czwartek, 3 lipca 2014

Restyle: Skeleton Corset, Teapot necklace and...

Zwięzła, niewymagająca recenzja jest zdecydowanie tym, czego mi w tej chwili potrzeba. Jest to co prawda recenzja dość niespodziewana, podobnie jak i sam zakup. Wisior, o którym będzie dziś mowa od pewnego czasu był wyprzedany i nic nie zapowiadało ponownej dostawy, lecz pewnego dnia pojawiła się w sklepie jedna, ostatnia zabłąkana sztuka. Nie zastanawiając się zbyt długo, żeby mnie nikt nie ubiegł, wrzuciłam ją do koszyka, razem z gorsetową bokserką.
Nad bokserką "Skeleton Corset" nie ma się co długo rozwodzić - jaka jest każdy widzi. Na temat grafiki z gorsetem więcej poczytać można ***tutaj***, natomiast jeśli chodzi o wątek bokserek z Restyle to zainteresowanych powinna usatysfakcjonować ***ta recenzja*** :)
Jeśli natomiast chodzi o naszyjnik to bardzo szybko przekonałam się, dlaczego ten jeden egzemplarz tak nagle na powrót pojawił się w sklepie. Zawieszka w kształcie czajnika i uchwyt wraz z łańcuszkiem latały oddzielnie jeszcze w oryginalnej, fabrycznie zapakowanej folii. Najwyraźniej ktoś postanowił go zwrócić, gdyż naszyjnik wyglądał na uszkodzony. Przez chwilę również zaczęłam rozważać taką opcję, powstrzymała mnie jednać świadomość, że nie będzie możliwości wymiany naszyjnika, więcej imbryczków już się niestety nie pojawiło.
"Może będę w stanie go naprawić" - pomyślałam i w końcu rozerwałam folię. Po wstępnych oględzinach dotarło do mnie, że wcale nie otrzymałam uszkodzonego naszyjnika, on po prostu w ten sposób został wykonany i najprawdopodobniej we wszystkich egzemplarzach pojawia się ten sam problem. Otóż ruchomy uchwyt został przymocowany do całej zawieszki jedynie za pomocą dwóch małych bolców umieszczonych w płytkich otworach. Nic więcej, żadnego dodatkowego mechanizmu, który utrzymywałby całość i pozwalał na manewrowanie uchwytem. Nic dziwnego, że rączka sama wypada. Twórcy jak zwykle poszli na łatwiznę.
Z drugiej strony im prostsza zasada działania mechanizmu tym łatwiej go naprawić. Nałożyłam uchwyt na miejsce, po czym sięgnęłam do skrytki z narzędziami i wyciągnęłam moje ulubione przestawne cęgi nożycowe. Za ich pomocą, po dopasowaniu odpowiedniej szerokości, ostrożnie docisnęłam uchwyt do czajniczka. Pomogło, naszyjnik znów jest w całości. Niestety taka naprawa nie rozwiązuje problemu - mocniejsze szarpnięcie ponownie wyrwie uchwyt z jego prowizorycznych zawiasów. Zabawa klejem raczej nie wchodzi w grę, wtedy uchwyt nie będzie już ruchomy. Sama nie wiem jakie rozwiązanie załatwiłoby sprawę na dobre...
Chwilowo muszę odłożyć tą zagwozdkę, będę się nad nią jeszcze głowiła. Tymczasem przejdę do łańcuszka. Jest on dość tandetny i okropnie krótki. O ile w naszyjnikach Absinthe & Blood Bottles można było to jeszcze przeboleć, o tyle w przypadku Teapot jest to kompletnie bez sensu. Czajnik na tak krótkim łańcuszku opada na dekolt niemal tuż pod obojczykami i ze względu na swoją trójwymiarową strukturę fatalnie się w tym miejscu prezentuje. Producent znów nie pomyślał i poszedł na łatwiznę. Zamiast na lepszy łańcuszek, wolał wydać pieniądze na małą metalową przywieszkę z nazwą sklepu. Grunt to mieć właściwe priorytety...
Dobrze, że nie umieścili słowa "Restyle" na samym imbryku, jak to w przeszłości miało miejsce z pewnymi torebkami. Na szczęście miałam w zapasie nieużywany, srebrny łańcuszek, który niewiele różni się kolorem od czajniczkowej zawieszki. Naszyjnik na moim łańcuszku sięga nieco poniżej biustu i jest to idealne miejsce dla tak masywnej biżuterii. Nowy łańcuszek jest zresztą znacznie bardziej elegancki. A Restyle niech się nie martwi, doczepiłam do niego również ich małą "reklamę". Teraz całość wygląda i funkcjonuje zdecydowanie lepiej.
Wróćmy jeszcze na chwilę do wypadającego uchwytu. Na powyższym zdjęciu widać kolejną przyczynę zaistniałej sytuacji - zawias od pokrywki. Jest on tak duży, że rączka czajnika zwyczajnie o niego zahacza. Nie pozwala on również na dokładne dociśnięcie uchwytu do zawieszki. Na tym jednak nie koniec, jest on także przyczyną przechylenia całej rączki ku tyłowi czajnika. Porównajcie jej układ na moich zdjęciach ze zdjęciem sklepowym. Tak, na zdjęciu z Restyle rączka jest idealnie symetryczna, co nie ma nic wspólnego z rzeczywistością. A zauważyliście, że na ich zdjęciach nie ma zawiasu od pokrywki? No właśnie, zniknął! Grafik odwalił dobrą robotę, szkoda tylko, że takie zdjęcie daje kupującym fałszywy obraz produktu.
Nie jest to jedynie kwestia samego uchwytu czy znikającego zawiasu od pokrywki. Na zdjęciach sklepowych element łączący imbryczek z łańcuszkiem jest mały i ściśle przylega do rączki. Tymczasem w moim egzemplarzu elementem tym jest wielkie koło, które swobodnie przesuwa się po całym uchwycie, nawet w czasie noszenia naszyjnika i nie raz trzeba poprawiać zawieszkę. Pogłębia to tylko niebezpieczeństwo ponownego wypadnięcia uchwytu z zawiasów.
