Zapraszam do przeczytania notki, za sprawą której wszyscy będziemy wyglądać mniej więcej
tak. Mimo, iż rok akademicki trwa zaledwie od kilku tygodni, zdążyłam się już przekonać, że - wbrew temu, co niezmiennie słyszy się od starszych roczników - z biegiem lat wcale nie jest coraz łatwiej. Wręcz przeciwnie, zaczyna się robić poważnie, a zdobywaniu wiedzy trzeba poświęcać coraz więcej czasu. Postanowiłam więc nieco sobie osłodzić ów skok do zimnej i głębokiej wody za sprawą kilku przebrzydle uroczych gadżetów "prosto z Japonii". Uwielbiam te chwile, kiedy pośród natłoku obowiązków i zgiełku związanego z dorosłym życiem mogę znowu na kilka sekund poczuć się dzieckiem, chociażby za sprawą takich przyborów szkolnych.
|
Jak to "nie wolno jeść"? Przecież wyglądają tak smakowicie! |
Wszystko zaczęło się jeszcze pod koniec wakacji, kiedy to przypadkiem odkryłam gumki do ścierania firmy
Iwako. Istnienie gumek w różnych kolorach, kształtach a nawet zapachach nie powinno w zasadzie nikogo dziwić, nawet w czasach mojego dzieciństwa zbierało się tego typu ciekawe szkolnej akcesoria. Jednak Japończycy jak zwykle poszli o krok dalej - ich gumki do mazania zaskakują nie tylko różnorodnością, ale przede wszystkim niezwykle starannym wykonaniem. Gdy tylko zobaczyłam te smakowite ciastka wiedziałam, że muszę je mieć!
Gumki wykonano z materiałów bezpiecznych, o czym informuje znaczek widniejący na tylnej części opakowania. Same kartoniki, w których przybyły do mnie miniaturowe łakocie również zasługują na uwagę - przezroczyste plastikowe foremki zabezpieczające zawartość nie zostały przyklejone do opakowania klejem, dzięki czemu nie trzeba zrywać kolorowych grafik podczas rozpakowywania. Zamiast tego kartoniki wysuwa się jednym ruchem z plastikowego etui. Jest to dobra wiadomość dla kolekcjonerów, bowiem po obejrzeniu gumek i wykonaniu serii zdjęć można je z powrotem starannie zapakować, a całość wygląda na nienaruszoną.
Do wyboru jest kilka kompletów przedstawiających rozmaite słodkości, każdy z nich zawiera sześć elementów umieszczonych na identycznej różowej tacy. Taca jako jedyna część zestawu nie służy do ścierania ołówka - jest w całości wykonana z plastiku o lekko perłowym połysku. Świetnie sprawdza się natomiast w roli rekwizytu oraz rzecz jasna pomaga w przechowywaniu.
A oto i słodycze w całej swej okazałości. Czyż nie wyglądają nadzwyczaj realistycznie? Jak już pisałam, gumki Iwako zaskakują starannością wykonania i precyzją odwzorowania detali. Nadal nie mogę się napatrzeć na te wszystkie faktury kremów, biszkoptów, wafli i owoców♥
Produkty Iwako mają jeszcze jedną cechę, która świadczy o ich niepowtarzalności - są rozkładane. Każdy kolorowy element wykonany został tak, aby można go było odczepić od całości i po chwili ponownie włożyć w to samo miejsce. Można się więc nimi bawić jak puzzlami - wymieniać owoce, nadzienia w ciastkach, a nawet tworzyć tęczowe makaroniki poprzez mieszanie różnych kolorów. Możliwość rozkładania gumek łączy się również z ich głównym zastosowaniem - ścieraniem ołówka. Jeśli mamy do wytarcia większą powierzchnię użyjemy oczywiście całej gumki, ale gdy chcemy pozbyć się jedynie małego szczegółu wystarczy odczepić pojedynczy element, którym będziemy mogli posłużyć się w bardziej precyzyjny sposób.
A po tak obfitym słodkim posiłku... najwyższy czas na mycie zębów!
