sobota, 30 maja 2015

Ich brauche mehr!

Kiedyś tego typu notki były u mnie na porządku dziennym. Ba! Swego czasu uważałam się za jedną z pierwszych osób, które wprowadziły krótkie posty prezentujące "niebrandowe", acz ciekawe ubrania na swoje lolicie blogi (ależ ja miałam wówczas wysokie mniemanie o sobie). Być może wyglądały niczym karykatura prawdziwych lolicich wardrobe post (które też w końcu zaczęłam tworzyć), jednak dla mnie były one przede wszystkim dowodem na to, że piękny ciuch można znaleźć wszędzie, że nie trzeba się wcale ograniczać do opiewanych marek aby wyglądać klimatycznie i przede wszystkim nie trzeba wydawać na to grubych milionów. Zawsze prezentowałam wszystkie wyszperane perełki z dumą i ogromną przyjemnością. Dlaczego więc owe notki na pewien czas zniknęły? Główny powód jest bardzo prozaiczny - nie nabywam już ubrań z taką częstotliwością jak to miało miejsce kiedyś, wpływa na to zarówno ograniczenie funduszy jak i czasu poświęconego na poszukiwania. Ostatnim razem w sh buszowałam ponad rok temu, w sklepach stacjonarnych z pierwszej ręki - nawet nie pamiętam. Moim jedynym ratunkiem jest ostatnio pewien znany portal aukcyjny. Tylko dzięki niemu do mojej szafy wpada jeszcze od czasu do czasu jakaś "nowość", a ponieważ zdążyło się ich już trochę zebrać jest to moim zdaniem odpowiedni moment aby powrócić do szufladki pod szyldem "Off-brand".
Pierwszym przedmiotem, który chciałam zaprezentować jest szyfonowa koszula - jedna z bohaterek mojej ostatniej stylizacji "A new epoch for Valancy Stirling". Uznałam, że jestem jej to winna, bowiem we wspominanym stroju w dużej mierze przykrywała ją sukienka, zaś osobno prezentuje się ona zgoła inaczej i zdecydowanie zasługuje na więcej uwagi. Delikatny materiał w kolorze kości słoniowej przyozdobiony został licznymi zakładkami, falbankami oraz całą gamą gipiurowych koronek. Koszula posiada także drobną stójkę, szerokie rękawy i równie obszerną dolną krawędź. Jest piękna i uniwersalna, można ją nosić zarówno do sukienek jak i spodni, co być może uda mi się udowodnić.
Drugą koszulą, którą chciałam koniecznie zaprezentować jest to cudo. Przybyła do mnie tydzień temu i w zasadzie to jej zawdzięczam całą motywację do napisania tej notki. Po otworzeniu przesyłki byłam tak podekscytowana, że natychmiast rzuciłam się do robienia zdjęć, choć najpierw zdecydowanie wypadałoby ją wyprać i przede wszystkim wyprasować. Cóż, byłam pewna, że uda mi się opisać wszystko w ubiegły weekend, ale "życie" jak zwykle zweryfikowało moje plany. Możecie mi wierzyć, że teraz koszula jest już w nienagannym stanie. Trudno uwierzyć, że oryginalnie pochodziła z pospolitego sklepu Next. Za serce niemal natychmiast chwyta ten baśniowy żabot♥
Kruczoczarne przedmioty jeszcze czasem zasilają moją garderobę. Dobrym przykładem jest ta bluzka, również zakupiona z drugiej ręki na aukcji - jak wszystko, co dziś tutaj prezentuję. Niestety nie wiem jaka firma ją popełniła, gdyż poprzednia właścicielka wycięła metkę. Nie ma jednak tego złego - bluzka budzi we mnie silne skojarzenia z epoką wiktoriańską, a brak metki jedynie potęguje to wrażenie. Świetnie sprawdza się tak na co dzień jak i od święta, lecz w mojej głowie zaświtał pewien pomysł na jedno szczególne połączenie, które mam nadzieję niedługo (ekhm, w miarę możliwości) zrealizować.
Tą ciekawostkę zakupiłam w ramach eksperymentu, którego realizację zaplanowałam na nadchodzące wakacje. Roboczo nazwałam ją Czarną Ćmą, łatwo zresztą odgadnąć dlaczego. Jest to bardzo obszerna bluzka (czy może już raczej tunika?) z charakterystycznymi szyfonowymi rękawami przypominającymi rozłożyste skrzydła. Resztę zdobi aksamitny flock, który mnie osobiście przywodzi na myśl kosmate ciała uroczych nocnych motyli. Bardzo podoba mi się również sposób, w jaki poszczególne plisy materiału odchodzą od drobnego środkowego panelu.