Szybki obrót dookoła osi w celu dokładnego obejrzenia imbryczka z każdej strony.
A teraz druga rundka, tym razem z opuszczonym uchwytem.
Jeśli zapomnimy na chwilę o problemach z rączką oraz innych niedoskonałościach wyfotoszopowanych przez producenta to czajnik prezentuje się naprawdę sympatycznie. Sam pomysł na zawieszkę w kształcie pełnego, trójwymiarowego imbryka jest moim zdaniem bardzo trafiony (o ile dobierzemy do niego odpowiednią długość łańcuszka...).
I w końcu widok z góry oraz ukazanie spodu zawieszki. Wszystkie wytłaczane wzory wykonane zostały całkiem starannie. Jedynie w niektórych miejscach widać niewielki brak dokładności przy odlewaniu formy. Imbryk został również poddany oksydacji, niestety spód "oberwał" trochę za bardzo i wygląda, jakby ktoś przypalił w nim wodę na herbatę nad paleniskiem. Na szczęście akurat ta strona jest rzecz jasna niewidoczna podczas noszenia.
Naszyjnik stanowi całość z pierścionkiem i jest to jak dotąd mój jedyny komplet biżuterii z Restyle. Oba czajniczki powinny być więc niemal identyczne i różnić się jedynie elementami charakterystycznymi dla naszyjnika i pierścionka. Oba posiadają ten sam wytłaczany motyw, jednak w przypadku pierścionka jest on zdecydowanie bardziej wyraźny i staranniej wykonany.
Każdy z nich posiada również otwieraną pokrywkę, którą można uchylić w dowolnym stopniu. Zawiasy w obu przypadkach są takie same i działają bez zarzutu. Jedynie w przypadku naszyjnika zawias stanowi mały problem, ale ten temat został już wyczerpany.
Po otwarciu pokrywki ukazuje nam się przestrzeń, która miała pełnić rolę schowka. O ile w przypadku pierścionka jest to możliwe, o tyle w naszyjniku już nie bardzo - jest on tak głęboki, że wrzucony na dno drobiazg ciężko nam będzie później odzyskać. W recenzji pierścionka snułam przypuszczenia na temat możliwości nalewania za jego pomocą płynów. Wreszcie postanowiłam to sprawdzić! Niestety, spotkało mnie srogie rozczarowanie. Żaden z imbryczków nie ma drożnej szyjki, nie można za ich pomocą niczego nalać. Nici z trucicielskiej biżuterii. Potwierdziły się natomiast moje obawy wobec przeciekającego dna pierścionka...
Niemniej oba przedmioty ładnie się razem komponują i stanowią bardzo ciekawy zestaw. A skoro już mowa o rzeczach podobnych, czas na rozwiązanie zagadki tajemniczego "i" w tytule notki. Postanowiłam przypomnieć inny pierścionek, który zaprezentowałam razem z czajniczkiem - Antique Keyhole. Ich wspólna recenzja urosła do takich rozmiarów, że zupełnie zapomniałam wspomnieć w niej o jeszcze jednej istotnej rzeczy, porównaniu z innym pierścionkiem działającym na tej samej zasadzie - Immortal Kist od Alchemy Gothic.
Oba pierścionki to sekretniki podłużnego kształtu. Ich porównanie jest cenną wskazówką zwłaszcza, jeśli chodzi o wielkość. Przy potężnej trumience dziurka od klucza wygląda wręcz na niepozorną miniaturę. Przekłada się to oczywiście na pojemność każdej skrytki - pierścionek Alchemy Gothic jest pod tym względem niezwykle funkcjonalny, natomiast dzieło Restyle nie pomieści praktycznie niczego. Z drugiej strony trumienkę szpeci bardzo duży i widoczny magnes, a zawias utrzymujący wieko - nie dość, że innego koloru niż całość - nie jest tak mocny jak w przypadku Antique Keyhole i nie pozwala na jego stopniowe otwieranie.
Podczas otwierania pierścionka wieko potrafi bardzo gwałtownie opaść i do tej pory boję się, że je w ten sposób nie uszkodzę. Każdy pierścionek, choć z założenia wykonany w tym samym celu, jest całkiem inny i pełni swoją określoną rolę. Trumienka stanowi świetną skrytkę, jest duża i przyciąga wzrok, ale trzeba przyznać, że swoje waży, a jej gabaryty potrafią czasami przeszkadzać. Natomiast zamek do drzwi nie nadaje się do przechowywania czegokolwiek, co za tym idzie jego otwierane wieko jest zupełnie niepotrzebne. Ale jest za do bardzo piękny i stanowi subtelną, elegancką ozdobę. Oba pierścionki należą do moich ulubionych.
Inne przedmioty z mojej ristajlowej kolekcji do zobaczenia ***tutaj***
Nie jestem pewna czy mogę polecić wisior Teapot. Sama zawieszka w kształcie czajnika wygląda bardzo pięknie, mimo pewnych niedociągnięć w wykonaniu znajdującego się na niej wzoru. Niestety trudno uniknąć problemu z wypadającym uchwytem - otwory na bolce są zbyt płytkie, aby całość trzymała się pewnie. Jeśli komuś nie zależy na ruchomym uchwycie może go przykleić, jednak wtedy utracimy możliwość otwierania czajnika i cały projekt mija się z celem. O nieprzyzwoicie krótkim i tandetnym łańcuszku nawet nie wspomnę. Wydaje mi się, że po przeczytaniu tej recenzji każdy sam musi wypracować opinię na temat tego, czy naszyjnik Teapot wart jest zakupu, czy też nie. O ile sklep ponownie wprowadzi go do sprzedaży.

