sobota, 27 czerwca 2015

Mourning Sun

Zawsze podobała mi się ta gra słów (a robienie zdjęć w pochmurną pogodę jest złe).

Nie tak dawno temu uczestniczyłam w wydarzeniu, które z jednej strony nauczyło mnie sporo pokory, a z drugiej udowodniło, że mimo wszystko nie należy się poddawać. Ciekawe doświadczenie.
W samej stylizacji zaś nie należy upatrywać żadnego głębszego znaczenia. Po prostu odkąd w mojej szafie zagościła ta całkiem zwyczajna, a jednocześnie niezwykle urokliwa koszula marki Next bardzo upodobałam sobie zestawienie jej z aksamitną, haftowaną spódnicą "Misty Morning" od Dear Celine i w końcu nadarzyła się okazja aby uwiecznić je na zdjęciach. Ot, w zasadzie cała historia.
Całość uzupełniają ruskie rajtki z roślinnym motywem. Tak, ruskie. Kupione na rynku. Było tyle różnych modeli, że spędziłam przed straganem dłuższą chwilę kompletnie nie mogąc się zdecydować i w końcu zgarnęłam zdecydowanie więcej par niż wstępnie zamierzałam. Ciekawe czy uda mi się do końca życia zaprezentować je wszystkie w różnych stylizacjach. Sam wzór jest bardzo subtelny, może się zatem wydawać, że to jego wada, gdyż nie rzuca się w oczy z daleka. Jednak moim zdaniem rajstopy o typowym, wyraźnie ażurowym wzorze nie pasowałoby do tego zestawu.
 Prócz rajstop na nogach znalazły się oczywiście i buty - moje ukochane, aksamitne, iście wiktoriańskie WHIMSEY-115 marki Pleaser. Jestem nimi zauroczona nieustannie od chwili zakupu i muszę się bardzo pilnować, aby nie wciskać ich do każdej stylizacji, jaka tylko przyjdzie mi do głowy.
A skoro już o głowie mowa, nie jestem fanką pokaźnych stroików przyczepionych do moich własnych włosów, jednak do takiego "okołololiciego" stroju mimo wszystko wypada jakąś drobną ozdobę dopasować. Wydaje mi się, że połączenie różanych spinek z ozdobną wsuwką ma szansę się obronić. Spinki same w sobie są może i skromne, ale razem pozwalają uzyskać ciekawy efekt - można odnieść wrażenie, że różyczki połączono na stałe za pomocą łańcuszków i koralików.
Kolejne elementy biżuteryjne jawią się w postaci ażurowego pierścionka i broszki w ozdobnej oprawie. Każdy z przedmiotów zdobyłam z drugiej ręki, całkiem niezależnie od siebie, a zakupy oddzielone były sporym odstępem czasu, lecz mimo to wyglądają razem niczym komplet. Więcej opowiem o nich gdy wreszcie zbiorę się w sobie i napiszę epopeję na temat całego mojego ozdobnego złomu.
Wyliczankę zamyka bogato zdobiona bransoletka z kameą przedstawiającą barokowy żyrandol. Większość osób zapewne od razu rozpoznała w niej produkt ze sklepu Restyle. Bransoletka póki co nie doczekała się recenzji na tutejszym blogu i mówiąc szczerze zastanawiam się czy nadrabianie tego rażącego niedopatrzenia ma obecnie sens, od dawna nie ma jej już bowiem na sklepowych półkach. Z drugiej strony nikt nie powiedział, że kiedyś na te półki znowu nie powróci...

niedziela, 14 czerwca 2015

Souffle Song "Byzantine stained glass" skirt (black & blue)

Souffle Song - marka dość nowa, przynajmniej dla mnie. Usłyszałam o nich po raz pierwszy gdy wypuścili na rynek serię lolicich (o rly?) ciuszków z printem przedstawiającym Pory Roku Alfonsa Muchy. Zastanawiałam się nawet nad zakupem jednego z modeli sukienek, ale ostatecznie odwiodły mnie od tego pomysłu dwie rzeczy: cena oraz karygodne pominięcie grafiki przedstawiającej Zimę. Nie tak dawno temu pojawił się w ich ofercie kolejny print, który mnie zainteresował - wysmukłe kolorowe okienka, które natychmiast budziły skojarzenia z kościelnymi witrażami. Nigdy nie chorowałam specjalnie na motyw witraży, ale sama tematyka sakralna od pewnego czasu stała mi się nieco bliższa, a poza tym bardzo przypadły mi do gustu żywe kolory tego wzoru. Cena również okazała się sympatyczna, więc raptem po tygodniu intensywnych rozważań dokonałam zamówienia.
