środa, 20 sierpnia 2014

Yerka i polska baśń surrealistyczna

"Niderlandzki pejzaż"
Od czasu do czasu lubię sobie zniknąć. Nie jest to w zasadzie nic innego, jak pozostawienie bloga oraz innych mniej istotnych obowiązków, które potrafią zjadać lwią część mojego dnia (a także nocy) i zanurzenie się w przyrodę oraz błogą ciszę własnych myśli, niezmąconych internetami czy nawet całkiem realną codziennością. Taka krótka odskocznia jest niezwykle regenerująca, porównałabym ją do uczucia, które towarzyszy podczas wynurzania się z krystalicznie czystego, chłodnego strumienia. Nawet myśl, że trzeba go w końcu opuścić nie jest ciężarem, bo pozwolił on nabrać nowych sił na dalszą wędrówkę. I tak ja też powracam z mojego wyjazdu, z przewietrzonym umysłem i większym zapałem do pracy. Teraz w końcu mogę zabrać się za zapowiadaną od dłuższego czasu notkę ambitnej treści, poświęconą kolejnemu z moich ulubionych artystów (poprzedni post na temat twórczości Rossettiego można znaleźć ***tutaj***). Jest to Jacek Yerka wraz ze swoim niezwykle charakterystycznym stylem. Co natomiast ma znikanie do prac tego twórcy? Otóż na większości obrazów Yerki nie sposób dostrzec ludzi, a mimo to zawsze przejawia się w nich ludzka działalność, czasem pozytywna, czasem destrukcyjna. Krajobraz bez człowieka, silnie człowiekiem naznaczony.

I choć pan Yerka zaliczany jest do grona znamienitych polskich surrealistów, ja postanowiłam rozpocząć ten (niestety) jakże krótki przegląd jego twórczości dość spokojnie, od Niderlandzkiego pejzażu. Obraz na pierwszy rzut oka monotonny, zwyczajny. Ot widoczek, rozpościerająca się aż po horyzont nieskończona łąką, trochę drzew. A jednak można odnieść wrażenie, że nie jest on do końca zgodny z logiką. Coś się nie zgadza, tylko co? Z puszystej, przypominającej pierze spokojnej zieleni tuż na środku wyrasta posadzka wraz z fontanną. Cóż w tym jednak dziwnego, mało to fontann w parkach i na skwerach? A jednak posadzka, która ją otacza nie przypomina typowego chodnika czy nawet kolorowej kostki brukowej - jest to podłoga o charakterystycznych marmurowych pręgach, rodem z pałacu. Sama fontanna również nie przypomina pozostawionych samym sobie miejskich ozdóbek, podobnie jak podłoga wykonana jest z marmuru, cieszy się świetną kondycją i działa bez ustanku. Żadnego z tych dwóch elementów nie śmiała tknąć roślinność, której przecież pełno dookoła i która na pewno zaczęłaby się dobierać do ozdób, o które nikt nie dba. Taka sytuacja może mieć miejsce jedynie w troskliwie pielęgnowanym ogrodzie, z którym jednak tutaj zdecydowanie nie mamy do czynienia (chyba, że jest on niezwykle ogromny). Wskazuje na to nie tylko ciągnąca się aż po horyzont roślinność, ale także jej nieokiełznany charakter - nikt nie posadził drzew i krzewów według dokładnie zaplanowanego schematu, nikt ich nie przycina. Jakie jest więc rozwiązanie tej zagadki? Wszystko zależy oczywiście od interpretacji widza. Ja spoglądając na ten obraz lubię wyobrażać sobie, że bujna roślinność stanowi jedynie kamuflaż dla ukrytego pod nią pałacowego dziedzińca. Wystarczy stanąć na posadzce tuż obok fontanny, podnieść trawiasty kobierzec i jednym zdecydowany ruchem odrzucić otaczający nas krajobraz. Krzewy, drzewa a nawet niebo, które jeszcze przed chwilą wydawały się całkiem realne, opadają niczym kurtyna odsłaniając całkiem inną rzeczywistość, która tylko czeka na dociekliwego śmiałka.

