sobota, 31 stycznia 2015

Alice Madness Returns: Royal Suit Alice action figure

Zostałam poproszona o napisanie recenzji figurki Alice Liddell z gry "Alice Madness Returns", więc... oto i ona:) Za produkcję odpowiedzialna jest firma Diamond Select Toys i choć premiera samej gry przypadła na rok 2011 to figurki wzorowane na występujących w niej postaciach pojawiły się dopiero dwa lata później. Do mnie natomiast miniaturowa Alicja trafiła na początku ubiegłego roku. Nowa figurka kosztowała 119 zł. Czy była warta swojej ceny?
Na to pytanie odpowiem za chwilę, tymczasem tradycyjnie przyjrzyjmy się pudełku. Trzeba przyznać, że jest ono naprawdę monstrualnych rozmiarów, choć sama figurka nie należy do szczególnie wysokich. W kwestii pudełek jestem zdecydowaną zwolenniczką minimalizmu, między innymi dlatego, że nie mam w zwyczaju ich wyrzucać - są dla mnie integralną częścią kolekcji, nawet jeśli figurki stoją oddzielnie na półce. Pod tym względem bardzo odpowiadają mi pudełka od figurek Bandai z serii "Sailor Moon" - posiadają zarówno przyjemne, kompaktowe rozmiary jak i przepiękną grafikę, a ułożone obok siebie stanowią widowiskową całość. Niestety producent omawianej dziś Alicji postanowił pójść w zupełnie innym kierunku, naznaczonym kilogramami plastiku oraz zmarnowaną, pustą przestrzenią. Takie pudło nie tylko fatalnie się przechowuje, ale i sama figurka nie prezentuje się w nim najlepiej...
Pudełko zaopatrzone zostało rzecz jasna w grafiki przedstawiające figurkę znajdującą się wewnątrz (a raczej całkiem na wierzchu). Diamond Select Toys wypuściło na rynek trzy wersje Alice Liddell: podstawową w niebieskiej sukience, Hysteria Mode oraz Royal Suit Alice, na którą to postanowiłam zapolować. W razie gdyby kogoś nie przekonywały wizerunki umieszczone na pudełku oraz wygląd samej figurki producent postarał się również o dwa wielkie napisy informujące, z którą wersją mamy akurat do czynienia:>
Nie mogło oczywiście zabraknąć logo producentów figurki, producentów gry, dystrybutorów, dowodów zakupu oraz innych dowodów autentyczności. Ja również uważam, że obecność tych wszystkich znaczków na pudełku jest niezwykle istotna, nasza cudowna figurka wykonana została bowiem w taki sposób, że bez nich można ją uznać za... zwykłą podróbkę.
Niestety, o ile obserwowana przez przezroczystą ściankę pudełka Alicja prezentuje się jeszcze nie najgorzej, tak po wyjęciu z opakowania możemy niemal wszystkimi zmysłami odczuwać bardzo słabą jakość wykonania. Natychmiast poczujemy zapach taniego gumowego tworzywa, który nie dość, że bardzo długo nie znika to jeszcze rozprzestrzenia się na całą półkę.
Jak wiadomo (ta) Alicja nie miała do końca równo pod sufitem, osobom niewtajemniczonym sam tytuł drugiej części gry powinien dać do myślenia. Ale czy naprawdę jest to powód, aby obdarować przedstawiającą ją figurkę tak szaleńczym wyrazem twarzy? Na moim egzemplarzu jedno oko wyraźnie "ucieka", co w połączeniu z krzywo namalowanymi brwiami i ustami nie zapewnia zbyt przyjemnych wrażeń wzrokowych. Na zdjęciach producenta buźka Alice wygląda zupełnie inaczej, a ja wątpię czy bohaterka z zezem rozbieżnym byłaby w stanie skutecznie walczyć z potworami panoszącymi się po Krainie Czarów. Poza tym figurki nie ludzie - mimo wszystko powinny być ładne, a mojej Alicji ładną zdecydowanie nazwać nie można...