Ściślej mówiąc, po tygodniu zdecydowałam się zakupić czarny model spódnicy. W tej serii dostępne były dwa modele różniące się jedynie wysokością talii (co ciekawe nie było między nimi żadnej różnicy w cenie). Od samego początku najbardziej podobał mi się model z normalna talią i na taki też się zdecydowałam. Miałam natomiast spory problem z wyborem koloru. Witraże posiadały trzy wersje kolorystyczne: czarną, niebieską i czerwoną. Tą ostatnią odrzuciłam ją już na wstępie, natomiast zarówno czerń jak i niebieski podobały mi się na zdjęciach producenta niemal jednakowo. Co prawda doszłam w końcu do wniosku, że czerń będzie lepsza, bardziej elegancka i przede wszystkim kolorowe okienka na czarnym tle prezentować się będą jak prawdziwe witraże, jednak kilka dni po opłaceniu wybranej spódnicy zaczęły nachodzić mnie wątpliwości. Ostatecznie postanowiłam dokupić również niebieską wersję:x Obie spódnice miały być z tego samego modelu, różnicę stanowić miał tylko kolor.
Byłam więc nieco zdziwiona, gdy po rozpakowaniu zakupów okazało się, że trafiła do mnie jedna spódnica z normalną talią i jedna high waist... Sytuacja jest dla mnie tym bardziej dziwna, ponieważ to czarną spódnicę zakupiłam jako pierwszą i wyraźnie przy niej zaznaczyłam, że interesuje mnie model z normalną talią. Gdy kilka dni później dołączyłam do tego samego zamówienia także niebieskie witraże napisałam jedynie, że druga spódnica ma być z tego samego modelu co pierwsza. Jakim więc cudem dostałam dwie różne wersje? Warto również dodać, że pośrednik - czyli niezmiennie pan Martin z Clobba Online przyznał w odpowiedzi na mojego maila, że nie miał nawet pojęcia, iż spódnica występuje w dwóch różnych modelach. Rozumiem, nie mają tej marki w swojej stałej ofercie, mogli się nie zainteresować, ale nie zmienia to faktu, że skoro klientka pisała, że chce dwie spódnice z tego samego modelu to podczas sprawdzania towaru nie dało się nie zauważyć, że oba egzemplarze się różnią. Wniosek? Mojego zamówienia w ogóle nie sprawdzono. Nie dziwi mnie to zresztą, po tym co zobaczyłam przy okazji "Judgement Day JSK" powinnam się cieszyć, że problem ze spódnicą to jedynie drobna pomyłka. Równie dobrze mogłam otrzymać egzemplarz uszkodzony lub w złym rozmiarze.
Nie myślcie jednak, że robię dramę z powodu podwyższonej talii. Nie jest to oczywiście wielki problem, tym bardziej, że - jak już zostało wspomniane - oba modele były w tej samej cenie. Po prostu wersja ze standardową talią lepiej pasuje do mojego stylizacyjnego zamysłu. High waist nieco komplikuje sprawę, ale spódnicę rzecz jasna da się nosić. Problemem nazwałabym natomiast inną rzecz, a mianowicie kolor czarnego egzemplarza. Od chwili rozpakowania zakupu mam wobec niego bardzo mieszane uczucia. Z jednej strony całość faktycznie przypomina produkt prezentowany na zdjęciach sklepowych przez modelkę, choć mówiąc szczerze byłam przekonana, że tak blady kolor to raczej wina samej fotografii, a nie materiału. Tym bardziej, że zdjęcia spódnicy na manekinach pokazują już zupełnie co innego, zwłaszcza jeśli chodzi o model który ostatecznie do mnie trafił. Niedawno natomiast pojawiła się kolejna nowość z tej serii - kolejny krój sukienki i w jej przypadku czerń na zdjęciach z udziałem modelek wygląda już zjawiskowo. Zastanawiam się czy po prostu cała pierwsza partia spódnic wyglądała właśnie w taki sposób, jak ta zakupiona przeze mnie, a wygląd printu poprawiono dopiero przy wyrobie następnych produktów czy może znów akurat mnie trafił się wadliwy egzemplarz... Muszę przyznać, że po tylu rozczarowaniach odechciewa mi się zarówno korzystać z usług Clobby, jak i w ogóle zamawiać cokolwiek z zagranicy (czy raczej z Azji...).
