prób zarzucenia go na plecy. Mój poprzedni ulubiony zakup został całkowicie zdetronizowany. Do tego stopnia, że postanowiłam się z teczką Moon Messenger zwyczajnie pożegnać, gdyż Occult backpack niespodziewanie przejął wszystkie jej funkcje i to on stał się moim nieodłącznym towarzyszem codziennych wypraw na uczelnię (i nie tylko). Mam wielką nadzieję, że posłuży mi jeszcze długo, bo w tej chwili nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez mojego ulubionego kiczowato-okultystycznego plecaka♥

poniedziałek, 9 listopada 2015

Restyle: Gazelle skull necklace & Crescent pendant

Zgodnie z obietnicą, kolejna typowo blogowa notka. I - cóż za niespodzianka! - kolejna recenzja rodem z Restyle. Recenzja mocno spóźniona (jak zwykle), gdyż zakupu obu naszyjników dokonałam jeszcze w czasie wakacji, w sierpniu. Z drugiej strony sprawozdanie z ich użytkowania nie powinno pójść na marne, gdyż całkiem niedawno sklep zrobił "full restock" najnowszej kolekcji biżuterii, jednak ku mojemu zdziwieniu "Crescent pendant" jako jedyny nie pojawił się ponownie na sklepowych półkach.
Czy przyczyna wycofania naszyjnika ze sprzedaży wyjdzie na jaw w trakcie recenzji? To się okaże, zmuszona jestem bowiem zacząć od samego początku. Chęć, aby skierować swoje kroki w stronę wiedźmowych klimatów zrodziła się w mojej głowie na początku wakacji, a jakiś czas później Restyle dodał nową kolekcje przedmiotów w odpowiadającym mi klimacie. Po bliższym zapoznaniu się z ofertą doszłam do wniosku, że najbardziej obiecująco prezentują się właśnie te dwa naszyjniki na drobnych łańcuszkach, tak odmienne od ogromnych kolii, które sklep proponował nam do tej pory. Do zakupu przekonało mnie również to zdjęcie, ukazujące jak świetnie oba przedmioty wyglądają razem.
Zdecydowałam się jednak na wersje imitujące stare srebro, które można nosić zarówno do ciemnych jak i jasnych ubrań. Kolor obu naszyjników jest zgodny ze zdjęciami sklepowymi i faktycznie posiadają one klimatycznie postarzaną powierzchnię.
Oba naszyjniki posiadają standardowe zapięcie typu karabińczyk i dość długi łańcuszek umożliwiający regulację w niemal dowolnym zakresie. Trzeba przyznać, że dzięki niemu Crescent pendant prezentuje się na szyi zdecydowanie lepiej niż ukazywały to zdjęcia sklepowe na biżuteryjnym stojaku (których niestety w porę nie zapisałam na potrzeby recenzji). Łańcuszek zwieńczony jest miniaturową tabliczką z nazwą sklepu (która mnie przywodzi na myśl raczej tabliczkę z nazwą ulicy).
Zawieszka w kształcie półksiężyca jest moim zdaniem całkiem ładnie wykonana, każdy detal jest dokładnie taki jak na zdjęciach producenta, nie można więc czuć żadnego rozczarowania. Tym bardziej nie umiem odpowiedzieć na pytanie, dlaczego naszyjnik ten nie załapał się na kolejny sklepowy restock. Jest natomiast coś, o czym być może nie powinnam pisać, bo zaraz dostanę po uszach od ludzi, którzy siedzą w temacie dłużej niż ja, ale nie sposób oprzeć się wrażeniu, że odwrócony półksiężyc może nawiązywać do starosłowiańskiego symbolu kobiecości zwanego lunula.
A zatem, moja ristajlowa lunula pod jednym względem jednak mnie rozczarowała - po drugiej stronie wisiorek okazał się być wklęsły i niezbyt atrakcyjnie odzwierciedla formę, z której powstał. Z niewiadomych tak naprawdę przyczyn przed zakupem wyobraziłam sobie, że półksiężyc jest tak samo ładnie obły ze wszystkich stron. Oto najlepszy przykład jak można się rozczarować z własnej winy, tworząc sobie wyobrażenie, które wcale nie musi odzwierciedlać rzeczywistości. Domyślam się jednak, że wklęsły kształt wisiorka zmniejsza jego ciężar i dzięki temu może się on bezpiecznie utrzymać na tak delikatnym łańcuszku, więc koniec końców bilans wychodzi tutaj na plus.