Jak na action figure przystało Alicja posiada wiele ruchomych stawów, w tym także ruchomą głowę. Niestety można nią jedynie poruszać w górę i w dół, naśladując potakiwanie, a i ta czynność jest dość ograniczona przez włosy figurki. Nie ma możliwości ruszania głową na boki.
A skoro już jesteśmy przy fryzurze, producent bardzo się starał aby wyglądała ona dynamicznie, jednak moim zdaniem efekt ostateczny przypomina raczej cienkie dredy niż włosy Alice Liddell w Madness Returns. Dodatkowo ich kolor również pozostawia wiele do życzenia. Czupryna bohaterki powinna być czarna, a w rzeczywistości jest to odcień bardzo ciemnego brązu.
Zabawna rzecz - ten sam kolor, którym potraktowano włosy Alicji znalazł się również na przeważającej części jej stroju. Royal Suit Dress, którą Alice nosi na planszach w obrębie Queensland jest zdecydowanie moją faworytką spośród wszystkich dostępnych w grze sukienek. Nic dziwnego, że zapragnęłam dołączyć do mojej kolekcji właśnie tą wersję figurki. I chociaż cały strój w dużej mierze odwzorowany został poprawnie, moje wścibskie oko dopatrzyło się kilku nieprawidłowości, które zdradziły karygodne lenistwo producenta - zarówno Royal Suit Alice jak i dwie pozostałe wersje wykonane zostały z tego samego modelu, a brakujące szczegóły (których najwięcej jest akurat w Royal Suit) po prostu domalowano.
I tak oto zarówno dekolt jak i pół szyi bohaterki pomalowane zostało ciemną farbą, imitującą wysoki golf królewskiej sukienki. Na nieszczęście producenta położenie naszyjnika z grecką wielką literą omega zdradza całą nieprawidłowość. To samo tyczy się długich rękawiczek Alicji. Co więcej, Hollow Yves, czyli czaszka na kokardzie w tej wersji stroju powinna mieć kształt serca. Tymczasem wygląda ona dokładnie tak samo jak w przypadku podstawowej, niebieskiej sukienki, co tylko potwierdza moją wcześniejszą teorię. Podobnie jak kształt fartucha, który powinien przypominać romb, a wygląda dokładnie tak samo jak w stroju podstawowym. O krzywych wzorach i niedbale naniesionej farbie już nawet nie wspomnę...
Wróćmy do możliwości technicznych figurki. Jak wspominałam posiada ona liczne ruchome stawy, ale ich jakość nie zachwyca. Zwłaszcza staw łokciowy, który przybrał formę najbardziej prymitywnej dźwigni, jaką można sobie wyobrazić. Nie tylko słabo wygląda, ale jest też słabej konstrukcji i bardzo łatwo go zepsuć, nawet przez przypadek. Figurka nie ma ruchomych nadgarstków - producent "rozwiązał" ten problem  przesuwając je kilka centymetrów wyżej, na przedramię. Sama już nie wiem co jest ważniejsze: poprawność anatomiczna czy możliwość poruszania rękami figurki w tej płaszczyźnie, ale TO wygląda po prostu dziwnie...
Zostawmy na razie kwestie anatomiczne i spójrzmy co tak naprawdę może zdziałać nasza figurka. Otóż może podnieść ręce, ale tylko na wysokość barków, żadna siła nie zmusi jej do "poddania się". Może także ruszać rękoma w przód i w tył, ale znów tylko do pewnego momentu. No i oczywiście może zginać swoje wspaniały łokcie, na szczęście tylko w jedną stronę - tą właściwą. Ponieważ umożliwiają one jedynie zginanie twórcy wpadli na dodatkowe rozwiązanie, które pozwala poruszać ramionami na boki - ruchome połączenie tuż przy zakończeniach bufiastych rękawów. Trzeba przyznać, że akurat ten pomysł był bardzo trafiony.
Jak zostało już powiedziane Alicja nie może kręcić głową na boki. Na szczęście producent pomyślał przynajmniej o dodaniu ruchomej talii, co odrobinę rekompensuje sztywność karku. Odrobinę, gdyż możliwości tego stawu również są mocno ograniczone i podczas wszelkich prób ustawienia figurki trudno pozbyć się myśli, że przydałoby się go odrobinę naoliwić.