Tak, spódnicy zdecydowanie nie można nazwać czarną. Ani też brązową. Co zabawne oba określenia pochodzą ze stron samego Souffle Song: pierwsze z Taobao, drugie ze sklepu w wersji anglojęzycznej. I oba oczywiście nie oddają właściwie rzeczywistości. Osobiście odniosłam wrażenie, że mój egzemplarz jest szary z dziwaczną, lekką nutą fioletu. I przyznaję, na samym początku próbowałam jakoś usprawiedliwić sama przed sobą całą tą sytuację. Próbowałam sobie tłumaczyć, że spódnica wcale nie wygląda tak źle, że w zasadzie to nawet mi się podoba i że w połączeniu ze zwiewnymi szyfonami blady kolor wcale nie będzie się tak rzucać w oczy... Teraz zastanawiam się dlaczego tak bardzo chciałam samą siebie wówczas okłamać? Czy szkoda mi było pieniędzy czy nie chciałam dopuścić do siebie bolesnej myśli, że tylko na prawdziwie czarnym tle witraże mogą się godnie prezentować? Nie wiem. Natomiast teraz, w chwili pisania tej nieszczęsnej recenzji jestem po prostu zła.
A teraz pokażę wam, dlaczego model z podwyższoną talią wzbudził we mnie tyle wątpliwości, iż postanowiłam go nie zamawiać i byłam niezadowolona z faktu, że jednak złośliwie do mnie przywędrował. Wszystkie moje obawy się sprawdziły. Zacznijmy od drobnej kokardki "zdobiącej" przód high waist. Na stronie sklepu nie było co do niej jasnych informacji, dlatego założyłam, że albo jest przyszyta na stałe i trzeba będzie ją odpruć, co zapewne zostawiłoby ślad na materiale albo producent wpadł an genialny pomysł przyszycia do niej agrafki. Okazało się, że kokarda jest odpinana, ale raczej nie nazwałabym tego rozwiązania genialnym. Sama agrafka jest przyszyta dość mizernie, a skrawek materiału stanowiący środkową część kokardy okropnie się strzępi. Nie musiałam również niczego odpruwać aby na spódnicy zostały brzydkie ślady, zadbała o to igła agrafki.
Na zdjęciach producenta widać wystarczająco wyraźnie, że spódnica z podwyższoną talią posiada z tyłu shirring. Nie sposób na nich natomiast dostrzec materiałowych szlufek do przewlekania wstążki, bo i samej wstążki na fotografiach nie ma. Nie chciałam zamawiać tego modelu, więc ów brak nie zastanowił mnie nawet na chwilę. Stało się tak dopiero gdy otrzymałam co otrzymałam i zdziwiłam się co niemiara, że do spódnicy nie dołączono żadnej, nawet najbardziej lichej wstążki. A szlufki jak byk! No ale czego pani hrabianka się czepia, skoro na zdjęciach żadnej wstążki nie było...? A co się mam czepiać, skoro zdjęcia celowo zrobiono tak, by wprowadzić klienta w błąd. To jeszcze "lolicia marka" czy już "japan style", bo przez takie podchody sprzedawcy zdecydowanie bliżej do tego drugiego...
Kolejny drobiazg, który niepokoił mnie jeszcze przed dokonaniem jakiegokolwiek zamówienia to sposób zapięcia podwyższonej talii. Sama spódnica zapinana jest na zamek błyskawiczny, trzeba przyznać całkiem dobrze ukryty i sprawnie działający. Natomiast pas materiału umieszczony w talii posiada trzy ozdobne guziki, które niestety fatalnie spełniają swoją rolę: krawędź odstaje od całości, pomiędzy guzikami tworzą się fałdy, a dziurki są źle obrobione i potwornie się strzępią.
