niedziela, 27 lipca 2014

Rose Melody Rosa Aroma JSK

Pozwolę sobie na jeszcze jedną małą recenzję, a następnie (w końcu) pojawi się tutaj notka o znacznie bardziej ambitnej treści - obiecuję! Tymczasem temat dzisiejszych rozważań widać już na pierwszy rzut oka - jest to czarna żakardowa sukienka od Rose Melody. Czy aby na pewno taka żakardowa i faktycznie z tej słynnej firmy? Cóż, zacznijmy od początku.
Rosa Aroma JSK była dostępna w sprzedaży na długo zanim zaczęłam interesować się lolita fashion w takim stopniu, aby regularnie przeglądać strony znanych producentów. Nigdy więc nie widziałam jej wśród oficjalnych produktów tej firmy. Moją podejrzliwość wobec sukienki pogłębił napis znajdujący się na zdjęciu "sklepowym" - brzmi on Roes Melody, nie Rose... Z drugiej strony nazwa z metki jest już poprawna, a sama metka okazała się być charakterystyczna dla ich wczesnych produktów. Dopiero z czasem uległa ona iście barokowemu przekształceniu, co można było zaobserwować w sukience Merry-Go-Arround JSK. Jednak mój - jak łatwo zgadnąć - odkupiony z drugiej ręki egzemplarz różni się kilkoma szczegółami od modelu Rosa Aroma, o którym czytałam w innej recenzji.
Jednak po kolei. Z informacji, które są mi znane wynika, że jestem prawdopodobnie czwartą (a może nawet i piątą) właścicielką tej sukienki i jest to niestety dość widoczne. Gdzieś po drodze zagubił się ozdobny, barokowy panel pokryty koronką, który według zamysłu producenta miał swoje miejsce na dekolcie. Dziewczyna, od której odkupiłam sukienkę już go nie posiadała, pozostały po nim jedynie wybrakowane zapięcia, koślawo wszyte w podszewkę.
Jednego z nich nawet brakuje, ale teraz i tak nie ma to znaczenia. Wyprułam je, nie będzie z nich już żadnego pożytku. Sukienka nie posiadała również żadnych waist ties, a jak wynika z innego zdjęcia producenta (***klik***) Rosa Aroma powinna takowe wstążki do wiązania w talii mieć. Natomiast w moim egzemplarzu nie było nawet śladu po przytrzymujących je guzikach. Nie mam jednak zamiaru płakać po tych dwóch dodatkach. Waist ties nie lubię, a panel najpewniej wydałby mi się zbyt strojny i nawet bym go nie używała. Nic straconego.
Sukienka wykonana została z materiału ozdobionego printem (ale o nim nieco później), posiada jednak gładkie wstawki, które urozmaicają cały projekt. Po obu stronach, w miejscu łączenia obu materiałów wstawka obszyta jest ozdobną taśmą gipiurową. Prezentuje się ona bardzo ładnie, ząb czasu nie pozostawił na niej śladów. Co innego trzy małe kokardki, które w tej chwili raczej straszą niż stanowią jakąkolwiek ozdobę. Tylko jedna z nich zachowała w miarę przyzwoity kształt, pozostałe wyglądają mizernie, a print, który pierwotnie również się na nich znajdował, jest niemal całkowicie sprany. Zamierzam je odpruć, być może pozostawię tylko tą jedną u góry. Reszta jest okropna, poza tym nie widzę żadnego sensu w umiejscowieniu kokardek pod biustem oraz w talii, jedynie przeszkadzają. A im mniej tym lepiej♥
Dół sukienki jest bardzo ładnie rozkloszowany, nie przybiera kształtu bombki, jak to miało miejsce w przypadku Merry-Go-Around JSK, fałdy są równomierne i zgrabnie się układają, nawet bez użycia halki (co mnie akurat wyjątkowo cieszy>D). Całość jest trochę krótka, dla wysokich osób nie będzie kwalifikować się do loli stylizacji (jakie to szczęście, że ja nie jestem już lolitą>D). Jednak taki stan rzeczy nie powinien nikogo tak naprawdę dziwić. Produkty Rose Melody są w końcu szyte na wymiary osoby zamawiającej i trzeba mieć świadomość, że odkupiona sukienka nie będzie się na nas układać tak samo jak na pierwszej właścicielce.
