poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Hello Fall

Jak sam tytuł wskazuje miała to być stylizacja wczesnojesienna, jednak już od pewnego czasu było wiadomo, że nie dotrwam do jesieni ani z tą ani z jakąkolwiek inną kreacją inspirowaną lolita fashion. Mimo to chciałam uwiecznić ów strój na zdjęciach, bowiem skompletowanie całości kosztowało mnie trochę wysiłku i zajęło (niestety) sporo czasu. Całość była gotowa, gdy za oknami hulało upalne lato w całej swej okazałości i nie było mowy o pozowaniu w plenerze czy nawet w czterech ścianach. Gobelin i sztruks - już kilka sekund spędzonych w owej kreacji sprawiało, że miałam ochotę schować się do lodówki! Z drugiej strony nie było już sensu czekać na odpowiednie klimaty za oknami, moja cierpliwość zakończyła swój żywot, a w głowie kotłowały się plany dotyczące nowego wizerunku, które chciałam wówczas możliwie jak najszybciej realizować. Trzeba było w końcu rozprawić się z tym (dosłownie) palącym problemem i wówczas nadeszła przyjacielska porada, abym te stylizacje, których z różnych względów nie chcę lub nie mogę pokazać na sobie fotografowała rozłożone na podłodze!
Podobno kilka dziewcząt - i to związanych z kręgami lolita fashion zdecydowanie silniej niż ja - stosuje właśnie tą metodę z nader pozytywnym skutkiem. Z początku byłam nastawiona dość sceptycznie, ale szybko zrozumiałam, że w mojej obecnej sytuacji (którą sama sobie w końcu zgotowałam) może się to okazać jedynym wyjściem, przynajmniej w przypadku tej nieszczęsnej kreacji, która tak długo czekała na prezentację i tak niefortunnie wstrzeliła się w niewłaściwą porę roku. Do uwiecznienia stroju w pozycji horyzontalnej zachęcał dodatkowo fakt, iż jakiś czas temu zmieniłam miejsce zamieszkania i moją podłogę stanowi obecnie niezwykle klimatyczny, skrzypiący parkiet z autentycznego, żywego drewna, noszący ślady kilku poprzednich pokoleń właścicieli. Prawdziwa podłoga retro, z duszą! Czy mogłam wymarzyć lepsze tło dla romantycznego gobelinu? Przymknijmy jedynie oko, że to gobelin z Atmosphere, gdyż w połączeniu z ciemnobrązową sztruksową kamizelką (równie pospolitej marki, ale o tym sza!) prezentuje się naprawdę godnie, niemal steampunkowo.
Połączenie gobelinowej sukienki z kamizelką wzięło się oczywiście z mojej poprzedniej stylizacji zatytułowanej "Time Traveler". Chciałam w ten sposób stworzyć nieco bardziej casualową wersję wspomnianego stroju, ciężko w końcu w pełni dorównać sukience "Black Sugar Tea JSK" od Infanty, ale jak widać off-brandowa imitacja jest możliwa. Swego czasu trochę żałowałam rozstania z ową sukienką, bo choć na mnie nie prezentowała się może wyśmienicie to jednak stylizację z jej udziałem wspominam jako jedną z bardziej udanych w całym moim skromnym repertuarze. Jako skromniejsze dopełnienie dawnego pomysłu pojawiła się ta oto urocza teczka, upolowana z drugiej ręki.
Buty to akurat żadna nowość, pojawiły się już wcześniej w całkiem niedawnej stylizacji (ledwo z maja!), którą skompletowałam na cześć jednej z moich ulubionych literackich bohaterek - Valancy Stirling. I po raz kolejny, być może moja sylwetka nie prezentowała się na zdjęciach szczególnie korzystnie (czy w ogóle trafiły mi się kiedyś olśniewające zdjęcia?), natomiast z samego stroju byłam bardzo zadowolona, tak jak z opisywanych butów. Są zarówno ciekawe jak i wygodne, lubię je do tego stopnia, że jako jedne z nielicznych przedstawicieli klimatów retro czy też vintage uchowały się w mojej szafie z wielkiego pogromu, zresztą wraz z sukienką "Cotton Hyacinth JSK" od Surface Spell. Istnieje więc spora szansa, że jeszcze kiedyś pojawi się tutaj inny zestawik z tą dwójką w roli głównej.