Wychodząc z tego samego założenia co w przypadku nieobecnej wstążki, której nie było widać na zdjęciach sklepowych powinnam być naprawdę uradowana, że spódnica posiada przynajmniej podszewkę - w końcu jej również nie pokazano na fotografiach. Pamiętam doskonale pewnego internetowego sprzedawcę "japan style", który w kłótni z niezadowoloną klientką, wypominająca mu, że zakupiony przez nią żakiet nie ma podszewki powołał się dokładnie na ten sam argument: "ani w treści aukcji ani na zdjęciach nie było żadnej podszewki" (i to był ten moment, gdy obiecałam sobie, że nigdy nie kupię niczego spod tego szyldu o ile nie zobaczę dokładnych rzeczywistych zdjęć). Właśnie dlatego prześmiewczo porównuję produkty Souffle Song do tego typu odzieży - tak bardzo starają się zaistnieć w branży poprzez wymyślne wzornictwo, a zapominają o tym, że to jakość i detal przyciąga klienta. Nie zmienia to jednak faktu, że mimo wszystko okazali się lepsi od naszego rodzimego Restyle, które poskąpiło podszewki w swojej spódnicy "Cemetery Gray skirt" (chyba nigdy jej nie zapomnę).
Chciałam koniecznie zrobić zdjęcie pokazujące cały powtarzający się wzór i szybko tej decyzji pożałowałam, przysporzyło mi to bowiem nie lada problemu. Grafika, która już w rzeczywistości prezentowała się blado, na każdej fotografii wykonanej przy normalnym oświetleniu była praktycznie niewidoczna. W końcu wybrałam do tego celu najciemniejszy kąt mojego pokoju i dopiero w takich okolicznościach ciemne tło zaczęło przypominać czerń. Przynajmniej na górnej części tego zdjęcia... Jest to naprawdę bardzo przykre, w końcu kolorowe szkiełka witraży każdemu niemal natychmiast skojarzą się z czarną oprawą i okrytym mrokiem wnętrzem sakralnej budowli. Lecz to niestety nie święte mury, tylko prawdziwe piekło. Brakuje jedynie napisu "porzućcie wszelką nadzieję..."
Dodatkowo nie sposób oprzeć się wrażeniu, że grafika jest nie tylko bardzo blada, ale również niewyraźna, a poszczególne elementy otoczone są  przedziwną aureolą. Mnie osobiście przypomina ona efekt uzyskany w pierwszym lepszym programie graficznym, kiedy to ktoś przesadzi z zabawą kontrastem i innymi parametrami. I właśnie to skojarzenie stało się podwaliną do pewnej naiwnej teorii spiskowej, którą mój lubiący fantazjować mózg w międzyczasie sobie stworzył. Czyżby Souffle Song naprawdę tak bardzo chciało zaoszczędzić na profesjonalnym grafiku, że przerabiało oryginalną niebieską wersję kolorystyczną na czarną i czerwoną w tak prymitywny sposób, w darmowym programie? Cóż, im dłużej przyglądam się czarnej wersji tym bardziej zaczynam w to wierzyć...
Kto po tak "zachęcającym" wstępie chciałby jeszcze oglądać drugi egzemplarz? Otóż ja. Rzuciłam się do rozrywania folii z drżącymi dłońmi, bijącym sercem i wizją absolutnej klęski przed oczami. Jednak tym razem moje obawy nie były słuszne. Niebieska spódnica prezentuje się o niebo lepiej niż jej czarna bliźniaczka. Ba! Nie posiada co prawda tak intensywnej barwy jak na zdjęciach sklepowych, ale na pierwszy rzut oka jest niemal identyczna z tym, co obiecuje nam producent. W tamtej chwili odetchnęłam z ulgą i nie posiadałam się wręcz z radości, że w całym tym nieszczęściu przynajmniej jeden produkt jest bez zarzutu (zapominając zupełnie, że powinien być to standard przy jakichkolwiek zakupach...). Niebieskie witraże zdecydowanie uratowały mi wówczas dzień.
Jednak jak doskonale wiadomo diabeł zazwyczaj tkwi w szczegółach, sprawdźmy zatem czy ów sielski nastrój nadal się utrzyma gdy weźmiemy spódnicę pod lupę. Elementem stanowiącym główną różnicę pomiędzy dwoma egzemplarzami, które otrzymałam jest oczywiście pas materiału znajdujący się w talii. W przypadku niebieskich witraży jest on już taki, jak sobie życzyłam: niewielki, ale za to ładnie podkreśla naturalne wcięcie sylwetki, a wszelkie koszule czy bluzki są przez niego pewnie przytrzymywane i "nie wyłażą" bezprawnie na zewnątrz. Wersja z normalną talią nie wymaga obecności żadnych dodatkowych guzików, całość zapinana jest jedynie na dobrze ukryty zamek błyskawiczny, który stanowi wygodne i proste w użyciu rozwiązanie (choć nie obraziłabym się gdyby producent pomyślał również o małej haftce, ale taki drobiazg mogę sobie przyszyć sama). Z tyłu znajduje się drobny shirring bez żadnych dodatkowych udziwnień. Gumki mogło być co prawda ściągnięte nieco mocniej, ale spódnica i tak bardzo ładnie się dopasowuje i jest wygodna w noszeniu.