Jakiś czas temu upolowałam fantastyczną koronkową sukienkę z Atmosphere w kolorze beżowym. Musiałam się wówczas trochę natrudzić aby ją zdobyć, chętnych do licytacji było wielu, jednak ostatecznie sukienka trafiła w moje ręce i był to zdecydowanie udany zakup, po dziś dzień bardzo ją sobie chwalę. Jakież było moje zdziwienie, gdy całkiem niedawno znalazłam aukcję z jej mroczną "bliźniaczką". Nie wiedziałam nawet, że ów model posiadał również czarną wersję i gdy tylko ją zobaczyłam nie miałam wątpliwości, że musi być moja. Tym razem nie miałam żadnej konkurencji podczas licytacji, co również trochę mnie zdziwiło, ale ostatecznie sukienka przybyła do mnie w nieskazitelnym stanie i jest równie genialna co jej starsza siostra.
Pozostańmy jeszcze na chwilę w klimatach jasnych kolorów, muszę bowiem koniecznie wspomnieć o tej sukience od H&M. Zawitała do mojej szafy w ubiegłe wakacje, a jedynym powodem, dla którego ją kupiłam była pilna potrzeba przygarnięcia prostego, zwiewnego ciucha, w którym można by pobiec w upał do sklepu po przysłowiowe bułki. Zdjęcia poprzedniej właścicielki były dość kiepskie, dlatego nie spodziewałam się fajerwerków, skusiła mnie przede wszystkim niska cena. Jednak wystarczyło wyjąc zakup z paczki by natychmiast zmienić do niego nastawienie. Z miejsca zakochałam się w tej sukience. Być może na powyższym zdjęciu prezentuje się dość skromnie, ale w rzeczywistości jest ogromna i układa się w oszałamiające plisy. Wygląda zjawiskowo noszona zarówno w pojedynkę, z paskiem oraz jako underdress. Muszę przyznać, że w tym ostatnim wydaniu lubię ja zdecydowanie najbardziej.
Nie mam pojęcia czy do twarzy mi w takiej ilości brązów, jednak nie mogłam się powstrzymać gdy ujrzałam na aukcji to koronkowe cudo. Sukienka kompletnie nieznanej mi marki Cream, zaopatrzona w całą masę uroczych detali. Jednak jej największy atut to guziki, umożliwiające rozpinanie na całej długości. Uwielbiam rozpinane sukienki, dają bowiem niemal nieograniczone możliwości w tworzeniu stylizacji. Ta będzie wyśmienicie wyglądać z białą underdress pod spodem (tak, myślę, że wszyscy doskonale już wiecie co zamierzam zrobić>D). Wiele bym dała, aby zdobyć jeszcze taką w czerni.
A teraz coś, czego nigdy wcześniej u mnie nie było - długa suknia. Z jakiś dziwnych względów nie umiem powiedzieć o niej "sukienka", ta długość jest chyba dla mnie zbyt majestatyczna aby pokusić się na takie zdrobniałe określenie. I chociaż uparcie będę nazywać ją właśnie suknią to nie zamierzam oszczędzać jej jedynie na specjalne okazje. Lekki, plisowany szyfon o nieziemskim morskim odcieniu idealnie sprawdzi się podczas letnich upałów. Co ciekawe, całość kojarzy mi się dość antycznie, chociaż nie dopowiada temu do końca sam krój, a tym bardziej i kolor nowego nabytku. A mimo to odnoszę wrażenie, że połączenie tej sukni z sandałami a'la rzymianki wypadnie znakomicie.
Na deser zostawiłam uroczy sweter z motywem kości. Ale chwileczkę, czy to nie brzmi znajomo? Owszem, podobny sweter gościł już w mojej szafie (można go oglądać w stylizacji "Skeleton at the gates"), jednak pochodził z działu dziecięcego H&M i miał niestety przykrótkie rękawy, dlatego postanowiłam przerobić go na kamizelkę (co pozwoli na odświeżenie wspomnianej stylizacji). W międzyczasie do mojej kościstej kolekcji dołączył prezentowany dziś następca - większy i bogatszy o wzór na rękawach. Nowy nabytek nie jest w zasadzie niczym niezwykłym, pełno go na aukcjach różnych sprzedawców, mnie jednak udało się zdobyć go z drugiej ręki za znacznie niższą cenę. Został bardzo porządnie wykonany, 97% bawełny w składzie sprawia, że całość jest miła w dotyku i fantastycznie się nosi. Jest to zdecydowanie jeden z moich ukochanych codziennych ciuchów.