Co innego nogi, one nie potrzebują żadnego naoliwiania, ale do tego wrócę jeszcze za chwilę. Póki co przyjrzyjmy się butom, które wprost ubóstwiam odkąd pierwszy raz zobaczyłam je w grze i o których pisałam nawet na tym blogu. Pomalowano je na kolor im właściwy, czyli czarny (naprawdę nie można było zrobić tego samego z włosami?) i ogólnie prezentują się całkiem przyzwoicie. Nie można powiedzieć tego samego o pasiastych rajstopach, gdyż paski w kilku miejscach są krzywe, a nawet różnią się między sobą wielkością. Na szczęście rajstopy nie są najbardziej rzucającym się w oczy elementem figurki, można więc przymknąć na to oko.
Do figurki dołączona została prosta plastikowa podstawka w kolorze czarnym. Znajdują się na niej cztery bolce, co sugerowałoby, że Alicję można ustawiać w różny sposób. Nic bardziej mylnego. Figurka może stać przy pomocy tej podstawki tylko w jeden sposób, zaprezentowany na powyższych zdjęciach. Pozostałe bolce są najzwyczajniej bezużyteczne.
Na podeszwach butów Alice znajdują się oczywiście otwory, za pomocą których można przymocować figurkę do podstawki. A jednak ktoś najwyraźniej machnął się w obliczeniach, gdyż otwory są zbyt płytkie i bolce nie wchodzą w nie do końca. Bardzo utrudnia to całą sprawę, trzeba się nieźle namęczyć aby ustawić Alicję na podstawce, gdy już się to uda figurka nie łapie równowagi i ma tendencję do przewracania się... Do niczego taka"podpora".
Kiepska podstawka to niestety nie jedyny problem wyraźnie "pijanej" Alice. Jak wspominałam nogi figurki nie potrzebują naoliwiania - wręcz przeciwnie, jej stopy latają we wszystkich kierunkach jak szalone. Co gorsza nie przydaje się to tak naprawdę do niczego, ponieważ figurka nie stoi rzecz jasna samodzielnie i nie została zaopatrzona w wysięgnikowe ramię, jak w przypadku tworów typu figma, nie można więc wykorzystać jej rozbieganych nóg do żadnej dynamicznej pozy. Może ona jedynie stać prosto na swoim minimalistycznym stojaku. I tutaj stopy stwarzają zasadniczy problem, otóż gdy uporamy się z wciśnięciem Alicji na stojak jej rozregulowane kostki nie radzą sobie z utrzymaniem całej postaci i po chwili nasza bohaterka zalicza epicką glebę w przód lub w tył. Nie wiedziałam, że panna Liddell została wtajemniczona w techniki Pijanego Mistrza. Samodzielnie jest w stanie ustać zaledwie kilka minut, a ja ostatecznie skapitulowałam i ustawiłam ją na półce opartą plecami o książki.
Prócz kostek, figurka posiada jeszcze ruchome kolana oraz porusza nogami w stawie biodrowym. I po raz kolejny jestem zmuszona skwitować te wszystkie fantastyczne opcje słowem "niestety" - zarówno zginanie kolan jak i poruszanie nogami w przód i w tył do niczego nam się nie przyda, bo nie mamy szans na ustawienie Alicji w żadnej dynamicznej pozie. No chyba, że trzymamy postać w dłoniach, ale w ten sposób zabawkami bawią się dzieci a nie kolekcjonerzy. My oczekujemy figurek, które można ustawić w najbardziej absurdalnej pozie rodem z Matrixa tylko po to, by za chwilę odstawić ją na półkę i podziwiać swoje szaleńcze dzieło przez kolejny miesiąc, a później zmienić ustawienie. W tym przypadku jest to po prostu niemożliwe. Dodatkowo poruszanie nogami utrudnia spódnica Alice, która - choć okropnie gumowa - nie pozwala nawet na przybranie pozy siedzącej. I po co te wszystkie stawy, skoro i tak guzik można z nimi zrobić...? Można jedynie uwiecznić teoretyczny zamysł twórców w postaci jakże uroczego panty shota, który pokazuje dodatkowo kreatywność Diamond Select Toys przy wyborze miejsca na umieszczenie numeru seryjnego figurki...