Przekonałam się o tym już w przypadku wcześniejszej JSK (***klik***), która również była na mnie za krótka, a co gorsza miała za wysoko umiejscowioną talię. Mimo to postanowiłam ponownie zaryzykować, a Rosa Aroma pozytywnie mnie zaskoczyła. Góra sukienki okazała się być odpowiedniej długości i talia znajduje się we właściwym miejscu. Z drugiej strony dysproporcja pomiędzy długą górą a krótkim dołem jest nieco zastanawiająca... Na szczęście z długością można sobie w bardzo prosty sposób poradzić podkładając pod spód najzwyklejszą rozkloszowaną czarną spódnicę - będzie wyglądała jak kolejna falbana i przedłuży sukienkę.
Czas aby nieco dokładniej zbadać anatomię owej sukienki. Pierwszą warstwę już znacie, stanowi ją wspominany czarny materiał z printem, którego dolna krawędź obszyta jest drobną taśmą ozdobną. Spod owego brzegu wystaje czarna falbana, która wydaje się być jedynie częścią większej partii materiału. Nic bardziej mylnego. Co prawda falbana faktycznie jest dość szeroka, ale matowy materiał, z którego została wykonana nie stanowi oddzielnej warstwy, został jedynie przyszyty do błyszczącego poliestru, który ukrywa się pod spodem.
Zostańmy jednak jeszcze na chwilę przy zewnętrznym materiale. W dotyku przypomina on bawełnę, jednak wątpię, aby obyło się tutaj bez jakiejkolwiek sztucznej domieszki. Co więcej jest wyjątkowo cienki - jeśli odwrócimy go na lewą stronę i spojrzymy pod światło, jesteśmy w stanie dokładnie obejrzeć wzór przebijający przez tkaninę, a nawet dostrzec jej splot. Uznałabym to za zaletę, sukienka byłaby dzięki temu idealna na lato i nie przeczę, że właśnie z takim zamiarem ją zakupiłam. Niestety cały mój szatański plan popsuła podszewka...
...będąca jednocześnie tą samą błyszczącą, poliestrową warstwą, do której przymocowano opisywaną powyżej czarną falbanę. Na tym warstwy w sukience się kończą, mamy jedynie przerażająco cienki materiał z printem a tuż pod nim jego całkowite przeciwieństwo - ciężką podszewkę z oszukaną falbaną. Sukienka nie nadaje się zatem na upalną, letnią pogodę zwłaszcza, jeśli chciałabym podłożyć pod spód jeszcze spódnicę w celu przedłużenia całości.
Trudno określić, na jaką pogodę sukienka się tak naprawdę nadaje przy tej długości i tak ciężkiej podszewce. Jej ciężar nie wynika z gramatury samego materiału - matowa falbana nie jest bowiem jedynym elementem, który został do niej przymocowany. Po lewej stronie podszewki widać równomierny ścieg utrzymujący kolejne warstwy, dodatkowo obciążające błyszczący poliester. Owe warstwy to nic innego jak znajdująca się z tyłu turniura.
Tył sukienki najbardziej mnie zastanawia. Pomijam już fakt, że materiał z printem, który zachodzi w tym miejscu na turniurę jest nierówny - po obu stronach kończy się na różnej wysokości. Nie widać tego może na pierwszy rzut oka, ale nie sposób przyznać, że wygląda to profesjonalnie. Zastanawiają mnie jednak dwie inne rzeczy, które zupełnie nie zgadzają się ze zdjęciami tego modelu znalezionymi przeze mnie przed zakupem (***klik***). Muszę w tym miejscu dodać, że znalezienie pomocnych zdjęć przedstawiających tą JSK wcale nie jest proste, o recenzjach nie wspominając (trafiłam na raptem jedną), co również mnie zaskoczyło.
Pierwszym zdziwieniem był brak wiązania na plecach. Na jedynych znalezionych przeze mnie (rzeczywistych) zdjęciach, które pokazywały tył sukienki obecne było nie tylko wiązanie gorsetowe, ale także shirring. Natomiast mój egzemplarz ma zupełnie gładkie "plecy", analogiczne z przodem sukienki. Osoby spostrzegawcze zauważą także, że ozdobna taśma w mojej sukience jest skierowana brzegiem na zewnątrz, w stronę materiału z printem, natomiast na znalezionych fotografiach - do wewnątrz, dzięki czemu ukrywa materiałowe haftki wiązania, przez które przewleczono wstążkę. Wystarczyło jednak przeczytać recenzję, aby zrozumieć, że shirring i wiązanie nie są standardem w przypadku tego modelu, a zostały wykonane na życzenie właścicielki. Aby otrzymać takie udogodnienie należało dopłacić 6 dolarów.