Gumki Iwako można zakupić nie tylko w formie zestawów, ale także na sztuki. Każdy element zapakowany jest w mały plastikowy woreczek opatrzony grafiką adekwatną dla danej serii. Opakowania, podobnie jak w przypadku zestawów, można wielokrotnie otwierać i zamykać. Elementy w każdej serii tematycznej dostępne są w kilku różnych kolorach do wyboru - ja zdecydowałam się na białą tubkę pasty do zębów oraz zieloną szczoteczkę wraz z kubkiem w jaśniejszym odcieniu. Gumki, za wyjątkiem kubka, również rozkładają się na kilka części. Etykieta nie służy do ścierania, ale jest równie starannie wykonana co gumowe elementy.
Nie mogło oczywiście zabraknąć klimatów stricte japońskich. Do mojej kolekcji od Iwako szybko dołączyły dwa amulety w formie woreczków, które można powiesić np. na gałązce podczas święta Tanabata. Niebieski ma podobno zapewnić osiągnięcie celu, natomiast czerwony - przynieść szczęście na egzaminie. Amulety mają różne kształty i wyraźnie zaznaczoną fakturę. Etykiety po raz kolejny są piękne i staranne wykonane. Mają nawet tłoczone wzory w tle! Sznurki nie są gumowe, można je zawiązać wedle uznania.
Amuletom towarzyszyły dwie japońskie lalki -
Kokeshi, ozdobna figurka o dużej głowie i prostym tułowiu, tradycyjnie wykonywana z drewna oraz
Daruma, karykaturalne przedstawienie buddyjskiego mnicha, które ma pomagać w spełnianiu życzeń. Występuje on w kilku kolorach, każdy odpowiada za inny rodzaj "pomyślności". Czerwony Daruma - najbardziej powszechny - ma przynieść właścicielowi szczęście i odwagę. Natomiast wzory na lalce Kokeshi mają charakter czysto dekoracyjny. Moja ubrana została w kimono, na którym widnieją główne symbole Japonii - góra Fuji, kwiaty sakury oraz okrągłe czerwone słońce.
Z kulturą japońską nierozerwalnie związana jest również ikebana, pojawiły się zatem i klimaty roślinne. W tej kategorii znajdziemy konewki, bukiety oraz koszyki z różami. W przypadku konewki nie ma co liczyć na oddzielne elementy, natomiast kwiatowe wiązanki są jak najbardziej rozkładane. Można dzięki temu wymieniać kolory różyczek.
A ponieważ Japończycy bardzo cenią sobie wszystko co urocze, Iwako ma nam również do zaoferowania całą gamę małych zwierzątek. Cztery figurki z powyższego zdjęcia to jedynie pojedyncza kropla w całym morzu słodyczy - dostępne są chyba wszystkie możliwe rodzaje zwierzaków, od biedronek, przez psy i koty, aż po jednorożce. Mój wybór padł na stworzenia, które najbardziej kojarzą mi się z maskotkami z dzieciństwa. Po raz kolejny podziwiać możemy niezwykłą dbałość przy odwzorowaniu faktury oraz liczne detale, jak poduszeczki na łapach czy wystające ogonki. Wszystkie elementy garderoby zwierzaków są zdejmowane.
Nic jednak nie podbiło mojego serca tak, jak miniaturowe rekiny wielorybie! Od pewnego czasu żywię spory sentyment do rekinów wszelkiej maści, łatwo się więc domyślić, że zakupiłam te dwa maluchy w celach czysto dekoracyjnych. Nie mam zamiaru niczego nimi wycierać, są zbyt piękne! Rekin o granatowym grzbiecie jako pierwszy zwrócił moją uwagę - jest najbardziej podobny do żywego oryginału a gumowe tworzywo, z którego został wykonany charakteryzuje się delikatnym perłowym połyskiem. Jednak - wbrew refrenowi pewnej piosenki - nie chciałam, aby mój rekin pływał sobie samotnie, dokupiłam mu więc towarzystwo. Pastelowa wersja bardzo mnie rozbawiła, nigdy wcześniej nie spotkałam się z różowym rekinem, dlatego postanowiłam przygarnąć także i jego. Spójrzcie tylko jakie są razem szczęśliwe♥
|
Marna imitacja wody, ale czego się nie robi dla małych rekinów? |
Przyznaję, że część gumek zakupiłam głównie ze względu na ich walory
estetyczne (świetnie się sprawdzą w sesjach zdjęciowych z udziałem lalek♥),
jednak kilka egzemplarzy zamierzam używać zgodnie z ich pierwotnym
przeznaczeniem. Pozostaje zatem pytanie: jak gumki Iwako sprawdzają się w starciu z ołówkiem? Nie mogłam sobie odmówić wykonania takiego testu.