14 komentarzy:

  1. A mnie wkurza ta cała nagonka, że trzeba mieć wszystko "markowe". Niedawno zostałam wyśmiana, bo lubię Bodyline. Uważam, że mają dobry stosunek cena-jakość. A po za tym, jeżeli podoba mi się jakaś sukienka z Bodyline to na siłę mam szukać podobnej 10 razy droższej? Bo marka?
    Nie sztuką jest kupić markowe ubrania pasujące do danego stylu, sztuką jest samemu dobrać takie ubrania, bez "pomocniczej metki". Tobie się to naprawdę udało i zazdroszczę Ci tych koszul <3

    Iris

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie nie powinnaś przejmować się takimi osobami, to one są godne pożałowania. Ze mnie kiedyś śmiano się, że lubię ubrania z sh czy innych lumpeksów, a teraz co druga blogerka z dumą przyznaje, że połowa jej szafy pochodzi właśnie z takich przybytków. Trendy czy marki - wszystko przychodzi i odchodzi, najważniejsze to trzymać się swoich przekonań, a przede wszystkim tego co się lubi:)

      Usuń
  2. Ho ho ho, ależ łupy :D
    Brałabym wszystko (gdyby było wyłącznie czarne >D ) Oczywiście najbardziej do gustu przypadła mi sukienka z Atmo (ostatnio poluję na ciuchy tej marki, mam już ich kilkanaście i wszystkie są cudowne: począwszy od koronkowych sukienek, aż po poszarpane, nu-gotyckie koszulki), oraz tunika-ćma z H&M, na którą sama miałam długi czas chrapkę, ale boję się tego kroju. Wygląda na trochę krótką i obawiam się, że świeciłabym w niej brzuszkiem D: Kościsty sweterek także znalazłby miejsce w mojej szafie, muszę się za nim rozejrzeć.
    Pierwsza koszula jest nieziemsko piękna, w sumie widząc ją w sklepie kupiłabym bez względu na kolor ♥
    Focenie kolorowych ubrań ma wielki plus: wychodzą na zdjęciach znacznie ciekawiej, niż czarne... a już w szczególności, gdy w notce z góry na dół ciągną się same czarno-białe zdjęcia :"D
    Ten niemiecki tytuł notki... tak często wykrzykuję wewnętrznie te i podobne słowa podczas wypraw do sh ;_; Ostatnio nie wiem, czy powinnam wstrzymać się z zakupami i przestać buszować w ciuchlandach, czy pogodzić się z tym, że widzę tyle ładnych rzeczy po taniości i powoli zacząć odkładać na nową szafę. Taki babski dylemat :"D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... zdziwiło mnie zdanie na temat tuniki-ćmy, ale ponieważ od wieków nie zaglądam do sklepów z pierwszej ręki to i nie mam pojęcia co się kiedy pojawia na wieszakach i jak długo tam wisi. Wyobraziłam sobie więc całe rzędy identycznych tunik eksponowane na wystawach, podczas gdy ja naiwnie cieszyłam się jak dziecko, gdy przypadkiem znalazłam pojedynczy używany egzemplarz na Allegro za 5 zł D: Fakt, jest trochę krótka jak na tunikę, ale nie ma szans aby świecić w niej brzuszkiem - jest ogromna i sięga za biodra (takiemu wielkoludowi jak ja).
      Kościstych sweterków na Allegro jest pod dostatkiem, chociaż cena sklepowa nowego egzemplarza mnie osobiście by nie zachęciła.