Warto również zwrócić uwagę na szklaną kulę na samym czubku fontanny, w niej bowiem (moim zdaniem przynajmniej) ukryte jest wyjaśnienie tytułu obrazu. Motyw kuli, w której pojawia się odwrócony krajobraz lub wypukłego zwierciadła odbijającego niewidoczną na obrazie część pokoju z upodobaniem wykorzystywali niderlandzcy twórcy z pogranicza średniowiecza i renesansu, jak Jan van Eyck czy Robert Campin.
"Raj w podwórzu"
Ktokolwiek przebrnął przez wstęp tak imponującej wielkości bez wątpienia godzien jest wkroczyć głębiej w odmęty tej polskiej baśni surrealistycznej i moich bardzo autorskich interpretacji. Oto wyrasta przed nami stara kamienica. Nie można jej nawet nazwać zabytkową, jest to po prostu wiekowy, niszczejący budynek mieszkalny, jakich pełno w naszym pięknym kraju. Liczne tablice i numery zdają się być jego jedynymi "ozdobami". Czy ześcielibyście zajrzeć do środka gdyby skrzydła ogromnych drzwi prowadzących na podwórze były zamknięte? Spodziewalibyście się ujrzeć coś więcej niż tylko zasypane żwirem klepisko, kilka pospolitych samochodów i charakterystyczne, kwadratowe garaże, ściśnięte ściana przy ścianie? A jednak wystająca nieśmiało nad bramą, dzielna mała gałązka, która wygrała pojedynek z tworem człowieka sugeruje swą zielenią zupełnie coś innego. Brama otwiera się i jeśli mamy wystarczająco odwagi aby przekroczyć ukryte w ciemnościach kocie łby, niebezpiecznie rozżarzone jak rozgrzana lawa, dane nam będzie znaleźć się w zupełnie innym świecie. I kto wie co ukryte zostało na końcu ścieżki biegnącej przez raj w podwórzu?
"Zamek z atestem"
Zanim jednak na dobre rozgościmy się w świecie zdominowanym przez akryl i pastel, zastanówmy się przez chwilę jak powstają prace Jacka Yerki, gdzie jest ich początek. Rzecz jasna w głowie artysty, skąd zostają następnie przeniesione na papier. Najpierw przybierają postać szkicu, czasem już w tej formie pozostają. Ciekawym przykładem jest "Zamek z atestem" - prosty pomysł, prosta kompozycja, idealna do szkicu. Wijąca się i wesoło podskakująca droga stanowi świetne zabezpieczenie przed nieproszonymi gośćmi, którzy chcieliby się dobrać do zamku. Sam zamek natomiast stanowi godny podziwu popis architektonicznych umiejętności rysownika. Niby nierealny, wyjęty jakby ze snu, a jednak całkiem prawdopodobny.
"Chronozaur"
Pośród licznych prac pana Yerki odnaleźć można wiele rozmaitych fantastycznych stworzeń. Zasiedlają one zarówno ukończone dzieła, szkice tworzone ołówkiem, a także poglądowe konspekty nakreślone najzwyklejszymi kredkami. Artysta wyjątkowo upodobał sobie stwory o gadziej aparycji i z zamiłowaniem krzyżuje je z wszelkiej maści mechanizmami, od samochodów przez pociągi aż po zegary. I właśnie jedna z tych niezwykłych krzyżówek gada z czasomierzem mnie przypadła najbardziej do gustu. Chronozaur - stworzenie przypominające z wyglądu smoka rodem z kreskówki. Ogromny tułów zakończony opancerzonym, zwiniętym w spiralę ogonem bez wątpienia uniesie się w powietrze za sprawą niewielkich błoniastych skrzydeł, choć przeczy to wszelkiej logice. Solidne tylne skoki, kontrastujące z małymi przednimi łapkami sugerują, że zwierz na lądzie porusza się w podobny sposób co żaba. Potężna paszcza unieruchomiła ofiarę i powoli kieruje ku niej ukrytą w gardzieli piłę tarczową. Po bokach ciała (podobnie jak i w oczach stwora) widnieje tarcza antycznego zegara, pokazująca nieskończoną ilość godzin, zapętlona w nieustannym odmierzaniu czasu.