11 komentarzy:

  1. ehh.. czyli ten naszyjnik to po prostu kolejne, ładne badziewie :C szkoda. Ale może się kiedyś na sam pierścień szarpnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety:< Ale pierścionek jest zdecydowanie godny polecenia.

      Usuń
  2. Skusiłabym się na wisior, ale boję się, że się uszkodzi szybko, po tym tekscie jeszcze bardziej... zwłaszcza, że ostatnio kupiłam w Restyle wisior klucz, i jeszcze tego samego dni, gdy do mnie dotarł, leżał już w dwóch częsciach, złamany. Boli mnie ten widok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie również na początku podobał się wisior klucz, ale zraziła mnie jednak jego wielkość i długość oryginalnego łańcuszka. Strasznie przykro słyszeć, że tak szybko się złamał. Pewnie nie łatwo go skleić? Szkoda, że ristajlowa jakość nadal pozostawia wiele do życzenia, dobre projekty to jednak nie wszystko.

      Usuń
    2. Kombinuję, samo sklejenie nic nie da, nasada trzonu klucza to masakrycznie wrażliwy punkt, jest za cienka. Lekki wstrząs (jak położenie na nim czegoś) i jest w kawałkach znowu. Kombinuję jak by go czymś podkleić czy przylutować od tyłu, ale wolę oddać to w ręce specjalisty (czyt. mojego ojca), który już mi parę restylowych wpadek skutecznie ratował.

      Usuń
    3. Przylutowanie to zdecydowanie najlepszy pomysł. Pozazdrościć specjalisty:)

      Usuń
  3. Bó, jak mogli. Ale pięrścień i tak chcę mieć. xD [I już pisałam kiedyś, po co. :#]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierścionek jest zdecydowanie lepszy niż naszyjnik, warto o nim wspominać tak często jak się da:)

      Usuń
  4. Kolejny piękny projekt wykonany w kiepski sposób D: Komplet prezentuje się uroczo. Jako miłośniczka herbaty już dawno temu powinnam skusić się na niego, ale pierścionek jest zbyt duży a wisior ma problemy z zawieszką, co za niefart D: Z drugiej strony mój portfel jest bezpieczny :'D
    Co do łańcuszka, to taki sam problem jest z wisiorem-kluczem. Na zdjęciach sklepowych widać, że leży bardzo wysoko. Coś takiego po prostu nie może wyglądać dobrze ._.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Dawno temu odpuściłam sobie klucz właśnie ze względu na łańcuszek. Co prawda można go wymienić - jak we wszystkich ristajlowych naszyjnikach, ale z drugiej strony ile można mieć w domu zapasowych łańcuszków odpowiedniej długości?:q

      Usuń
  5. Mimo wad, ten imbryczek wygląda naprawdę ciekawie! Co prawda, wisiorki nie są w moim guście, niemniej jednak ładny jest :D

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.