Jaka szkoda, że do mnie nie trafił podrasowany w ten sposób egzemplarz, a jedynie wybrakowana wersja podstawowa. Drugą niespójną rzeczą okazała się być turniura, a w zasadzie materiał, z którego ją wykonano. Na zdjęciach ze wspominanej recenzji (***klik***) jest on wyraźnie błyszczący, mieni się pod wpływem światła w charakterystyczny, niemal brokatowy sposób. Moja turniura jest zupełnie matowa, wykonana z tego samego, przypominającego bawełnę materiału co cała reszta sukienki. Z tej różnicy jestem akurat bardzo zadowolona, błyszczące falbanki na tyłku są ostatnią rzeczą, o jakiej mogłabym marzyć.
Po podniesieniu wzorzystej tkaniny z przodu sukienki ukazywała się nam prawda na temat czarnej falbany. Co odkryjemy, jeśli wykonamy ten sam manewr z tyłu? Rozczarowanie dotyczące wykonania turniury. Nierówne fragmenty materiału z printem połączone zostały swoistym mostkiem w postaci pierwszej falbany, który notabene różni się odcieniem czerni od pozostałych części ozdoby. Ta sprytna konstrukcja miała zasłaniać poliestrową podszewkę, do której wszystko zostało przymocowane i faktycznie spełnia swoją rolę. Do czasu...
Wystarczy bowiem mocniejszy podmuch wiatru lub gorzej - moja złośliwa ingerencja i widać wszystko jak na dłoni. Być może to po prostu moje staroświeckie podejście do tematu, jednak trochę mi dziwnie ze świadomością, że podszewka jest w tym miejscu praktycznie na wierzchu, zasłania ją jedynie kilka pasków materiału przyszytych jakby w pośpiechu i dość niedbale. Długość owych falban również pozostawia sporo do życzenia, ich boczne krawędzie ledwo ukrywają się pod wzorzystą tkaniną. Byłoby o wiele lepiej dla turniury, gdyby były dłuższe.
I w końcu print, który wcale nie jest żakardowy, a przynajmniej nie według definicji (ciężko zresztą nazwać żakard printem, a print żakardem). Nie powstał bowiem na skutek tańca przeplatanych nici, jest to zwyczajny print o fakturze przypominającej aksamit, wytłoczony (czy też "wypalony") na powierzchni materiału. I w przeciwieństwie do żakardowych materiałów niezwykle łatwo się spiera, co niestety widać w kilku miejscach mojej sukienki. Na szczęście trzeba się przyjrzeć z bliskiej odległości, aby to zauważyć. Nie zmienia to jednak faktu, że wzór jest bardzo ładny, ciekawy i nie przytłacza. Podsumowując, jest godny uwagi.
I choć sam print zyskał moją aprobatę, postanowiłam pokazać pewną ciekawostkę, która udowadnia, że firma Rose Melody nie popisała się niczym wyjątkowym przy jego stworzeniu. Posiadam bowiem inną sukienkę, która została ozdobiona printem w ten sam sposób co Rosa Aroma, również aksamitnym i tak samo zagrożonym łatwym spieraniem. Sęk w tym, że owa druga sukienka pochodzi z sieciówki, jaką jest H&M i oczywiście kosztuje znacznie mniej niż projekt Rose Melody, nawet pochodzący z ich wczesnej działalności. Nie jest to zresztą pierwszy przypadek, gdy za sprawą magicznego określenia "lolita" ludzie są w stanie zapłacić o wiele więcej za sukienkę, która tak naprawdę wykonana została w dość pospolity sposób♥
Zastanawiam się czy jakiekolwiek podsumowanie ma tutaj sens, skoro mówimy o sukience, która od dawna jest niedostępna w regularnej sprzedaży, a mój egzemplarz przebył długą i męczącą drogę zanim do mnie trafił. Rosa Aroma jest ładna, ale na pewno nie pokusiłabym się na JSK prosto od producenta za pełną cenę, nie ma w niej tak naprawdę nic niezwykłego. A co z moim wybiedzonym używanym egzemplarzem? Najpewniej dokona u mnie żywota. Jest to idealna sukienka na co dzień - ciekawa, w miarę elegancka i w takim stanie, że już nie strach ją ubrudzić. Mimo okropnej podszewki zamierzam korzystać z niej latem, o ile temperatury zachęcą mnie do założenia czerni. I nie mam nawet zamiaru udawać, że stylizacje z nią będą lolicie, nie pozwoli na to zarówno długość oraz mój nikczemny zamiar noszenia jej jak zwykłej sukienki na ramiączkach, bez żadnych koszul czy innych tego typu podkładek. A czy rzeczywiście uda mi się wymyślić coś interesującego z jej udziałem? To się okaże>D

sobota, 12 lipca 2014

Ever After High: Poppy and Holly O'Hair

Mam dzisiaj dla was małą niespodziankę. Tak mi się przynajmniej wydaje, choć pewnie znalazłabym kilka osób, które przeczuwały taki obrót spraw. Ja mówiąc szczerze się tego nie spodziewałam. Nie od dziś wiadomo, że lubię lalki Monster High, jednak nowa, zdecydowanie bardziej pogodna seria spod znaku "żyli długo i szczęśliwie" w ogóle mnie nie porwała. Zarówno wszelkie zapowiedzi dotyczące Ever After High, jak i pierwsza linia wyprodukowanych postaci nie budziła we mnie żadnego entuzjazmu. Aż pewnego dnia zobaczyłam dwie bohaterki, którym nie byłam w stanie się oprzeć. Powód? Są RUDE!