"Góralska herbatka"
Jeśli natomiast pomysł jest bardziej wymagający i zakrawa na większe dzieło, następnym etapem pracy jest wykonanie niewielkiego kolorowego szkicu, zwykle przy pomocy kredek ołówkowych. Szkice te mają głównie na celu dobór i przetestowanie odpowiedniej gamy kolorystycznej dla właściwego obrazu i naniesienie większych szczegółów. Muszę jednak przyznać, że w nie jednym przypadku kredkowy szkic podoba mi się o wiele bardziej niż pełnowymiarowa wersja ostateczna. Nie jestem pewna czy to ze względu na nieco chaotyczny, bardzo swobodny charakter tych miniatur czy po prostu moje zamiłowanie do kredek jest aż tak silne. Tak czy inaczej trzeba przyznać, że zarówno w przypadku Góralskiej herbatki, a także Nocnych lektur czy Twistera umiejętności posługiwania się tym - dla wielu jakże banalnym i dziecinnym - medium jest godna pozazdroszczenia. Na tak niewielkim formacie tyle szczegółów i tak płynne gradienty kolorów, niezwykła precyzja, bogactwo prostoty. Polecam oglądać te prace w pomniejszeniu lub z pewnej odległości, prezentują się wówczas niesamowicie.
"Akwarium"
Pozostańmy jeszcze na chwilę w klimatach wody. Któż jako małe dziecko nie wyobrażał sobie domków dla ryb czy syren ukrytych na dnie jeziora. Ci obdarzeni większą porcją wyobraźni widzą w myślach tego typu obrazki do dziś. I oto są, na samym środku szmaragdowej toni standardowe cztery ściany usypane z piaszczystych brzegów. Wewnątrz bardzo przytulnie urządzone mieszkanko. Jest wszystko, czego dusza zapragnie: toaletka z muszli ślimaka, ośmiorniczy podnóżek, łóżko z gąbki, stylowy żyrandol z meduzy, okno z ładnym widokiem, a nawet podwodny kot czający się z kamiennego zapiecka na złotą rybkę w akwarium po środku stołu. Wszystko zastygło w oczekiwaniu na właściciela. Tymczasem woda powoli wsiąka w piaszczyste brzegi, paruje z gruntów, zmienia się w chmury i spada z powrotem w postaci deszczu... Motyw pokoju jest jednym z najczęściej wykorzystywanych przez Jacka Yerkę, stworzył najróżniejsze formy tego pomieszczenia, tak pod wodą jak i na lądzie.
"Czekając na tramwaj"
"Czekając na tramwaj" to obraz, który może posłużyć za przykład takiego miniaturowego pokoju na lądzie. Każdy z nas przynajmniej raz w życiu wynudził się czekając na komunikację miejską, która (wydawać by się mogło złośliwie) nie chciała przybyć na czas. Tutaj mamy do czynienia już z sytuacją ekstremalną, gdy zniecierpliwiony (a może właśnie wykazujący się wyjątkową cierpliwością) pasażer stworzył sobie na przystanku przy pięknej kasztanowej alei prowizoryczne miejsce zamieszkania. Przyniósł wygodną pierzynę, coś do czytania i do przekąszenia, jest także radio i telewizor, a nawet pies, kot oraz pluszowy (a może prawdziwy?) niedźwiadek. Jednym słowem wszystko, co tylko może człowiekowi umilić długie oczekiwanie. Mam ten obraz przed oczyma za każdym razem, gdy wydaje mi się, że stoję na przystanku zdecydowanie za długo i dzięki niemu mimowolnie uśmiecham się pod nosem. Co więcej historia ta ma (moim zdaniem) niejako swoje dokończenie w innym obrazie "Dead End".
"Kamień i cegła"
"Kamień i cegła" to bardzo wdzięczne połączenie trzech często wykorzystywanych przez Yerkę motywów. Przede wszystkim widzimy tutaj pokój, który na pozór wygląda całkiem normalnie, a jednak ma w sobie coś osobliwego, co należy odkryć po dłuższej chwili błądzenia wśród niezliczonych szczegółów w nim zawartych. W tym przypadku to nie tylko pokój, ale wręcz całe mieszkanie z wyraźnie widoczną kuchnią, łazienką, sypialnią oraz miejscem przeznaczonym do pracy, ze stołem stolarskim pod którym wygodnie usadowił się krokodyl. We wnęce pod posadzką mieszkania widać stary samochód, prawdopodobnie syrenę, o gadzich tylnych kończynach oraz ogonie - kolejny wspominany wcześniej element. Samochodowo-zwierzęca krzyżówka zdaje się spoglądać z rozmarzeniem lub tęsknotą w stronę majaczącego w oddali miasta, oświetlonego promieniami wschodzącego słońca. Ostatnim charakterystycznym dla prac Yerki motywem jest obecność dwóch różnych stylów architektonicznych, dwóch rodzajów budulca. Prawą część obrazu wypełnia kamienna konstrukcja, po lewo widnieje zaś budowla z czerwonej cegły. Zarówno kamień jak i cegła oraz utworzone z nich strzeliste wieżyczki nadają całości średniowiecznego charakteru. Znajdujące się po środku puste mieszkanie stanowi most łączący obie "architektoniczne epoki", daje do zrozumienia, że człowiek jest głównym ogniwem postępu, a gdy go zabraknie to co stworzył będzie jedynym dowodem jego obecności.