Jako osoba, która ma trochę do czynienia z rysowaniem i używała wielu różnych gumek do ścierania, podchodziłam do tematu nieco sceptycznie. Sądziłam, że na pięknym wyglądzie cała radość się skończy i gumki będą rozmazywać ślady po graficie zamiast go skutecznie usuwać. A tu proszę, efekt zupełnie odmienny od oczekiwanego. Różowy makaronik, którego postanowiłam użyć do mojego testu, bardzo szybko pozbył się napisu nie pozostawiając żadnych zabrudzeń. Po zdmuchnięciu obierków powierzchnia gumki wygląda prawie jak nowa. Mówiąc krótko gumki Iwako są zarówno piękne jak i w pełni funkcjonalne, moim zdaniem ucieszą zarówno młodych jak i starych, a dzięki ładnym opakowaniom nadają się nawet na drobny prezent. Osobiście jestem z nich bardzo zadowolona i zdecydowanie polecam:)
Jednak zabawa z japońskimi artykułami piśmienniczymi na gumkach Iwako się nie kończy. Mam w zanadrzu jeszcze kilka drobnych ciekawostek, które chciałam pokrótce zaprezentować. Uważam moją pamięć za całkiem dobrą, chociaż zdarza mi się czasem o czymś zapomnieć gdy spadnie na mnie nadmiar różnych sprawunków. Żyję więc za pan brat z karteczkami samoprzylepnymi, jednak pospolite, typowo biurowe kwadratowe bloczki, zwykle w jaskrawożółtym kolorze zdecydowanie mi się znudziły. Postanowiłam poszukać czegoś ciekawszego i w ten sposób natrafiłam na ów przesympatycznego kota.
Maneki neko zdobyły
swą popularność jeszcze w zamierzchłych czasach, a ich wizerunek
spotkać można w wielu, czasem dość nietypowych miejscach, także na
bloczku karteczek samoprzylepnych. Kotek jest całkiem sporych rozmiarów, posiada również całkiem przyzwoitą ilość pojedynczych karteczek, a całość umieszczona została na tekturowej podpórce, która po rozłożeniu umożliwia naszemu uroczemu neko samodzielne utrzymanie równowagi. Możemy więc postawić sobie taki bloczek z uśmiechniętym, zapraszającym szczęście kotkiem na biurku. Z tyłu znajdziemy jeszcze mały zabawny detal w postaci trójwymiarowego ogona charakterystycznego dla rasy japoński bobtail, będącej pierwowzorem Maneki neko.
Kocie karteczki działają na tej samej zasadzie co biurowe bloczki - w górnej części naniesiony został klej, dolna natomiast służy do odrywania pojedynczego egzemplarza. Charakteryzują się również podobnym czasem trwałości kleju, tutaj niestety nawet japońska technika niewiele jest w stanie poradzić. Im szybciej więc wyrwiemy jedną karteczkę i przykleimy ją w miejscu przeznaczenia, tym dłużej tam pozostanie. Ja z mojego Maneki neko jestem bardzo zadowolona, jego widok na biurku wywołuje na mojej twarzy uśmiech godny Kota z Cheshire:)
Jednak karteczki samoprzylepne nie przydają się jedynie do uporządkowania sprawunków, o których łatwo zapomnieć. Dla mnie są również niezbędne w nauce - system polegający na zapisywaniu krótkich definicji na takich karteczkach i rozwieszaniu ich w różnych miejscach daje zaskakująco dobre rezultaty (możecie sobie wyobrazić jak wygląda mój pokój przed egzaminem...). Cóż więc może być lepszego dla studentki niż jeden bloczek karteczek samoprzylepnych? Naturalnie wielopak! A jeśli dodatkowo trąca on uroczymi klimatami to tym lepiej. Kierując się powyższymi kryteriami natrafiłam na małą książeczkę widoczną powyżej.