Czy naprawdę jestem aż tak banalnie przewidywalna? Od dłuższego czasu czekałam na pojawienie się lalki rudzielca, Monster High pod tym względem mnie rozczarowało. Z drugiej strony nie miałam zamiaru rzucać się na słynne disney'owskie postacie o tycjanowych włosach, jak Merida Waleczna czy Anna z Frozen - ich lalki są po prostu brzydkie i typowo dziecięce, nie mają nic, co skłoniłoby mnie do postawienia ich na półce. Uwielbiam rude włosy, ale nie oznacza to, że każdą osobę o takich puklach nazwę piękną. To samo dotyczy lalek.
Straciłam nadzieję, że kiedykolwiek znajdę rudą miniaturkę, która będzie na tyle ładna i jednocześnie ciekawa, aby sprostać moim wymaganiom. I wtedy pojawiły się siostry O'Hair, córki Roszpunki. Roszpunka jest moją ulubioną baśnią z dzieciństwa (tuż obok Brzydkiego Kaczątka oczywiście) - kolejny argument, który przemawiał na korzyść Holly i Poppy.
Na odwrocie pudełka widzimy grafiki przedstawiające obie bohaterki oraz ich krótką charakterystykę. Dokładnie tak samo, jak w przypadku lalek Monster High. Znaleźć tutaj można również coś nowego - tajemniczy otwór w postaci dziurki od klucza. Nie mam pojęcia do czego on niby ma służyć, pomijając względy estetyczne i nawiązanie do logo Ever After High.
Gdybym miała porównać wygląd sióstr przedstawiony na grafikach z wyglądem lalek, powiedziałabym, że produkt Mattel prezentuje się w rzeczywistości trochę mniej uroczo niż chcieli tego projektanci. Można jednak powiedzieć, że jestem do takiego stanu rzeczy przyzwyczajona, głównie za sprawą straszliwych rozbieżności, które zdarzają się pomiędzy oficjalnymi artami z gier oraz późniejszym wyglądem postaci na ekranie komputera.
A teraz mały instruktaż dla wszystkich, którzy kiedykolwiek zastanawiali się gdzie u licha producent schował stojaki dla lalek, a nie mieli okazji sprawdzić tego osobiście:
Stojaki oraz jedna ze szczotek do włosów przyklejone są do wewnętrznej ścianki pudełka, a jego wyprofilowany kształt, imitujący grzbiet książki pozwala na ich bezpieczne przechowanie. Otrzymujemy tutaj również podpowiedź, do czego może służyć wspominana dziurka od klucza - noga stojaka została umieszczona tuż przy otworze, więc można przypuszczać, że służy on do upewnienia się, czy stelaże na pewno są w środku (choć mówiąc szczerze patrzenie przez dziurkę od klucza przed rozłożeniem pudełka mnie osobiście niewiele pomogło...).
Stojaki działają na tej samej zasadzie, co w przypadku lalek Monster High, jednak doszukać się tutaj można także kilku nowych rozwiązań. Jednym z nich są nogi stelaży - tym razem zupełnie przezroczyste. Niezwykle podoba mi się ta zmiana, przezroczysty stelaż pozwala na bardziej dyskretne podtrzymywanie lalek, a co za tym idzie lepiej prezentują się one na półce. Jest to moim zdaniem dowód, że w przypadku tej serii Mattel pomyślało nie tylko o dzieciach (którym stojak jest raczej obojętny), ale również zrobiło ukłon w stronę kolekcjonerów.