"Erupcja"
Kolejnym częstym tematem prac artysty są miasta, przedstawiane w tak samo zróżnicowanej formie jak pokoje. Moim ulubionym obrazem z tego cyklu jest "Erupcja", gdyż pomimo swej surrealistycznej koncepcji bardzo trafnie odzwierciedla rzeczywistość. Widzimy tutaj niezliczoną ilość domostw, tysiące najróżniejszych budowli stanowiących ostoję dla człowieka, które porastają krajobraz formując górskie zbocza. Jest noc i poszczególne domy zlewają się ze sobą w mroku. Gdyby nie zapalone w każdym oknie światło nie sposób byłoby odróżnić je od samego krajobrazu, oświetlonego jedynie bladym blaskiem księżyca. Nie da się ukryć, że człowiek to nieporadne stworzenie, po zmroku całkowicie uzależnione od jednego ze swoich najlepszych wynalazków - sztucznego światła. Zamieszkujący miasto ludzie potrzebują go w takich ilościach, że nocą ich metropolia zamienia się w żywy wulkan, stanowiący nierówną konkurencję dla ciał niebieskich. Żaden z mieszkańców nie dostrzeże piękna nocnego nieba.
"Ogrody Krysi"
"Ogrody Krysi" to z kolei bardzo pogodna kompozycja. Nie ma w niej żadnego szczególnego przesłania, a nawet jeśli to znane jest ono jedynie autorowi. Oglądający powinien jedynie czerpać przyjemność z podziwiania całej zaskakującej konstrukcji składającej się z czterech różnych ogrodów, które na wzajem się przenikają. W każdym z nich dostrzec można nie tylko niezliczoną ilość najróżniejszych roślin - realnych oraz fantastycznych, ale także wiele zwierząt, mebli czy innych ciekawostek, skrzętnie ukrytych na płótnie. Warto poświęcić dłuższą chwilę i obrócić kwadrat kilka razy aby odkryć dostrzec każdy szczegół i odkryć sekrety wszystkich ogrodów. Yerka chętnie wykorzystuje pomysł na umieszczenie na obrazie czterech różnych widoków, w ten sposób powstały również liczne interpretacje czterech pór roku.
"Smocze przyjemności"
Jak wspominałam artysta z zamiłowaniem łączy gady z przeróżnymi maszynami, tutaj jednak połączenie to nie jest aż tak oczywiste. Na pierwszy rzut oka sprawa jest prosta - obraz przedstawia olbrzymią głowę smoka, a z otwartego pyska z impetem i w kłębach pary wyjeżdża steampunkowa lokomotywa symbolizująca ognisty smoczy oddech. Lecz z czasem zaczynamy rozumieć, że nie tylko opuszczająca gardziel machina jest nie na miejscu. Cały łeb smoka wygląda podejrzanie i w końcu zaczynamy dostrzegać, że jest to tak naprawdę potężna skała, która z biegiem stuleci pod wpływem różnych czynników przybrała ten mrożący krew w żyłach kształt. Na samym jej szczycie powstało miasto, a w miejscu, w którym powinny znajdować się nozdrza smoka wybudowano okazały zamek. Stalaktyty i stalagmity imitują zęby, a gardziel to w rzeczywistości tunel dla pociągu, oświetlony okrągłą lampką zamontowaną w skalnym wyłomie, do złudzenia przypominającym oko. A może jest jeszcze inne wyjaśnienie? Może nie jest to naturalna skała, wyrzeźbiona przez czas, lecz skamieniała czaszka prawdziwego smoka, który został przed wiekami zwyciężony, a okoliczni mieszkańcy na dowód swej waleczności wykorzystali czaszkę jako podporę dla nowej osady. I tylko kłęby dymu pojawiające się w paszczy wraz z przyjazdem pociągu przypominają o niegdysiejszej chwale potwora.