Zarówno na dolnej krawędzi spódnicy figurki jak i na samej podstawce widnieją identyczne informacje: rok produkcji, która rzecz jasna miała miejsce w Chinach, producent gry, skromny akronim producenta figurki oraz numer seryjny. Na każdym kroku mamy tutaj do czynienia z potwierdzaniem autentyczności, choć od samego początku wieje tandetą... Zupełnie jakby twórcy czuli się winni, lecz za wszelką cenę starają się nas przekonać, że wszystko jest ok.
I w końcu, po licznych trudach, z którymi musieliśmy się mierzyć podczas oględzin postaci Alice Liddell przechodzimy do występujących razem z nią dodatków, czyli do oręża. I tutaj wreszcie rozpoczyna się ta fajna część recenzji, która dostarcza sporo satysfakcji. Co prawda producent uraczył nas jedynie trzema z naprawdę licznej puli przedmiotów będących do dyspozycji bohaterki w Madness Returns, osobiście trochę żałuję, że zabrakło Teapot Cannon, ale broń dołączona do figurki i tak jest najbliższa memu sercu, nie będę więc narzekać.
Oczywiście pierwszym i jakby nie patrzeć najważniejszym przedmiotem jest słynne Vorpal Blade. Ostrze, jako jedyna z broni występujących w grze (zarówno w pierwszej jak i drugiej części) ma swój bezpośredni pierwowzór w twórczości Lewisa Carrolla. Wzmianka o nim występuje w wierszu "Jabberwocky", pochodzącym z książki "Po drugiej stronie lustra". W grze jawi nam się jako sporych rozmiarów nóż, pięknie zdobiony, służący do błyskawicznego cięcia.
Ostrze przymocowane było fabrycznie do dłoni Alicji za pomocą przezroczystej gumki, mniej więcej tak jak na powyższym zdjęciu, jednak figurka doskonale radzi sobie z jego trzymaniem nawet bez tej pomocy. Prawa dłoń jest dla niego specjalnie wyprofilowana i nóż nie ma szans z niej wypaść. Jest to dość cienki i drobny kawałek plastiku, jednak moim zdaniem całość została wykonana bardzo ładnie i starannie. Producent całkiem przyzwoicie odwzorował ozdobne zawijasy na ostrzu i postarał się również o klimatyczne czerwone zacieki imitujące krew.
Drugą w kolejności bronią pojawiającą się w Madness Returns jest Pepper Grinder, czyli młynek do pieprzu w kształcie rozwścieczonego wieprza. I w tym przypadku możemy znaleźć odniesienie do oryginalnej powieści, choć już nie tak dosłowne. W grze Alicja dostaje młynek od Księżnej w nagrodę za odnalezienie i pojmanie zbiegłych elementów jej diety. W książce owa Księżna jest postacią zdecydowanie nadużywającą pieprzu, a przeraźliwie płaczące dziecko, które trzyma w ramionach (i które Alicja "ratuje") zmienia się ostatecznie w prosiaka:>
Świńska pieprzniczka (cóż za uroczy dobór słów) wykonana została z równą, a może nawet i większą starannością niż Vorpal Blade. Nie pominięto żadnego szczegółu, ani groźnego wyrazu jej pyska, ani rozdętych nozdrzy, seriami strzelających pieprzem, ani czterech uroczych nóżek, za sprawą których nasz prosiak może swobodnie stać o własnych siłach. W przeciwieństwie do opisywanego wcześniej ostrza młynek ma kilka "stadiów rozwoju" i można doładowywać go za pomocą uzbieranych zębów (f*ck logic, welcome to Wonderland!), w czym pomoże nam kokarda alicjowego fartucha - Hollow Yves. Producent figurki postawił na końcową formę tej nieokiełznanej ewolucji, nie obyło się jednak bez drobnego niedociągnięcia.