      Gorzej, gdy chcesz focić na raz jasne i ciemne ubrania>D Strasznie namęczyłam się przy zdjęciach sukienek z Atmosphere. Poza tym gdy focę czarne rzeczy to tło wychodzi przebrzydle jasne, natomiast gdy na zdjęciu jest jasny ciuch co mój aparat wszystko przyciemnia... Tragedia. Pomijam fakt, że końcówka maja była u mnie okropna jeśli chodzi o pogodę, żadnej szansy na przyzwoite oświetlenie.

      A tytuł pochodzi z pewnego utworu R+ (u mnie zawsze gdzieś w najgłębszych podtekstach czai się Rammstein). Mam nawet pewien pomysł na rysunek do niej właśnie w takim ubraniowym kontekście, ale wszystko w swoim czasie. Najpierw trzeba rozwalić sesję.

      Usuń
    2. Chyba źle się wyraziłam :"D Tunikę-ćmę widziałam parę razy na portalach typu vinted i szafa, niestety na żywo nie (inaczej na pewno bym ją przymierzyła i rozwiała wątpliwości dotyczące długości). Gdybym natknęła się na nią za 5zł(!) to pewnie brałabym w ciemno :"D
      Mam zatem nadzieję, że szybko uporasz się z zaliczeniami/egzaminami i zaprezentujesz nie tylko rysunek, ale kto wie - może i stylizację na sobie? Jak szaleć, to na całego! :D

      Usuń
    3. W takim razie mój "wynik" i tak jest kiepski, bo zobaczyłam ją tylko ten jeden raz na aukcji. Widać nie jestem wcale taka biegła w wyszukiwaniu ubrań jak mi się wydawało>D
      Muszę przyznać, że cena w dużej mierze sprawiła, że brałam ją właśnie w ciemno i bez dłuższego zastanowienia. Ło, ja się niestety nie łudzę, że pójdzie szybko - sesja rozpisana aż po samą końcówkę czerwca, ciężka i intensywna. A później jeszcze praktyki. Obawiam się, że zamiast rysować epickie prace w pełnym kolorze będę spamować samymi bzdurnymi szkicami. A jeśli pogoda będzie dalej taka jak dziś to nie będę focić żadnych stylizacji ani w plenerze ani w domu|D

      Usuń
  3. Ja jak idę po korytarzu to czuję,że wszyscy się na mnie gapią,bo nie mam markowych ciuchów...A może ja nie śpię na pieniądzach?To tak mnie denerwuje,że chodzę schodami pożarowymi,którymi niby nie wolno chodzić,ale nauczyciele mają to gdzieś :P.Pozdrawiam Aoi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Błagam, powiedz, że żartujesz D: Ja wiem, że jestem stara i może nie rozumiem mentalności obecnych młodych pokoleń, ale żeby markowa metka miała na młode umysły aż taki wpływ? W takim razie jest gorzej niż sama pamiętam ze szkoły... To chore. A najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że "markowe" ciuchy bywają gorszej jakości niż robione na masową skalę i pogardzane przez "elity" ubrania z pospolitych sieciówek. Metka czy jej brak jest bez znaczenia, najważniejsze powinno być to, by ubiór był schludny i podobał się właścicielowi. A z dobrym "nosem" do aukcji, lumpeksów i innych tego typu okazji można wyglądać jak przysłowiowe milion dolarów bez ani jednej markowej metki.