"Wiosna w parafii"
"Wiosna w parafii" to kolejny obraz z cyklu poświęconego miastom, w którym dodatkowo odnajdujemy motyw zmieniającej się architektury. Na skalnym podwyższeniu stanowiącym fundament stopniowo wypiętrzają się kolejne kondygnacje domostw, różniące się między sobą niczym pasma górskie. Najniżej znajdują się konstrukcje w całości wykonane z drewna, stare, częściowo rozpadające się, zaniedbane. Każde kolejne piętro to domy o coraz lepszej kondycji, zbudowane w bardziej fachowy sposób, z użyciem coraz lepszych materiałów. Na szczycie widać wieżyczki z iglicami. Ze środka stożka wyłania się strzeliste okno nienaturalnych rozmiarów, charakterystyczne dla zamków lub budowli sakralnych. Przecina je osobliwy łuk górujący nad większą częścią miasta, utworzony z wyrastających zewsząd smukłych drzew. Całość przypominać może kościół lub nawet sam ołtarz. Najbardziej osobliwe tą na tym obrazie jednak chmury, które budzą skojarzenia z praniem swobodnie powiewającym na sznurach.
"Katedra"
Kontynuując tematykę kościelną przyjrzyjmy się teraz dziełu zatytułowanemu "Katedra". Obraz ten (jak i sporo innych prac pana Yerki) występuje także w odmiennej wersji, która zasługuje na uwagę ze względu na pięknie uwidocznione wnętrze muszli: kolumny, sklepienie krzyżowo-żebrowe i inne cuda-wianki gotyckiej architektury. Ja jednak wolę Katedrę widniejącą powyżej, posiada ona poważniejszy, bardziej złowieszczy i mroczny klimat. Nie powstała w olbrzymiej muszli, lecz wykuto ją w skale wyłaniającej się z otchłani i górującej nad podwodnym miastem, które mogłoby przyprawić o dreszcze osoby cierpiące na trypofobie. Katedra nawiązuje do gotyckiego stylu architektonicznego nie tylko swoim wnętrzem, ale również fasadą - liczne wieżyczki, łuki oraz smukłe okienka przyciągają wzrok. Lustrzane odbicie w tafli wody potęguje majestatyczne wrażenie. Morze jest spokojne, panuje cisza i zdawać by się mogło, że za chwile z wnętrza katedry popłynie organowa muzyka i dostojny chóralny śpiew...
"Jesień"
A oto jedna z tych prac artysty, która może dosłownie przyprawić widza o oczopląs. Dzieje się na niej bardzo wiele, nie tylko przez znaną nam już niezliczoną ilość szczegółów, ale również za sprawą elementów, które nadają całości dynamiki, jak fruwające książki czy złociste gejzery, wystrzeliwujące z korzeni drzew. Przede wszystkim widzimy tutaj las. Zapewne dość wiekowy, świadczą o tym grube, pofałdowane pnie wysokich drzew. Liście już opadły, co do jednego, a zatem jesień ma się ku końcowi. Tym energiczniej toczą się zatem prace przygotowawcze, w końcu zbliża się zima. Można odnieść wrażenie, że ziemia pod stopami skrywa ogromną kopalnię lub hutę, w której nieustannie bucha ogień, panuje gwar i ukrop. W każdej dziupli pali się światło, zegary odmierzają nieubłagany czas, cały las postawiony jest w stan gotowości, nie ma chwili do stracenia. Praca wre nawet nocą, są to ostanie odgłosy życia zanim wszystko okryje się białą ciszą i uśnie do następnej wiosny. Obraz jest w pewnym sensie niepokojący, ale zdecydowanie nie można go nazwać ponurym. Wręcz przeciwnie, zdaje się być wesoły, trochę szalony, jednak jest to pogodne szaleństwo, naznaczone dziwacznymi rymowankami wykrzykiwanymi w podskokach, rodem z "Alicji w Krainie Czarów". Aż ma się ochotę zajrzeć pomiędzy korzenie i na własne oczy zobaczyć, co też dzieje się pod powierzchnią.