Uwielbiam motyw osobliwego cyrku - uroczego, zabawnego, ale w lekko nietypowym klimacie. Odkryte przeze mnie niedawno drobiazgi z serii
Sentimental Circus idealnie wpisują się w te upodobania. Czy można oprzeć się
motywom karcianym albo
pastelowej szachownicy? Z przyjemnością przygarnęłabym więcej gadżetów z czworonożnymi cyrkowcami, ale na razie dane mi było zaopatrzyć się jedynie w tą jakże niepozornie wyglądającą książeczkę.
Na pierwszy rzut oka wygląda ona na miniaturową lekturę dla dzieci - ma przepiękna okładkę, ozdobioną nie tylko charakterystyczną grafiką, ale także delikatnymi złotymi elementami. Wrażenie to utrzymywać się będzie również po otworzeniu książeczki, bowiem w środku znajdziemy krótką historyjkę dotyczącą naszych zwierzęcych bohaterów. Niestety nie władam biegle językiem japońskim (powiedziałabym, że wręcz przeciwnie...), dlatego nie jestem w stanie rozszyfrować tekstu, którym opatrzone zostały obrazki, ale być może ktoś z was oświeci mnie w komentarzach. Ja tymczasem będę się niezmiennie zachwycać samymi ilustracjami. Oczywiście nie mogłam odmówić sobie tej przyjemności, aby pokazać kilka z nich z bliska:
|
Detale w postaci ozdobnych kluczy i żyrandoli roztapiają moje serce♥ |
Jeśli jednak rozłożymy książeczkę całkowicie, prócz czterech plansz opisujących krótką historyjkę zobaczymy także jej właściwą zawartość - wspomniane karteczki samoprzylepne i to aż sześć różnych bloczków. Każdy bloczek posiada inną grafikę, na których prócz głównych postaci pojawia się wiele ciekawych detali. Klimatem przypominają mi trochę karteczki do segregatorów, na które panowała wielka moda gdy chodziłam do podstawówki. Kolory obrazków mogą wydawać się nieco wyblakłe, pamiętajmy jednak, że przeznaczone zostały do zapisywania informacji, a zbyt intensywne barwy tła odrobinę by to uniemożliwiały.
Karteczki Sentimental Circus są trochę mniejsze niż Maneki neko, pojedyncze bloczki posiadają jednak porównywalną ilość stron. Jest tylko jeden szczegół dotyczący wykonania zestawu, który odrobinę mnie rozczarował, a mianowicie sposób przymocowania każdego bloczku do tekturowej okładki. Są one przyklejone tylko z jednej strony, od dołu i jeśli przechylimy okładkę zaobserwujemy dokładnie taką sytuację, jak na zdjęciu po prawej stronie - bloczek wygina się i grozi oderwaniem od całości. Z tej przyczyny z cyrkowych karteczek korzystać należy z pewną dozą ostrożności, aby niczego niechcący nie zniszczyć.
Sposób korzystania oraz trwałość kleju są dokładnie takie same jak w przypadku bloczku z Maneki neko. Oba rodzaje karteczek sprawdzają się równie dobrze na powierzchniach pionowych jak i poziomych np. przyklejone do stron zeszytu (na zdjęciu w formie rekwizytu wystąpił mój
notes z serii Paperblanks foiled). Bardzo lubię używać tego typu karteczek także jako zakładek w notatkach, dlatego właściwości takie, jak łatwe przyklejanie i odklejanie oraz klej, który nie brudzi ani nie niszczy papieru były dla mnie bardzo istotne. Zestaw z serii Sentimental Circus to moim zdaniem prawdziwa perełka wśród zakupionych przeze mnie artykułów szkolnych - karteczki są zarówno bardzo praktyczne jak i po prostu przepiękne, sam widok wywołuje uśmiech, a korzystanie z nich to czysta przyjemność. Zdecydowanie polecam!
Pośród tylu różnych rodzajów papieru wypadałoby zatroszczyć się w końcu o coś do pisania.