Oczywiście sukienka i kamizelka to nie wszystko, aby lolicia stylizacja była kompletna musi się w niej pojawić jeszcze koszula. A jednak na załączonym obrazku nie ma żadnej koszuli! Za tą iście kuglarską sztuczkę odpowiedzialna jest doprawdy niezwykła sukienka. Tak, sukienka marki AngelEye, którą w całości można było zobaczyć w tej notce. Jest ona na tyle krótka, aby idealnie ukryć się pod gobelinem czy inną sukienką grającą pierwsze skrzypce i na tyle delikatna - sam szyfon i koronki - aby nie utrudniać noszenia całości. No właśnie, wszystko pięknie do czasu - mam nadzieję, że teraz tym bardziej zrozumiecie moją niechęć do występowania w tej wielowarstwowej kreacji podczas upałów. Pomysł jest natomiast bardzo dobry w przypadku chłodniejszych, ale wciąż pogodnych jesiennych dni, takie w końcu było jego pierwotne przeznaczenie.
Biżuteria to zdecydowanie najtrudniejsza rzecz do zaprezentowania nawet w klasycznie uwiecznianej stylizacji, a co dopiero takiej fotografowanej na podłodze! Na pierwszy rzut oka jest ledwo widoczna, więc tym bardziej należy zaprezentować wszystko po kolei. We włosach tradycyjnie znaleźć się miały delikatne spinki wsuwki. Kokardka wysadzana czarnymi szkiełkami gościła już wcześniej w stylizacji "Painting the roses red", lecz tutaj dla odmiany towarzyszyła jej różyczka w subtelnym błękitnym kolorze, zgrabnie nawiązująca do niebieskich elementów widocznych na gobelinie.
Kolejnym elementem, który łączy w sobie zarówno nutę błękitu jak i klimatyczne odcienie antycznego złota jest mały zegarek na łańcuszku, zakupiony wieki temu w sklepie Restyle, kiedy to traktowałam ów sklep jako jedyne źródło alternatywnych (wtedy nawet jeszcze nie tak bardzo alternatywnych) błyskotek. Zegarek, choć pierwotnie przeznaczony do zawieszenia na szyi, zamocowany został przeze mnie do kieszonki kamizelki. Jest to kolejne nawiązanie do stylizacji "Time Traveler", w której to wspominałam, że zapożyczyłam pomysł od kolejnej fikcyjnej postaci, którą uwielbiam - słynnego belgijskiego detektywa, samego Herkulesa Poirot!
Dwie broszki, ożywiające prawą stronę kamizelki również mogłyby nawiązywać do jednego z literackich tytułów, który bardzo sobie ceniłam jako dziecko, lecz większości osób o wiele bardziej kojarzyć się będą z nadchodzącą porą roku. Zwinny królik i sprytny lis - oba zwierzaki przystrojone w typowo jesienne kolory futer, bawiące się w odwiecznego berka na leśnych drogach upstrzonych złotymi i rdzawymi liśćmi. Lis został przeze mnie własnoręcznie ozdobiony prawdziwymi piórami bażanta, tył broszki natychmiast zdradza jak nieporadne było to przedsięwzięcie z mojej strony. Chciałam jednak ofiarować lisowi drobną łapówkę, aby zabawa z królikiem pozostała jedynie zabawą.