Podstawki nie są co prawda przezroczyste, ale taki stan rzeczy ponownie mi odpowiada. Na początku sądziłam, że w zależności od ugrupowania, od którego należy dana postać mogą one być albo złote - dla Royals lub srebrne - dla Rebels. Jednak z tego co udało mi się podpatrzeć nie jest to wcale reguła, a kolory podstawek mogą być naprawdę różne. Szczerze mówiąc wolałabym podział na dwa kolory, ale ja nic do gadania w tej kwestii nie mam:x Każda podstawka jest odwzorowaniem logo Ever After High - kłódki w kształcie serca. Dzięki temu są większe niż w stojakach Monster High i lalki znacznie lepiej się na nich prezentują.
Do każdej lalki (a przynajmniej do każdej żeńskiej lalki, o książętach nic mi na razie nie wiadomo:q) dołączona jest szczotka do włosów w kształcie zgrabnego klucza. Jako fanka tego motywu nie muszę chyba wspominać, że pomysł ów od razu wydał mi się strzałem w dziesiątkę? Poza tym klucze są o wiele ładniejsze niż dziecinna, odpustowo kiczowata czacha, będąca symbolem Szkoły dla Upiorów. Każda szczotka odpowiada kolorem podstawce.
Kolejną rzeczą, która zarazem łączy i dzieli dwie wypromowane przez Mattel szkoły, są historie postaci zawarte w pamiętnikach. Właśnie, typowe pamiętniki dołączone były do podstawowych wersji uczniów Monster High. W przypadku dzieci bohaterów znanych baśni mamy do czynienia z "zakładkami do książek" - tak przynajmniej zostały nazwane przez producenta.
Zakładki mają formę sztywnych kartoników, do których przyklejone zostały harmonijki z tekstem - oczywiście po angielsku. Polski dystrybutor tłumaczył na nasz piękny język pamiętniki potworów, jednak czy robi to samo z historiami księżniczek - nie mam pojęcia. Córki Roszpunki trafiły do mnie prosto zza oceanu, w Polsce są na razie niedostępne, nie mam więc żadnego porównania. Każda zakładka wyposażona jest w ilustrację z symbolem danego bohatera: w przypadku Holly jest to wieża, zaś Poppy reprezentują przybory fryzjerskie.
Podczas uwalniania lalek z okowów pudełka dostrzegłam uroczy szczegół, o którym również postanowiłam krótko wspomnieć. Otóż siostry fabrycznie trzymały się za ręce, a kartonowa podkładka podtrzymująca ich dłonie okazała się być małym listem. Kartonik zadrukowany jest w ten sposób z obu stron, można więc go sobie zostawić jako rekwizyt♥
I jeszcze dwa słowa o samym pudełku. Nie sposób nie zauważyć, że zaprojektowane zostało na kształt książki. Posiada piękny grzbiet z podobiznami postaci, ich imionami oraz baśnią, którą mają reprezentować. Natomiast tło, na którym spoczywają same lalki zadrukowane jest nieco zamazanym tekstem, stylizowanym na wiekowy oraz - ponownie - symbolami bohaterów.
A to już Poppy i Holly takie, jak je Mattel stworzyło. Czy mi się wydaję, czy Holly jest odrobinę wyższa niż jej siostra? Daję słowo, że to nie tylko efekt większej tiary, podbródek Poppy jest nieco niżej w porównaniu z jej bliźniaczką. Słyszałam, że lalki Ever After High różnią się między sobą wysokością, jednak w tym przypadku jest to ledwo zauważalne.
Niestety, nie jestem fanką twarzy Ever After High. Jest to właśnie ta cecha, która na początku zraziła mnie do tej serii. Buzie lalek są okrągłe, wręcz księżycowe i pyzate - zdecydowanie nie jest to mój ulubiony typ urody. Co gorsza u wszystkich postaci są one dokładnie takie same. O ile w przypadku bliźniaczek ma to zdecydowanie sens, o tyle myśl o pozostałych bohaterkach, które są niczym postacie z kiepskiej mangi - zmieniają im się jedynie włosy i kolor oczu, trochę mnie przeraża... Dlatego tak bardzo cenię sobie serię Monster High. Tam dosłownie każda z lalek ma nie tylko własny styl, ale również własne, niepowtarzalne rysy twarzy. Wielka szkoda, że w przypadku Ever After High producent poszedł na łatwiznę.