Nie od dziś wiadomo, że kolorowe zakreślacze to najlepsi przyjaciele
studenta (o ile posiada się tą cenną i rzadką umiejętność zaznaczania
tylko tego, co faktycznie jest najważniejsze, a nie całych stron). W
mojej szkolnej wyprawce nie mogło zabraknąć więc i tego gadżetu. Tym
bardziej, że są to zakreślacze ninja. W zabawnym opakowaniu znajdziemy sześć sztuk zakreślaczy, każdy opatrzony skuwką w kształcie głowy wojownika o niedźwiedzich uszach. Niestety, mój zestaw przybył do mnie z wadą, której nie byłam w stanie zauważyć przed otwarciem opakowania - niebieski marker posiada spore pęknięcie. Nie wpływa ono co prawda na użytkowanie pisaka, ale wyraźnie szpeci jego wygląd. Cóż, trzeba będzie się przyzwyczaić.
Drugim rozczarowaniem była wielkość zakreślaczy. Sprzedawca nie podał żadnych wymiarów, pisaki można było jedynie oszacować na oko na podstawie jednego zdjęcia. Prawdę powiedziawszy spodziewałam się, że będą one nieco większe... Jeśli będziemy często po nie sięgać to bez wątpienia szybko się wypiszą. Ciekawą właściwością jest natomiast "uchwyt" na dolnym końcu zakreślaczy, za sprawą którego każdy może przemienić się w breloczek.
Kolory pisaków są typowo fluorescencyjne, dobrze prezentują się na papierze, nie przebijają na drugą stronę (o ile nie dociśniemy końcówki zbyt mocno), nie rozmazują liter. Gąbki są ukośnie ścięte, co pozwala na uzyskanie zarówno grubych jak i cienkich linii. Zakreślacze mają bardzo sympatyczny design i używa się ich całkiem przyjemnie i jedynie ich wielkość oraz pęknięcie na jednym z pisaków sprawiają, że nie mogę być w pełni zadowolona z tego zakupu.
Mój zestaw przyborów do pisania dopełniają dwa zabawne długopisy. Czarny ozdobiony jest wizerunkiem trójwymiarowego, toksycznego loda na patyku z jadowicie zieloną polewą. Na niebieskim zaś widnieje mały, bardzo niezadowolony chłopczyk - tak przynajmniej mogłoby się zdawać na pierwszy rzut oka. Pozory potrafią jednak mylić i po odwróceniu długopisu oczom naszym ukazuje się jakże sympatyczna niebieska czaszka, również trójwymiarowa.
Bardzo istotną cechą jest możliwość wymiany wkładów. Powinny do nich
pasować wszystkie zwyczajne wkłady dostępne w naszym pięknym kraju - w
ramach sprawdzenia powymieniałam je między długopisami znalezionymi w domu i wszystko działało jak należy. Przy okazji warto wspomnieć, że długopis z błękitną czaszką charakteryzuje się wyjątkowo cienkim wkładem - 0,38 mm, jak głosi napis na korpusie. Wkład w drugim długopisie jest standardowy.
Powyżej mała demonstracja jak długopisy sprawują się w praktyce, wraz z próbką mojego jakże dziecinnego pisma. Widać wyraźną różnicę w grubości wkładów. Podczas pierwszych prób nakreślenia tekstu długopisy wyraźnie przerywały, ale wystarczyła im chwila na rozpisanie aby wszystko wróciło do normy. Z tego zakupu jestem całkiem zadowolona, oba długopisy działają bez zarzutu, a możliwość wymiany wkładów na dowolne gwarantuje im długą żywotność w moim piórniku. Będą idealne zarówno do pisania notatek, kolokwiów i egzaminów.
Kolejny drobiazg nie zalicza się co prawda do artykułów szkolnych, ale może równie skutecznie osłodzić długie godziny spędzone w szkolnych (lub uczelnianych) ławkach. Mowa o breloczku z serii Sailor Moon. Tak, jest to kolejny z niezliczonych gadżetów wydanych na dwudziestolecie powstania wojowniczek w marynarskich mundurkach. W Japonii breloczki te występują jako "gashapon toys", czyli losowe figurki ze słynnych automatów. W internecie można jednak zakupić konkretny, upatrzony model bez konieczności zdawania się na łut szczęścia.