Na trójkątnym dekolcie spoczął drobny łańcuszek z zawieszką w postaci klatki dla ptaków. I tutaj po raz kolejny można by się doszukiwać literackich nawiązań, jak chociażby baśni o słowiku. Jednak do tego tematu pozwolę sobie jeszcze powrócić innym razem, a póki co ptaszek w klatce stanowić miał dopełnienie całej zwierzęcej kolekcji, obecnej w tej stylizacji. Ciekawą cechą naszyjnika było to, że postać złocistego ptaka była dosłownie zawieszona w trójwymiarowej klatce i podczas chodzenia lekko podzwaniała, obijając się o metalowe pręty, jak gdyby ptak faktycznie chciał się uwolnić.
Zwykle ograniczałam się do wykorzystania jednego pierścionka w poszczególnych kreacjach, jednak w tym przypadku dobrałam aż trzy sztuki, w tym nawet dwa podwójne okazy. Z przyczyn dość prozaicznych nie mogłam pokazać na zdjęciach obu dłoni (jedna musiała trzymać aparat), a zatem właściwe ułożenie pierścionków również nie mogło się na nich znaleźć. Zamiast tego zmuszona jestem pokazać je jeden po drugim, ale z drugiej strony przecież i tak chodziło o zaprezentowanie detali.
Pierwszy pierścionek składał się z dwóch części, które można było nosić tak razem jak i oddzielnie. Być może wyglądał dość tandetnie, w końcu czego można się spodziewać po jakości japan style? Złoty kolor obrączek miał okropnie żółty odcień, a plastikowe imitacje cyrkonii biły po oczach wręcz z daleka. A jednak drobna różyczka z tworzywa tak mocno chwyciła mnie za serce, że byłam w stanie nosić ją w tej szpetnej oprawie i w parze z okropnymi cyrkoniami, nic nie zdołało zmącić jej uroku.
Drugi pierścionek do genialny, trójwymiarowy królik z H&M. Przybył z odsieczą dla swojego brata na broszce, aby wspomóc go w odwiecznej ucieczce przed lisem. Pierścionek jest dość spory i niestety niepraktyczny w codziennym użytkowaniu, zdecydowanie nie dam rady nosić go chociażby zimą, gdy dłonie chowają się co chwila w rękawiczki. Lecz mimo tego, że królik gości na mojej dłoni sporadycznie to i tak go uwielbiam i zostanie w moim kuferku na dobre, nawet dla samej frajdy podziwiania.
Ostatni pierścionek to znów projekt podwójny, lecz tym razem obie obrączki są nierozłączne. Na jednej usadowiła się drobna myszka, na drugiej widnieje filiżanka, którą wyobraźnia od razu napełnia herbatą czy innym przyjemnym i gorącym napojem, idealnym na jesienne chłody. Tak, ten element zagościł w stroju głównie ze względu na moje skojarzenie z klimatem jesiennego wieczoru, gdy za  oknami leje deszcz i hula wiatr, a człowiek bez pośpiechu i cicho jak mysz pod miotłą siada w wygodnym fotelu owinięty miękkim kocem, w dłoni dzierży ulubioną książkę, zaś na stoliku obok paruje gorący napój w filiżance. Wówczas nawet najgorsze kaprysy jesiennej aury nie są straszne.
Odejdźmy jednak na razie od typowo jesiennych klimatów, bo póki co pogoda nas nimi nie raczy. Zastanawiam się, co Wy sądzicie o pokazywaniu stylizacji w takiej formie? Czy jest ona zbyt monotonna? A jeśli tak to czy moje wcześniejsze zdjęcia, wykonywane najczęściej na tle tej samej salonowej kanapy lub w tym samym przydomowym plenerze nie były monotonne na tej samej zasadzie? A może jednak widzicie w tym jakieś drobne urozmaicenie, które można od czasu do czasu zastosować? I w końcu, czy według was to dobre długoterminowe rozwiązanie dla dziewczyn interesujących się modą alternatywną, które nie zostały obdarzone przez naturę olśniewającą urodą (czyli takich jak ja), a mimo to chciałyby pokazywać swoje stylizacyjne pomysły? Czy to w ogóle możliwe, aby prowadzić amatorskiego bloga poświęconego modzie i być jednocześnie incognito?