Dolną krawędź spódnicy, niezależnie od modelu, zdobi czarna gipiurowa koronka z motywem roślinnym. Intensywna czerń koronki okazała się niestety gwoździem do trumny dla czarnego egzemplarza, bowiem kolor materiału prezentuje się w porównaniu z nią jeszcze bardziej blado... Na szczęście obszycie bardzo ładnie współgra z niebieskimi witrażami. Gipiura ma niestety tendencję do zagięć - już po wyjęciu z opakowania w kilku miejscach wymagała zaprasowania.
Podszewka wykonana została z takiego samego rodzaju materiału jak w przypadku czarnej wersji spódnicy z tym, że tutaj jest ona... biała. Zupełnie nie rozumiem dlaczego czarny i niebieski model różnią się także kolorem podszewki. Z drugiej strony po co się czepiać, skoro (teoretycznie) nie powinno mieć to żadnego znaczenia. Zdecydowanie większym problemem jest jakoś samego materiału, który jest niezwykle tandetny, śliski, elektryzuje się i okropnie "klei" do rajstop. Z pomocą przyszłaby oczywiście dobra petticoat, jednak tutaj również napotkamy problem - podszewka nie została tak ładnie ułożona jak materiał samej spódnicy i jest mniej obszerna, a co zatem idzie nie wciśniemy pod nią żadnej puchatej halki, chociaż kształt spódnicy by na to pozwalał. W dodatku w kilku miejscach biały materiał zszyty jest niebieskimi nićmi... Kompletny brak profesjonalizmu przy wykonaniu podszewki irytuje mnie do tego stopnia, że mam ochotę ją wypruć, robi witrażom więcej krzywdy niż pożytku. Na drugim zdjęciu widać natomiast, że Souffle Song ma najwyraźniej podobny problem jak Dream of Lolita - nie mogą się zdecydować pod jaką nazwą chcą funkcjonować...
Materiał, z którego wykonano spódnicę to kolejna rzecz, która wprawiła mnie w konsternację. Jest to bez wątpienia poliester, jednak z wierzchu okazał się być zaskakujący miękki i miły w dotyku. Jego jedynym mankamentem są pionowe pasy, które biegną przez całą długość spódnicy, ale można je zauważyć jedynie z bardzo bliskiej odległości. Jeśli jednak odwrócimy materiał na lewą stronę sytuacja zmienia się niemal dramatycznie - staje się on śliski, nieprzyjemny, a cała jego powierzchnia usiana jest maleńkimi wypukłymi punkcikami, jakby ktoś pozaciągał go igłą. Mówiąc szczerze przypomina mi nieco obrus wykonany z ceraty. O przebijającym na lewą stronę princie nawet nie wspomnę...
Otóż to, najwyższy czas przejść do kwestii zasadniczej czyli do samego printu właśnie. Jest on bardzo bogaty i posiada wiele szczegółów, choć niektóre z nich sprawiły mi z początku olbrzymi problem. Mówię tu przede wszystkim o dziwnych cieniach znajdujących się na talii. Wyglądają one niczym nieudana próba usunięcia jednego z elementów. Dodatkowo po obu stronach tego "mrocznego widma" znajdują się czarne pionowe pasy, wyglądające niczym kod kreskowy. Oczywiście, wszystkie te mankamenty widać jedynie z bliska, co nie zmienia faktu, że jest to po prostu zwykły FAIL.
Wystarczyło jednak skierować wzrok nieco niżej by odnaleźć odpowiedź na dręczące mnie pytania. Charakterystyczny kształt złotej broszy idealnie pasuje do dziwacznego cienia opisywanego powyżej. Również drobne łańcuszki subtelnie opadające w dół pasują do ciemnych kresek widniejących po bokach. Mimo to nadal nie mogę pojąć dlaczego grafik próbował usunąć te elementy z talii spódnicy, czemu wykonał to w tak nieudolny sposób i dlaczego fragmenty broszy nałożyły się w tym miejscu na inne części wzoru tworząc tak nieestetyczny "kod kreskowy". Obawiam się, że pozostanie to na zawsze tajemnicą Souffle Song, a ja po raz kolejny wspomnę o mojej teorii spiskowej na temat darmowego programu graficznego. Zwyczajna fuszerka! Na czarnym egzemplarzu jest niestety to samo.