W komplecie (z winy wspominanego wcześniej sklepowego zdjęcia traktuję owe naszyjniki jako komplet) przybył do mnie również Gazelle skull necklace. W zasadzie to on przykuł moją uwagę jako pierwszy, mam bowiem słabość do czaszek i szkieletów wszelkiej maści. Główny łańcuszek, zapięcie oraz tabliczka z nazwą sklepu są dokładnie takie same jak w przypadku półksiężyca, przejdę zatem od razu do sedna sprawy, czyli do czaszki♥
Jak sama nazwa naszyjnika wskazuje jest to miniaturowa czaszka gazeli, w pełni trójwymiarowa i zaskakująco dokładnie wykonana. Strasznie spodobał mi się pomysł na taki naszyjnik, bowiem większości postronnych przechodniów rogaty zwierz od razu skojarzy się ze złem, mrokiem i innymi szatanami, a tymczasem my z czystym sumieniem możemy sobie pomykać z naszą niewinną gazelą na szyi i siać nieuzasadnioną zgrozę:> Ale co to? Wnętrze czaszki skrywa niespodziankę - ledwo widoczny napis "Restyle". Oczywiście, w przypadku tego sklepu nie mogło go przecież zabraknąć.
Innym elementem, na który warto zwrócić uwagę są alchemiczne symbole arszeniku połączone z łańcuszkiem. Problem z nimi jest podobny jak z opisywanym wcześniej półksiężycem - są ładnie wyprofilowane tylko po jednej stronie. Jednak w przeciwieństwie do półksiężyca mają tendencję do przekręcania się podczas noszenia i trzeba naprawdę sporo samokontroli, aby ich co chwila nie poprawiać. Na szczęście po pewnym czasie nawet taki beznadziejny przypadek perfekcjonizmu jak ja przyzwyczaił się do tego stanu rzeczy i wirujące arszeniki przestały ostatecznie mnie drażnić.
Wspomniałam już kilka słów o delikatnym łańcuszku, który stanowi podstawę dla obu naszyjników, czas zatem poświecić mu odrobinę więcej uwagi. Byłam wręcz zachwycona, gdy zobaczyłam, że Restyle wreszcie wprowadziło zupełne przeciwieństwo topornych łańcuchów towarzyszących ich biżuterii do tej pory. Łańcuszek jest faktycznie bardzo ładnym i kobiecym rozwiązaniem, ale ma jedną wadę, a w zasadzie cechę związaną z jego budową, która może momentami dawać się we znaki. Mianowicie podłużne elementy potrafią się czasem zakleszczyć w drobnych oczkach i trzeba je wówczas bardzo ostrożnie "rozplątać". Boję się, że pewnego dnia mogę tego nie zauważyć albo szarpnę łańcuszek za mocno podczas próby rozplątania i całość się zerwie...
A tak natomiast nosiłam się wraz z zakupionym kompletem jeszcze w wakacje. Ot, taka uwspółcześniona wieszczkowa stylizacja. Niestety była jeszcze wówczas niekompletna, abym mogła sfotografować ją w całości i oficjalnie pokazać na blogu (zresztą nadal jest, cały czas brakuje mi kilku istotnych elementów), będzie zatem musiała poczekać na swoje pięć minut do kolejnych upałów.
Czarny stanik do białej sukienki? Toż to przemoc! A kysz, niewierna!
Zaś tak noszę się w chwili obecnej, wraz z moją przebrzydle ciepłą, wiedźmową "włosiennicą". Mam nadzieję, że uda mi się pokazać w sezonie jak genialna jest ta (upolowana w internetach za grosze) polarowa tunika z asymetrycznie ułożoną dolną krawędzią - w sam raz dla jesiennej wieszczki.
Wracając do prezentowanego dziś zakupu sprzed ładnych kilku miesięcy - z obu naszyjników jestem jak na razie zadowolona. Wbrew moim początkowym obawom delikatne łańcuszki nadal trzymają się świetnie, a sama biżuteria jest na tyle subtelna, że można ją z powodzeniem nosić na co dzień. Gazelle skull necklace i Crescent pendant świetnie uzupełniają też moje dotychczasowe zbiory z kuferka przyszłej wiedźmy. Kto wie, może niedługo dołączy do nich kolejny egzemplarz...