Zaniepokojonych tymi rozważaniami oraz nagłą nieobecnością mojej osoby na zdjęciach pragnę uspokoić - pozostałe lolicie stylizacje, które zostały mi jeszcze do pokazania fotografowane były w stary, dobrze wszystkim znany sposób: ze mną w roli wieszaka. Uważam co prawda, że nie we wszystkich przypadkach był to trafny pomysł, ale słowo się rzekło i wszystkie zostaną pokazane, a zostało ich już na szczęście niewiele. Zaś nowe pomysły - póki co w moim skromnym przekonaniu - pasują do mojego osobliwego oblicza nieco lepiej niż lolita, więc tym bardziej zamierzam pokazywać je na sobie. Bez obaw zatem! Jedyna rzecz, która jest w tej chwili potrzebna to cierpliwość, gdyż czasem zmiany muszą postępować wolno, lecz mam nadzieję, że na efekt końcowy będzie godny uwagi.

16 komentarzy:

  1. Te buty są przepiękne! Jestem też pod wrażeniem wszystkich dodatków, jakie dobrałaś, dają piękny efekt. Cała stylizacja kojarzy mi się z moim ukochanym Natural Kei, szkoda, że brak zdjęć na Tobie T^T.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I pomyśleć, że to zwykły Deichmannowy Graceland^^ Cieszę się, że dodatki wypadają tak pozytywnie:) Zdjęcia na mnie nie dałyby możliwości ukazania tych wszystkich detali, więc moim zdaniem ta drobna zmiana wypadła jednak na plus^^
      Dzięki!:)

      Usuń
  2. Cieszę się, że doczekałam się (ostatniego?) wystąpienia tej bajecznej sukienki <3 Za to połączenie kamizelki o takim "niskim" kroju z tymi bufiastymi rękawami do łokcia kojarzy mi się strasznie folkowo XD Nie żeby to było coś złego - wszyscy wiemy, jak chodliwym towarem w modzie loliciej (a przynajmniej jej polskim odłamie?) są niemieckie dirndle XD

    Co zaś do ostatniego pytania: moje zdanie znasz. Znasz wszystkie aspekty mojego zdania na ten temat, łącznie z tym, że jestem samozwańczym ambasadorem i propagatorem Blogowania Przy Jednoczesnym Byciu Pasztetem. Przeszedłszy kiedyś etap porównywania się z pięknymi gotkami z całych internetów stwierdziłam wreszcie "jebać to". Bo czy jestem jedyną osobą, która wpadała w kompleksy patrząc na idealne trójkątne twarze, wysokie kości policzkowe, pełne usta, które tak dobrze wyglądają w ciemnych szminkach i duże oczy? Na pewno nie. Chcę, żeby moja niewydarzona japa była powiewem świeżości w blogerskim światku, a także przyjacielskim kuksańcem dla tych, którzy chcieliby ubierać się alternatywnie, ale mają poczucie, że ich twarz psuje efekt.
    Ale wiesz - ja, nie mając żadnych ciągot perfekcjonistycznych, jestem pogodzona z tym jak wyglądam. Tobie nastroje się wahają - nie ma po co zmuszać się do robienia zdjęć siebie, jeśli akurat danego dnia uważasz, że wyglądasz gorzej niż zazwyczaj. A z drugiej strony masz dobre pomysły na outfity i szkoda byłoby je marnować przez huśtawkę emocji. Tak też ja w całości popieram oba wyjścia: jeśli danego dnia czujesz się dobrze, rób zdjęcia na sobie. Jeśli zaś czujesz się źle - wywalaj ciuchy na podłogę i nie tłumacz się przed nikim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ostatniego, ale niestety żadnych innych ciekawych strojów z tą sukienką nie udało mi się wymyślić przez cały czas jej posiadania, więc pewnie już i tak by się więcej nie pojawiła, niezależnie od tego czy zmieniałabym styl czy nie. Przynajmniej miała godne pożegnanie:)

      Tak, znam Twoje zdanie i w pełni się z nim zgadzam, co więcej podziwiam za tak konsekwentne trzymanie się swoich racji. Moje nastroje faktycznie wahają się za bardzo bym mogła się na dobre z czymkolwiek pogodzić i wytrwale dążyć do celu. Trudno mi narzucić samej sobie jedno rozwiązanie, tak w przypadku stylu ubierania czy prowadzenia bloga (i kilku innych rzeczy także). A zatem będzie panował chaos, chaos zawsze był moim sprzymierzeńcem. Innego wyjścia raczej dla mnie nie ma.