Tuż obok broszy widnieją potężne złote krzyże wysadzane licznymi drogimi kamieniami. Budzą one jednoznacznie skojarzenia z Cesarstwem Bizantyjskim. Muszę przyznać, że nie przepadam za ozdobami przejawiającymi taki przepych (uważam wręcz, że wzór byłby o wiele ładniejszy bez nich), dlatego cieszy mnie fakt, że krzyże osadzone są na princie bardzo wysoko i większość z nich ginie wśród fałd spódnicy. Niestety między innymi za ich sprawą można bardzo szybko dostrzec, iż fałdy materiału zostały ułożone "krzywo" względem samego wzoru. Mnie osobiście taki stan rzeczy nie drażni, ale wiele osób nie lubi takiej niedbałości, nie sposób więc o tym nie wspomnieć.
Poniżej znajdują się wizerunki kolejnego krzyża, jednak tym razem jest on znacznie mniejszy i moim zdaniem o wiele bardziej przyjemny dla oka. Niewielki wystający element na jego górnym ramieniu pozwala przypuszczać, że funkcjonował on w formie wisiorka. Warto zwrócić uwagę w jak odmienny sposób prezentuje się ten sam element na niebieskim i czarnym modelu spódnicy. Tutaj jest on już zdecydowanie wyraźny, ma piękne kolory i nie otacza go żadna dziwna poświata. Moim zdaniem może to stanowić o słuszności mojej teorii spiskowej, jakoby niebieska wersja była tą oryginalną, którą następnie (w dość marny sposób) przekształcono na czarne i czerwone witraże.
A oto i cała, powtarzająca się grafika na niebieskiej wersji spódnicy. Mamy tu do czynienia z czwórką postaci - dwiema kobietami i dwoma mężczyznami (takie są przynajmniej moje przypuszczenia), zamkniętymi w charakterystycznych ramkach przypominających strzeliste okienka. Nad każdą postacią znajduje się również mniejsze "okienko" o kształcie równoramiennego krzyża, każda z nich oddzielona jest także od pozostałych pionowymi ozdobnymi pasami. Domyślam się, że cały wzór nie jest od początku do końca dziełem chińczyków i wszystkie jego fragmenty, poprzez wspominane wcześniej elementy biżuterii po same witraże z czterema dostojnymi postaciami zostały zapożyczone z autentycznych historycznych eksponatów. Nie jestem jednak historykiem, ani nawet pasjonatką kultury Cesarstwa Bizantyjskiego, nie będę więc bawić się w eksperta i usiłować odnaleźć poszczególne źródła tego wzoru. Pozostawię tą przyjemność osobom, które naprawdę znają się na rzeczy. Mnie wystarczy, że grafika ma piękne żywe kolory i zaskakująco dobrze prezentuje się na niebieskim tle.
Lecz chociaż - jak przed chwilą wspomniałam - nie jestem historycznym ekspertem to już od samego początku pewien szczegół budził moje wątpliwości. Szczegół, który zawarty został w nazwie samej spódnicy oraz wszystkich ubrań noszących ten właśnie print, a mianowicie witraże. Nie sposób zaprzeczyć, że cały wzór jest stricte bizantyjski, jednak samo pojęcie witraży nie pasowało mi do żadnego aspektu kultury i sztuki Cesarstwa. Znacznie bardziej rozpowszechnione były tam niezwykle charakterystyczne mozaiki i faktycznie, jeśli przyjrzymy się spódnicy z bliska bez trudu dostrzeżemy, że zamiast kolorowych szkiełek wprawionych w gotyckie okienka mamy tutaj do czynienia z mozaikami, które graficy Souffle Song wystylizowali na witraże. Niedopatrzenie ze strony producenta i karygodna historyczna niezgodność? Być może. A jednak moje laickie oko wyjątkowo cieszy taki widok. Jak pisałam na początku nigdy nie chorowałam szczególnie na motyw witraży, ale mozaika przekształcona na witraż? Tego jeszcze nie było. Być może dlatego print ten tak mi się spodobał.