"Wieża podświadomości"
Myśl o zbliżającej się wielkimi krokami jesieni przywołuje również "Wieża podświadomości". Tym razem kompozycja ma swój początek u góry i powoli rozwija się ku dołowi. W pierwszej kolejności wzrok przykuwa najjaśniejsza część obrazu - pogodna zielona łąka i mały staw otoczony typowo polskimi wierzbami o przyciętych gałęziach. Oto jednak mamy wreszcie możliwość podejrzenia co też się dzieje pod powierzchnią. Okazuje się, że trawiasty kobierzec to tak naprawdę resztki zielonych liści drzew, które nie zdążyły jeszcze zżółknąć i opaść. Natomiast okrągłe oczko wodne okazuje się być szczytową kondygnacją wieży ciśnień ukrytej w nieprzeniknionym lesie, gdzie niepodzielnie panują lisy. Konstrukcja wierzy to kolejna podpowiedź, że powinniśmy oglądać pracę z góry na dół - jej piętra, podobnie jak w przypadku obrazu "Wiosna w parafii", układają się chronologicznie względem użytego budulca. Na samej górze dość lichy drewniany zbiornik na wodę, następnie piętro wybudowane z cegieł, ale z wybitymi oknami, w dalszej kolejności pojawiają się już eleganckie kolumienki i witraże, a na parterze zawitała złota epoka elektryczności. Drzwi wieży są otwarte, każdy może zgłębić jej sekrety, jeśli tylko zdoła odnaleźć drogę do tajemniczej budowli. Ścieżek jest co niemiara, wystarczy podążać za lisami, łatwo jednak zgubić trop wśród milionów rudych liści.
"Ekspress"
Jacek Yerka stworzył wiele niezwykłych kompozycji z wykorzystaniem najróżniejszych motywów, jednak to akcent polski odbija się w jego pracach najgłośniejszym echem. Szczególne miejsce na obrazach artysty zajmuje polska wieś. Elementy związane z wiejskim obejściem odnaleźć można zarówno w serii dotyczącej pokojów, samych krajobrazów, a nader obszerny cykl stanowią domy na drzewie - należy do nich zarówno "Powrót z safari", "Siedlisko" oraz bardzo podobny do niego "Ekspress" znajdujący się powyżej. W każdym przypadku wizja jest niezwykle sielankowa: rozciągające się na cztery strony świata pole pełne złotych łanów zboża, pomiędzy którymi odnaleźć można pracujące maszyny lub przyczajone zwierzęta, również egzotyczne. Pośrodku złocistego morza wyrasta rozłożyste drzewo, dźwigające na swoich solidnych konarach śliczny wiejski domek (a niekiedy nawet całe gospodarstwo). Dostrzec można również całe mnóstwo drobnych detali, jak zegary, psy, koty, instrumenty i wiele nietypowych ozdób. Wiejskie obrazki są na ogół kolorowe i pełne optymizmu, jest jednak kilka wyjątków od tej reguły, jak na przykład ta groźnie wyglądająca stodoła.