      I zdecydowanie zgadzam się ze stwierdzeniem, że nie należy się przed nikim tłumaczyć, zwłaszcza jeśli chodzi o formę robienia zdjęć:'D

      Usuń
  3. Zacznę może od końca, jeśli można :)
    To w jakiej formie pokażesz zestaw ubrań, to tak na prawdę Twój wybór i raczej ludzie nie mogą mieć o to pretensji. Dlaczego? Ano dlatego, że blog jest Twój, i Ty jako autorka tego małego świata ustalasz w nim reguły gry. Jeżeli danego dnia masz ochotę aby porobić sobie zdjęcia - robisz to i pokazujesz je. Jeżeli danego dnia uważasz, że nie masz czasu/ochoty/dodaj inny pretekst jaki Ci danego dnia przyjdzie do głowy, robisz zdjęcia ubrań rozłożonych na podłodze/łóżku i omawiasz opisowo strój. Zmuszanie się do czegoś, bo co inni powiedzą nie ma większego sensu i szybko takie coś wyjdzie. Każda forma postu jest według mnie dobra, jeżeli autor potrafi się w takiej formie odnaleźć. Ty potrafisz i udowodniłaś to TYM postem. Tak więc głowa do góry i rób to, co uważasz za słuszne :)

    A teraz przejdźmy do początku :D
    Za takimi butami poluję już trzeci miesiąc, ale moja dziecięca stópka nie daje o sobie zapomnieć, więc nadal szukam i zazdroszczę, bo ten model jest śliczny. Nawet kolor mi odpowiada :) Co do spódnicy i kamizelki - czekałam na taki post! Chciałam zobaczyć jak i z czym zestawisz te dwie rzeczy i wyszło świetnie jak zwykle! Co do koronkowej, jasnej sukienki, to mnie zagięłaś i właśnie wyszło, że jestem sierotą w te klocki :D Nie spodziewałam się, że takie zestawienie może dać tak dobry efekt. Całość jest na wielki plus! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz zdecydowaną rację, całkowicie zgadzam się z tym co piszesz:) Bardzo dziękuję za te słowa.

      Buty to co prawda zwykły Deichmannowy Graceland, ale znam ten problem z doborem obuwia, tylko z tej drugiej strony: moje stopy mieszczą się gdzieś pomiędzy rozmiarem 39 a 40 i wszystko jest dla mnie zawsze albo lekko za ciasne albo nieco za duże:x
      Cieszę się, że całość przypadła Ci do gustu:) A dobranie koronkowej sukienki było akurat dziełem przypadku - po prostu żadna koszula z mojej szafy nie pasowała mi do tego zestawu w 100%, więc zaczęłam kombinować^^' Jak widać czasem kombinowanie się opłaca:)

      Wielkie dzięki!:)

      Usuń
  4. Strasznie podoba mi się biżuteria z tej notki *.* Zachwycam się nią.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zdjęcia detali ♥ ♥ ♥ ♥ ♥

    Świetny zestaw, wszystko pasuje do siebie idealnie. Uwielbiam oglądać zgrabne połączenia brązów, beżu i innych kolorów, kojarzących się z jesienią. Jest w nich coś melancholijnego, co przyciąga moją uwagę w stopniu równie dużym, co zwykła czerń. Do tego mistrzowski dobór biżuterii (w tym zwierzątek i filiżanki z gorącą herbatką). Naprawdę jestem zachwycona ♥ (mam ochotę wstawić całą szachownicę z serc, tak bardzo zestaw przypadł mi do gustu :"D).
    Robienie zdjęć na podłodze nie jest aż tak złym wyjściem (nie wiem czy kojarzysz tumblra Moss Märchen - jeśli nie, to polecam). To dobra opcja, kiedy np. jest zbyt gorąco, ma się "bad hair day" itd. Poza tym stanowi ciekawe urozmaicenie bloga (chociaż w ten sposób przedstawia się najczęściej zdjęcia "upolowanych" ubrań, które są na tyle ciekawe, by poświęcić im troszkę miejsca na blogu). Co do części o "olśniewającej urodzie", to moim zdaniem szeroko pojmowana moda alternatywna powinna stawiać na alternatywne typy urody. To, że nie posiadamy twarzowego jak modelki z okładek magazynów wcale nie oznacza, że coś jest z nami nie tak.
    Wracając jednak do sedna: ten konkretny zestaw wolałabym ujrzeć na Tobie. Jedyną rzeczą, której tutaj tak naprawdę brakuje, to Twoje rudawo-brązowe włosy (nie wiem jaki masz, a właściwie jaki miałaś wtedy kolor, ale na pewno pasujący do zestawu >D).
    Upały odchodzą już w niepamięć, tak więc mam nadzieję, że wkrótce pokażesz się w nowej odsłonie. Cierpliwości zaczyna mi już brakować, tak więc błagam: nie przeciągaj tego dłużej, bo czekając na Twój nowy look niecierpliwię się okrutnie :"D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O rany^^' Bardzo się cieszę, że zestaw tak bardzo przypadł Ci do gustu:) Dziękuję!