Na szczęście w przypadku sióstr O'Hair banalna twarz nie razi mnie tak bardzo, jak u innych postaci. W końcu inaczej nie zdecydowałabym się na ich zakup. Zacznijmy więc dokładne oględziny od lalki, na którą czekałam zdecydowanie najbardziej - Holly. Należy ona do ugrupowania Royals, jest zatem pogodzona ze swoim przeznaczeniem i na wzór mamusi hoduje swoje długie włosy, aby pewnego dnia zrzucić je z wieży wprost pod nogi księcia.
Ale borze zielony, cóż to są za włosy! Dokładnie 23 cm imbirowej radości♥ Swego czasu zachwycałam się włosami Rochelle Goyle, jednak nic nie może się równać z puklami, którymi spadkobierczynię Roszpunki obdarzyło Mattel. Co więcej, już po wyjęciu z pudełka były w idealnym stanie, żadnego kołtuna, żadnego "szczurzego gniazda". Wystarczyło je jedynie lekko przeczesać dołączoną do lalki szczotką, aby bardziej się rozprostowały i voila!
Włosy Holly są nie tylko niezwykle długie, ale również niesamowicie gęste - mała próbka na powyższym zdjęciu. Mała, gdyż dałoby się rozłożyć je jeszcze bardziej, jednak nie miałam pewności czy kadrowanie jedną ręką będzie wstanie uchwycić wtedy całość. Mimo tak okazałych pukli nie mamy tutaj podobnych problemów co ze wspominaną Rochelle Goyle, u której układ włosów sprawiał, że nachodziły one niemal na całą postać i bardzo często utrudniały jej ustawienie, zwłaszcza podczas pozowania do zdjęć.
Nawet po zdjęciu diademu włosy lalki wyglądają idealnie. Nie można doszukać się na jej głowie jakichkolwiek przerzedzeń, z każdej strony całość prezentuje się idealnie.
Wśród swoich prostych, rozpuszczonych pukli Holly skrywa również mały warkoczyk. Stanowi on drobne urozmaicenie całej fryzury, która - choć wspaniała - na dłuższą metę mogłaby być trochę nudna. Jego obecność jest także uzasadniona przez samą baśń, gdyż w oryginale - o ile dobrze pamiętam - hasłem dla Roszpunki miała być prośba o zrzucenie warkocza.
Warkocz był fabrycznie zabezpieczony i przywiązanie do ramienia lalki. Trochę się namęczyłam, aby ostrożnie pozbyć się gumek, które go przytrzymywały, ale ostatecznie żaden włosy z głowy Holly nie spadł. Warkoczyk rozpoczyna się u nasady włosów, tuż ponad uchem lalki, dzięki czemu mamy pewność, że zawsze będzie znajdować się z przodu i nie zginie nam wśród reszty fryzury. Warto dodać, że został on bardzo starannie zapleciony.
Diadem - przedmiot, bez którego żadna prawdziwa księżniczka obejść się nie może:q Na szczęście w przypadku Holly jest to raczej kwiatowa korona niż typowo księżniczkowa błyskotka. Przezroczysty materiał, z którego został wykonany nadaje całości delikatnego charakteru, a jasny fioletowy odcień świetnie współgra z rudymi włosami lalki. Tiara zaopatrzona jest w małe grzebyki, które ułatwiają osadzenie i utrzymanie jej na głowie.
Kolczyki, które na zdjęciach producenta wyglądały na zwykłe, nieciekawe łezki, okazały się być maleńkimi złotymi szczoteczkami do włosów! Uwielbiam takie drobiazgi i takie niespodzianki. Rozczuliła mnie również dokładność wykonania szczegółów, jestem nimi zachwycona♥
Do kompletu ze złotymi kolczykami Holly otrzymała także naszyjnik, jednak co konkretnie on przedstawia - nie umiem zgadnąć. Na pewno został przyozdobiony takimi samymi kwiatami, jak te z diademu lalki, jednak tutaj (dla urozmaicenia?) pomalowano je na biało.
Na ramionach spadkobierczyni Roszpunki spoczywa różowe bolerko z transparentnej tkaniny, z bufkami, gorsetowym wzorem na rękawach oraz przepięknych zdobieniem przy krawędziach.
Bluzkę stanowi zwykły top bez ramiączek, uszyty z materiału przetykanego błyszczącą nicią. Sama w sobie nie jest niczym nadzwyczajnym, jednak idealnie współgra ze spódnicą. Gdyby i bluzka posiadała bogatsze wzory, całość stałaby się nieznośna dla oczu. W talii widnieje pasek, który sama bardzo chętnie bym lalce zabrała. Imitacja plecionej struktury jest naprawdę godna podziwu, a jego kolor, stylizowany na antyczne złoto, świetnie komponuje się ze strojem.