"Epitafium"
Na sam koniec naszej surrealistycznej wycieczki postanowiłam pokazać chyba najbardziej znany, a przynajmniej najczęściej przytaczany obraz - "Epitafium", występujący również pod nazwą "Pejzaż fantastyczny". Rozpoczęliśmy ten artykuł pejzażem i w taki też sposób zepniemy całość w klamrę, choć "Epitafium" różni się od swojego pogodnego bliźniaka - jest zdecydowanie bardziej niepokojące i posiada niezliczoną wręcz ilość szczegółów. Można wpatrywać się w obraz godzinami i z każdą kolejną chwilą dostrzegać coś nowego. Całość opiera się na konstrukcji stodoły, której tradycyjna, słomiana strzecha zmieniła się w pole złotego zboża. Jednak od prawej strony dach pokrywają pasożyty - zielone krzewy powoli konsumujące złote łany. Przypominają one plamy na chorej roślinie. Od lewej natomiast nadchodzi ulewa - kurtyna deszczu tak gęsta i potężna, że tworzy niemal jednolitą zasłonę na horyzoncie. Delikatne słomiane łodygi nie będą się długo bronić w starciu z żywiołem. Nawet od strony frontu piękna strzecha powoli butwieje i umiera. W oddali widnieje częściowo zanurzony w zboże zegar odmierzający ostatnie chwile tego sielskiego krajobrazu i nawet drabina, która zarzucona na dach ciągnie się aż po kres złotego pola, nie przyda się na nic, żaden człowiek już po nią nie sięgnie. Poniżej strzechy rozpościera się przed nami kompozycja tryptyku, bardzo często widywana w pracach Yerki. Widać tutaj także - równie lubiane przez artystę - wykorzystanie różnych budulców. Prawa strona stodoły jest w całości wykonana z drewna. Zza otwartych drzwi wygląda do nas las, a w zasadzie to, co z niego pozostało - smutne pnie drzew z poobcinanymi gałęziami. Podtrzymują one strzechę niczym smukłe kolumny, jednak coraz więcej drewna ląduje przed stodołą i wkrótce nawet drzew w lesie zacznie brakować. Lewa ściana wybudowana jest z cegieł pokrytych poszarzałym i popękanym tynkiem. Za nią kryje się kosmos - nieskończenie rozszerzająca się ostoja tworzenia i lodowata nicość zarazem. Na progu przysiadł pies. Niegdyś najlepszy przyjaciel gospodarza, stróż domostwa, teraz porzucił stałe obowiązki, w obliczu nadciągającej nad dachem katastrofy siedzi w osobliwej, bardziej ludzkiej pozie, melancholijny, nieobecny. Drzwi środkowe, największa część tryptyku, ukazują właściwe wnętrze stodoły. Czai się w niej wiele dziwacznych, od lat nieużywanych sprzętów gospodarstwa rolnego, które wraz z rdzą nabyły cech gadzich. Same jednak nie wypełznął ze spowitej pajęczyną ciemności. Czy zatem naprawdę nie ma już ratunku? Czy ulewa i postępujący rozkład zmiotą starą stodołę z powierzchni świadomości, a cisza przed burzą, której właśnie jesteśmy świadkami to właśnie jej tytułowe epitafium? A jednak w oddali majaczy niewyraźnie promyk nadziei - rozciągająca się po horyzont, nieskończona zieleń, a na samym środku fontanna. Może nie wszystko stracone, może wystarczy dobiec, stanąć na marmurowej posadzce, podnieść trawiasty kobierzec i jednym zdecydowany ruchem odrzucić otaczającą nas rzeczywistość...

8 komentarzy:

  1. Bardzo podobały mi się "Katedra", "Twister" i "Jesień". Interesujący post, oby więcej w podobnym temacie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A będzie, będzie^^ Może się wreszcie po tak długim wyjeździe trochę obudzę, mam w końcu sporo zaległości do nadrobienia^^'

      Usuń
  2. Przed chwilą zauważyłam, że moja figurka Sailor Moon ma na rękawiczce plamę z farby takiej jaką ma na butach. Czy da się to czymś usunąć?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... Może być z tym mały problem. Farbę z figurek (lalek i innych tego typu rzeczy) najprościej usunąć za pomocą zmywacza do paznokci, jednak ma to sens tylko wtedy gdy zmywamy plamę z powierzchni, która nie jest żadną inną farbą pomalowana (jak fragment "skóry"). W tym przypadku istnieje ryzyko, że wraz z niechcianą plamą zmyje się również część farby samej rękawiczki, dlatego ciężko tutaj cokolwiek doradzić. Nie ma takiego rozpuszczalnika, który jedną farbę by zmył a inną zostawił nietkniętą. Gdyby chodziło o moją figurkę chyba pozostawiłabym plamę w spokoju, bo próby usunięcia mogą niestety jeszcze tylko pogorszyć sprawę.

      Usuń
    2. Cóż, szkoda ;( Jest dosyć widoczna. A co sądzisz o tym, żeby zamalować plamę białą farbą akrylową?

      Usuń
    3. To już zdecydowanie lepsza metoda, ale musiałaby to być farba akrylowa specjalnie do plastiku (farby do malowania na papierze czy płótnie mają inne właściwości i niewiele pomogą). Sama nigdy nie zamalowywałam żadnych przebarwień na figurkach, ale myślę, że warto spróbować:)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.