      Moss Märchen znam właśnie od niedawna i na dobrą sprawę od linka do jej tumblra wszystko się zaczęło. Robienie zdjęć na podłodze to faktycznie wygodna opcja, która szybko i skutecznie rozwiązuje problem, jednak odnoszę wrażenie, że sprawdza się jedynie w przypadku strojów lolicich i okołololicich - kiecki, które nie są rozkloszowane nie robią już w takiej formie szczególnego wrażenia^^'

      Właśnie aktualny kolor moich włosów był jednym z pomniejszych argumentów, które ostatecznie przekonały mnie aby pokazać ów zestaw na podłodze. Jakiś czas temu postanowiłam wrócić do naturalnego koloru i na mojej czuprynie widnieją już spore odrosty w nudnym odcieniu ciemnego blondu/jasnego brązu (nigdy nie umiałam określić co to właściwie jest za kolor, ale jest nudny:'D), podczas gdy pozostała część włosów nosi jeszcze ślady mocno już spranej jasnej rudości. Dziwne to połączenie i zdecydowanie nie pasowało do jesiennych gobelinów^^' Gdy nadejdzie już czas focenia nieco nowszych stylizacji muszę koniecznie pofarbować same końcówki na kolor zbliżony do odrostów, aby miało to wszystko ręce i nogi:x

      Zatem męczyć mnie teraz będą okrutne wyrzuty sumienia, bowiem nie jestem jeszcze do końca pewna kiedy nastąpi oficjalna premiera mojego nowego imidżu D: Póki co nadal mam wielkie plany, ale realne stylizacje są na razie tylko dwie, obie nadal niedopracowane^^''' Miałam nadzieje, że zanim uporam się z resztą lolicich zaległości to uda mi się skompletować chociaż jedną, ale to może niestety jeszcze trochę potrwać D: Jednak kiepsko to wszystko rozplanowałam sobie w czasie^^'''

      Usuń
  6. Hej, przeglądając twojego bloga zauważyłam że masz pokaźną kolekcję ciemnych rozkloszowanych płaszczy. Zauważyłam również kota. I tu moje pytanie: Który z tych płaszczy najmniej łapie kocie kłaki i najłatwiej z niego schodzą? Naprawdę byłabym wdzięczna za odpowiedź, bo chciałabym kupić czarny albo ciemnoniebieski płaszcz w stylu wiktoriańskim lub lolita ale mam białego kota :< Z góry dziękuję za odpowiedź :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówiąc szczerze nie spotkałam się jeszcze do tej pory z zimowym płaszczem, który byłby odporny na zbieranie kociej sierści. Wszystkie łapią je na dobrą sprawę tak samo, bo wszystkie są zwykle wykonane z wełny z syntetycznymi domieszkami. Jedynie cienkie płaszcze wiosenne/jesienne wykonane z lekkich syntetycznych materiałów łapią wszelkie kłaczki w zdecydowanie mniejszym stopniu i zwykłe strzepnięcie ich dłonią z powierzchni płaszcza załatwia sprawę, ale niestety w przypadku grubszych płaszczy zimowych jedyną rada na kocią sierść jest częste używanie specjalnej rolki do ubrań. A przynajmniej jest to jedyny skuteczny sposób, jaki ja znam.

      Usuń
  7. Pięknie wyszła Ci ta stylizacja! Bardzo żałuję, że nie dałaś rady jej założyć. :(


    Wybacz tak krótki i późny komentarz. Miałam problemy laptopowe, zresztą nie tylko, a teraz tyle nadrabiania, D:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie szkodzi, cieszę się, że stylizacja się podoba:)
      I mam nadzieję, że wszystko u Ciebie w porządku D:

      Usuń
    2. Już jest prawie wszystko ogarnięte, więc można powiedzieć,że dobrze. :D

      Usuń
    3. No to najważniejsze, cieszę się:)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.