Dopełnienie biżuterii stanowią dwie bransoletki na jednej i pierścionek na drugiej ręce Holly. Chwilę mi zajęło nim zrozumiałam co ów pierścionek przedstawia. Otóż jest to mała wieżyczka - symbol przeznaczenia Holly (choć wygląda również jak trąbka lub zapieczętowany list:q).
Najmniej ciekawym elementem całego stroju lalki jest moim zdaniem torebka. Rozumiem zamysł, jednak wykonanie pozostawia trochę do życzenia. Motyw roślinny jest bardzo fajny i starannie naniesiony na torbę, jednak plastikowe frędzle to kompletna katastrofa. Z daleka nie można ich nawet odróżnić od reszty torebki i całość wygląda jak nieciekawa, różowa bryła.
Zaś przedmiotem najbardziej zjawiskowym jest bez wątpienia spódnica. Cudowny gradient fioletu, na którym umieszczono print z różowymi kwiatami i złotymi wzorami, które prawdopodobnie przedstawiać miały wijące się kosmyki włosów. Spódnica jest asymetryczna, z tyłu tworzy się charakterystyczny tren, którego kształt naśladują końcówki włosów Holly. Całość posiada delikatną, fioletową podszewkę. Sama bym takim cudem nie pogardziła.
Podobnie zresztą, jak i butami. Są one w tym samym, lekko cieniowanym odcieniu złota co pasek, a nawiązują swym wyglądem oczywiście do starej kamiennej wieży, porośniętej bluszczem. Z przodu wykorzystano symbolikę warkocza oraz znane nam już białe kwiaty.
Lalka Holly O'Hair zdecydowanie mnie nie zawiodła. Jest delikatna, ma cudowne włosy i nawet jej okrągła twarz mi nie przeszkadza, a każdy detal jej stroju budzi zachwyt. Co ciekawe jej wygląd kojarzy mi się trochę z rosyjską księżniczką, głównie z uwagi na charakterystyczny kształt diademu oraz kolczyków, w towarzystwie jasnych, rudych pukli.
Przyznałam już, że z dwójki sióstr zdecydowanie bardziej czekałam na Holly. Bałam się wręcz, że Poppy mnie rozczaruje w porównaniu ze swoją długowłosą siostrą. Czy faktycznie tak jest? Poppy to artystyczna, zbuntowana dusza, która należy do ugrupowania Rebels. Postanowiła ściąć włosy i zamiast ścigać książkowe przeznaczenie została najsłynniejszą fryzjerką w okolicy.
Pomysł, aby jedna z córek Roszpunki sprzeciwiała się dziedzictwu i zrywała z nim w symboliczny sposób poprzez ścięcie swych cennych włosów wyjątkowo przypadł mi do gustu. I choć sama jestem zdecydowaną zwolenniczką długich pukli, włosy Poppy również niezwykle mi się spodobały, tak pod względem koncepcji jak i wykonania.
Trochę mniej spodobał mi się natomiast jej makijaż. Rozumiem, że stylistyka miała być punkowa, jednak tak mocne podkreślenie oczu, przy ich już i tak sporej wielkości oraz okrągłym kształcie twarzy nie jest zbyt korzystne. Ja ogólnie nie lubię zbyt mocnego makijażu, tak u ludzi jak i lalek, jednak cóż zrobić... Wróćmy do włosów. Od dawna wiedziałam, że fiolet bardzo ładnie komponuje się z rudym kolorem, jednak nie sądziłam, że również na głowie. Fryzura Poppy jest więc dwukolorowa i muszę przyznać, że wygląda to genialnie.
Niestety, w przeciwieństwie do swojej siostry, włosy Poppy posiadają kilka przerzedzeń, co bardzo psuje cały efekt. W dodatku fryzura została fabrycznie usztywniona specjalną substancją, jak to miało również miejsce w przypadku lalki Toralei Stripe. Różnica polega jednak na tym, że Toralei prezentowała się świetnie i nie trzeba było w jej fryzurze nic poprawiać, natomiast włosy Poppy wyglądają, jakby były mocno przetłuszczone lub potraktowane zbyt dużą ilością żelu. Dość marnie jak na słynną fryzjerkę.