      Błagam, miej gdzieś ludzi, który przywiązują wagę jedynie do metek, szkoda tracić na nich cenny czas. Może kiedyś sami zrozumieją, jak żałosne jest takie postępowanie.
      Pozdrowienia!

      Usuń
  4. Ekstra ciuszki. :3 Sama bym przygarnęła większość z nich. Zupełnie nic nie szkodzi, że szafy mam przepełnione, a robione co jakiś czas porządki nic a nic nie pomagają. XD

    CatiFrey

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:) U mnie szafa też już trochę przepełniona, muszę się opamiętać, choć to trudne^^'

      Usuń
  5. W sklepach stacjonarnych [z pierwszej ręki] to ja w ogóle nie kupuję. Ceny mnie zabijają. XD
    Białe koszule są cudne, bardzo podobają mi się zdobienia! Koszula z siateczką w kropki jest cudowna! <3 Koszula - ćma średnio przypadła mi do gustu, jednak ma bardzo ładny flock. :3 Para sukienek wygląda razem super, zazdroszczę! Biała sukienka z kwiatami wygląda ciekawie, z chęcią ubrałabym taką czarną, jeśli istnieje. :D Brązowego fanką nie jestem, jednak sam pomysł na tę sukienkę, krój i ozdoby wyglądają bardzo dobrze. :) Niebieska suknia wygląda świetnie! :O Ciepłych kościotrupów też zazdroszczę. Masz szczęście do takich cudeniek. Mnie ono już chyba całkiem opuściło. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie mam kiedy do nich zaglądać, a nawet gdybym zaglądała to pewnie za każdym razem wychodziłabym z pustymi rękami, więc może to i lepiej:'D Fajnie, że moje łowy się podobają:) Jeśli chodzi o czarne wersje niektórych ubrań to sama bardzo chętnie bym się za nimi rozejrzała, chociaż nie wiem niestety czy te rzeczy miały w ogóle inne wersje kolorystyczne... Ale poszukać zawsze warto:) Czy ja wiem czy szczęście? Ot czasem uda mi się znaleźć coś ciekawego, a i tak za każdym razem gdy zajrzę do innych to łowienie perełek wychodzi im zawsze lepiej niż mnie^^'

      Usuń
  6. Kurczę, ja blogerką-szafiarką nie jestem, wpisałam do wyszukiwarki hasło "Valancy Stirling" i mi wyskoczyłaś. Ucieszyłam się, bo jestem fanką Valancy, a jej kiecki także działają mi na wyobraźnię. Skompletowałam chyba wszystkie ciekawsze ciuchy Valancy :). Rolę słynnej zielonej sukienki odgrywa w mojej garderobie śliczna sukieneczka z New Looka-delikatny batyst, srebrne niteczki, krótkie rękawki, mnóstwo koronek i falbanek. Mam ten model także w kolorze białym i błękitnym(samodzielnie farbowanym). Jasnozielony sweter i bikini budzące zgrozę Stirlingów także zdobyłam :). Twoje zdobycze są śliczne, szczególnie biała sukienka bez rękawów.Brązowa z miejsca skojarzyła mi się z prezentem gwiazdkowym Mateusza dla Ani :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tak naprawdę też nie jestem żadną blogerką-szafiarką^^ Po prostu lubię nietypowe ubrania i czasem zdarza mi się o nich coś napisać:) A "Błękitny Zamek" to jedna z moich najbardziej ukochanych książek, jeśli nie najukochańsza w ogóle. Upolowanie identycznych ciuchów jak te, które zgromadziła w szafie Valancy to marzenie, ale mnie niestety nic podobniego się jeszcze nie udało, mogę jedynie tworzyć skromne nawiązania za pomocą tego, co posiadam do tej pory. Dlatego naprawdę zazdroszczę tej wspaniałej kolekcji:) Może i mnie kiedyś uda się w końcu upolować coś dokładnie w stylu Valancy. I cieszę się bardzo, że moje skromne zdobycze się podobają, brązowa sukienka na pewno wystąpi u mnie nie raz w klimatach rodem z Zielonego Wzgórza:)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.