Niezwykle spodobały mi się również pewne drobne detale, które na początku nie wydają się w ogóle istotne, a tymczasem cała grafika zawdzięcza im wiele magii. Tuż poniżej mozaikowych okienek znajdują się niezwykle urokliwe wizerunki maków oraz listków bluszczu. Kwiaty szczególnie przykuły moją uwagę, strasznie podoba mi się sposób, w jaki umieszczono je na princie - do góry nogami, jakby wyrastały ze strojów poszczególnych postaci oraz ich barwa, zupełnie oderwana od całości, niby pozbawiona kolorów a jednak mieniąca się jakąś niewytłumaczalną "irydescencją". Jest także pewien element, który mnie rozbawił - drobne, równie bezbarwne gołąbki niosące kopertę, rozsiane po całym wzorze. Można je odnaleźć w wielu dziwnych miejscach. Moim zdaniem wyglądają niczym cliparty z archaicznej wersji Office'a, ale im również nie sposób odmówić specyficznego uroku.
Mój zachwyt nad całym printem nieco ostygł gdy odnalazłam ten oto wyraźny błąd. Okienko przedstawiające mężczyznę w złotej szacie oraz cały fragment z nim związany został z niewyjaśnionych przyczyn zduplikowany. W dodatku część powielonego wzoru jest wyraźnie ucięta, co widać szczególnie w przypadku wisiorka o kształcie krzyża, który znajduje się tuż nad wspomnianym okienkiem. Pomiędzy "złotymi bliźniakami" (tak właśnie zaczęłam owych zduplikowanych panów nazywać) nie ma żadnego szwu, nie jest to więc kwestia zszycia dwóch kawałków materiału w nieodpowiednim miejscu, tylko zwyczajny (i kolejny) błąd grafika. Co ciekawe czarna wersja spódnicy takiego błędu nie posiada, a zatem albo ponownie trafił mi się wadliwy egzemplarz (zaczynam mieć tego naprawdę dość, wolałabym mieć takie szczęście do wygranych w Lotto) albo takim błędem obarczone są wszystkie niebieskie wersje spódnicy... Cóż, nie pozostało mi nic innego jak tylko "złotych bliźniaków" zaakceptować i chociaż znajdują się oni w przedniej części spódnicy to szczęśliwie akurat w tym miejscu materiał ujęto w fałd i bracia schowani są za nim, niewidoczni podczas noszenia.
Zbliżając się do końcowego podsumowania zdecydowałam się zestawić ze sobą ten sam fragment wzoru na czarnej i niebieskiej spódnicy. Porównanie to powinno ostatecznie rozwiać wszelkie wątpliwości dotyczące jakości printu na obu egzemplarzach oraz potwierdzić, że marny wygląd czarnego modelu nie jest winą moich nieprofesjonalnych zdjęć. Zresztą oceńcie sami:
Na sam koniec zdjęcie z idealnie dopasowanym naszyjnikiem. Nie mogłam sobie tego odmówić♥
Nie wiem czy powinnam ująć w ostatecznym podsumowaniu czarny egzemplarz spódnicy, była niczym obrazek o małej rozdzielczości, który dało się oglądać jedynie z daleka. Zarówno kolor jak i jakość printu były mocno poniżej oczekiwań i gdyby ktoś spytał mnie o zdanie w tej chwili to zdecydowanie odradzałabym zakup czarnej wersji. Jeśli zaś chodzi o niebieską spódnicę to tak kolor jak i sama grafika są moim zdaniem przepiękne. Niestety stanowią jedyną mocną stronę tego produktu, a nawet tutaj trafił się mały fail w postaci błędu we wzorze. Dodajmy do tego kiepski materiał samej spódnicy i tragiczny w przypadku podszewki. Byłam naprawdę zachwycona niebieską wersją tuż po jej rozpakowaniu, jednak wydaje mi się, że wrażenie to zawdzięczała głównie porównaniu z wybiedzoną bliźniaczką. Po kilku miesiącach mój ówczesny zachwyt zniknął. Jest to po prostu wizualnie ładna i ciekawa spódnica, nic więcej. Zaś kiepska jakość denerwuje mnie niestety za każdym razem gdy wyciągam ją z szafy. Był to zdecydowanie mój pierwszy i ostatni zakup od Souffle Song.