Powstało kilka serii, uwzględniających zarówno Inner jak i Outer Senshi, w mundurkach oraz w codziennym ubraniu. Każdy znajdzie więc coś dla siebie. Przyznaję, że wcale nie myślałam o zakupie takiego breloczka, od początku nastawiona byłam jedynie na kolekcjonowanie figurek. Jakim więc cudem trafiła do mnie miniaturowa wersja Makoto Kino? Otóż otrzymałam ją jako gratis do całkiem innego zamówienia, ale o tym opowiem następnym razem...
Breloczek wykonany został z plastiku, pomijając oczywiście elementy stanowiące zapięcie. Trzeba przyznać, że pomalowano go w bardzo staranny sposób, z uwzględnieniem wszystkich detali, nawet tak drobnych jak różane kolczyki Makoto, czy jej własnoręcznie uszyty woreczek na bento. Oczy postaci jako jedyne stworzone zostały inną techniką przypominającą nadruk, prezentują się jednak bardzo ładnie i nie odbiegają wyglądem ani jakością od całości. Moim zdaniem breloczek jest piękny, nie spodziewałam się tak dobrej jakości po "zabawce z automatu". Będzie się świetnie prezentował przy torbie czy piórniku.
A skoro o piórniku mowa, nim przejdę do wielkiego finału tej notki chciałam pokazać w czym Silmeven nosiła przybory szkolne przez wszystkie dotychczasowe lata swojej edukacji. Jak widać mój stary piórnik nie charakteryzuje się niczym szczególnym, za to bardzo wyraźnie nadgryzł go ząb czasu - materiał jest porządnie sprany, poplamiony czarnym tuszem, poprzecierany, a w kilku miejscach nosi nawet ślady rdzy, pamiątki po małych agrafkach, które swego czasu wpinałam w niego w olbrzymich ilościach i bez opamiętania. Tak, zdecydowanie zasłużyłam sobie na nowy piórnik, a ponieważ nie miałam dziecinnego piórnika jako mała dziewczynka, postanowiłam sprawić go sobie właśnie teraz, na studia. Bo czemu nie?
I oto jest - mój piórnik Totoro. Darzę to anime ogromną sympatią i gdy tylko zobaczyłam ów piórnik zwyczajnie nie mogłam odmówić sobie zakupu. Totoro w całości uszyty został z miękkiego pluszu, jest bardzo przyjemny w dotyku, ale obawiam się, że po dłuższym czasie użytkowania i codziennego noszenia w torbie czy plecaku materiał może się zmechacić. Detale takie jak oczy, nos czy wąsy zostały wyhaftowane w bardzo staranny sposób. Ścianki piórnika nie są niestety usztywnione, podobnie jak i uszy stwora. Żeby jedno i drugie nabrało odpowiednich kształtów po podróży musiałam na jakiś czas wypchać piórnik gazetami.
Zamek błyskawiczny został trochę krzywo wszyty po jednej stronie, jednak mimo tego działa bez zarzutu i ogólnie prezentuje bardzo dobrą jakość. Do suwaka fabrycznie przyczepiony był mały łańcuszek na breloczek, który można rzecz jasna wymienić (np. na Makoto♥). W środku znajduje się biała podszewka, dość cienka - przebija przez nią kolor zewnętrznego materiału oraz hafty, ale nie sądzę, aby była to cecha przeszkadzająca w użytkowaniu. Piórnik sprawia wrażenie niewielkiego, lecz w rzeczywistości jest zaskakująco pojemny, co wraz z jakością wykonania oraz uroczym wyglądem stanowi pełnię szczęścia. Jestem wyjątkowo zadowolona z tego zakupu i mam nadzieję, że Totoro będzie mi towarzyszył do końca studiów a nawet dłużej.
Gumki do ścierania Iwako oraz piórnik Totoro - sklep
NADESHIKO
Wszystkie pozostałe rzeczy - sklep
Online Art
Historia breloczka z Makoto będzie miała swój ciąg dalszy za jakiś czas...