Bo chociaż podstawowy kolor, jakim pomalowano pieprzniczkę jest prawidłowy, niektóre elementy powinny być wyraźnie srebrne, tymczasem srebrna barwa jedynie nieśmiało prześwieca przez smolistą czerń. Ale co tam, spójrzcie tylko - młynek posiada nawet obrotową korbkę! Jest to naprawdę jeden z najlepiej odwzorowanych gadżetów, jakie kiedykolwiek widziałam i jestem w stanie darować producentowi drobny brak konsekwencji w doborze kolorów. Figurka Alicji nie jest może tak świetnie przystosowana do trzymania młynka jak w przypadku Vorpal Blade, ale po kilku podejściach da się go ustawić tak jak w samej grze.
Pojawia się i trzecia, równie genialna broń - Hobby Horse. Musze przyznać, że jest to mój ulubiony oręż z całej gry, zarówno jego koncepcja jak i projekt graficzny są po prostu genialne. Podobnie jak Pepper Grinder, posiada on cztery wcielenia, a każde następne coraz bardziej przypomina figurę szachową, co można uznać za kolejne zmyślne nawiązanie do przygód oryginalnej Alicji. Jednak pierwotny zamysł stojący za ta bronią jest nieco inny, a najlepiej odzwierciedla go pierwsza, drewniana forma konika posiadająca kółko. Hobby Horse to rodzaj starej zabawki, imitacji konia wyścigowego dla wiktoriańskich dzieciaków, którą używało się W TEN SPOSÓB. Bardzo możliwe, że historyczna Alice Liddell również posiadała taką zabawkę.
Nie mam pojęcia skąd twórcom gry przyszedł do głów pomysł, aby zamienić niewinnego konika w śmiertelnie niebezpieczną maczugę o wyglądzie wściekłego jednorożca, ale jest to moim zdaniem najlepsza koncepcja, jaka kiedykolwiek mogła powstać. Tym bardziej cieszy mnie sposób, w jaki Hobby Horse przeniesiony został do świata miniaturowego za sprawą DST. Po raz kolejny dosłownie każdy szczegół odwzorowany został znakomicie, maczuga jest spora, solidna i po prostu nie można oderwać od niej wzroku. Niestety producent znów dał plamę jeśli chodzi o kolory - zgodnie z tym, co przedstawiono w grze jednorożec powinien być srebrny lub przynajmniej biały, a twórcy figurki samowolnie pomalowali go na czerwono (panowie, przemalowane miały być białe RÓŻE, a nie koń;_;). Mimo wszystko w tej dość oryginalnej wersji nasz konik jeszcze bardziej przypomina szachowego skoczka, wiec nie ma tego złego...
Zły jest natomiast sposób trzymania tej broni przez Alicję. Do chwytania maczugi przystosowana została druga dłoń, jednak stawy rąk są zbyt słabe by utrzymać taki ciężar w pionie. Na wykonanie powyższego zdjęcia miałam dosłownie ułamki sekund, gdyż po chwili poddały się także kostki i figurka runęła na twarz pod ciężarem konika. Naprawdę wielka szkoda, aż ma się ochotę cisnąć samą figurkę przez okno i zostawić sobie jedynie jej ekwipunek.
Z jednej strony czego się spodziewać po cenie 119zł? Z drugiej jednak naprawdę wolałabym zapłacić trochę więcej i dostać porządnie wykonaną, prawdziwą kolekcjonerską figurkę, bowiem twór Diamond Select to zwyczajna zabawka dla dzieci. Najfajniejsze i dające najwięcej satysfakcji są dołączone do niej bronie, ale nie płaciłam za sam oręż i całością jestem niestety bardzo rozczarowana. Mam nadzieję, że American McGee stworzy kolejną część przygód swojej szalonej Alicji, a wówczas jakaś porządna firma produkująca action figure weźmie na warsztat główną bohaterkę i odwzoruje ją jak należy. Na wersję DST po prostu szkoda pieniędzy, docenić ją mogą jedynie najbardziej zaciekli kolekcjonerzy, którzy wsadzają do gabloty wszystko, co tylko związane jest z ich ulubionym tytułem. Ja niestety do nich nie należę.