Na szczęście, jak widać na powyższych zdjęciach, przerzedzenia występują jedynie w miejscach bezpośredniego kontaktu włosów z opaską, pozostała część głowy jest od nich wolna. Zaczęłam się przez to zastanawiać, czy nie umyć lalce włosów a następnie nie wystylizować ich po swojemu, tak jak przed laty zrobiłam to z Jacksonem Jekyllem. Pozbyłabym się w ten sposób zarówno tej okropnej substancji oraz ułożyła włosy tak, aby nie było widać przerzedzeń.
Opaska, która zastępuje Poppy księżniczkową tiarę i która jest sprawcą zamieszania z włosami. Pomysł na taki dodatek był dobry, choć mnie osobiście kojarzy się bardziej ze stylem pin-up, jednak po co się ograniczać? Niemniej skoro lalka już musi mieć taką opaskę, to osobiście wolałabym, aby była ona materiałowa, jak u Operetty w wersji Dance Class.
Bardzo podobają mi się natomiast kolczyki Poppy. Jestem nie tylko zagorzałą fanką motywu kluczy, ale również nożyczek, a wkomponowanie ich w punkowy image jest wprost genialne i zdecydowanie bardziej pomysłowe niż klasyczna i nieco przerażająca żyletka.
Na ramionach Poppy spoczywa chaotycznie ułożony przedmiot, który okazuje się być ażurowym szalem w formie komina. Szal jest oczywiście gumowy, jednak świetnie imituje wełniane sploty. Z tyłu posiada wygodne zapięcie i zarówno jego zakładanie jak i zdejmowanie z lalki nie przysparza żadnych problemów. Posiada on również kilka namalowanych ozdób: broszkę, łańcuszki oraz - niestety słabo widoczną - agrafkę. Szal ma w zasadzie tylko jedną, podstawową wadę - skutecznie uniemożliwia lalce podniesienie rąk powyżej pasa.
Po zdjęciu szala ukazuje się nam góra od sukienki, która wygląda niczym osobny top w kolorach różowym i czarnym. Nie dajcie się jednak zwieść, sukienka stanowi jedną całość. Rękawki są dokładnie takie same jak u Holly, nie posiadają jednak bufek.
Obie bliźniaczki posiadają biżuterię w postaci bransoletek i pierścionka. Poppy uparcie kontynuuje motyw srebrnych nożyczek, które w miniaturowej formie prezentują się naprawdę uroczo. Całości dopełnia sznur koralików "okręcony" wokół drugiego nadgarstka lalki.
Oglądając torebkę Poppy na zdjęciach producenta byłam przekonana, że jest to po prostu zwykły kawałek gumy, na którym namalowane zostały przybory fryzjerskie i najpewniej niczym szczególnym mnie nie zaskoczy. Jak się natomiast okazało...
...owe przybory można z torebki wyjmować. Są wśród nich fioletowy grzebień, różowa profesjonalna klamra do przytrzymywania włosów oraz - po raz kolejny - przepięknie zdobione srebrne nożyczki♥ I jak tu nie reagować prawdziwą dziecięcą radością na takie niespodzianki?
Co więcej, torebka posiada trzy oddzielne przegródki na każdy z przedmiotów, więc nie latają one bezwładnie po całej torbie, każdy ma swoje miejsce. Sama torba również utrzymana jest w punkowych stylu, a w jej pasku odnajdziemy motyw warkocza.
A do kompletu z paskiem torebki - pasek w talii. Mnie szczerze mówiąc niezbyt się on podoba, jest po prostu nijaki. Nawet klamerka nie została pomalowana na inny kolor, ani podkreślona w żaden inny sposób. To po prostu kawał czarnego, surowego plastiku.
Uwagę natomiast po raz kolejny przyciąga tkanina sukienki. Tym razem mamy tutaj płynne przejścia pomiędzy fioletem a różem, a print przedstawia - jakżeby inaczej - srebrne nożyczki i wijący się warkocz. Czyżby drobna sugestia w kierunku siostry?>D
Nogi Holly ubrane były w czarne ażurowe rajstopy, które nie stanowiły niczego odkrywczego. Natomiast Poppy przyodziała bardzo ciekawe, imitujące skórę legginsy z przezroczystymi, gorsetowymi wstawkami po bokach. Idealnie komponują się z sukienką.
Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że również i buty niczym nas nie zaskoczą. Ot, różowe botki, buntowniczo (lub też ze względów praktycznych) nie zawiązane do końca.
Wystarczy jednak przyjrzeć się trochę bardziej dokładnie, aby zauważyć kontrastujące, srebrne obcasy, na którym po raz kolejny odnajdujemy motyw ozdobnych nożyczek. Jako wielbicielka pięknych nożyc, czuję się zdecydowanie usatysfakcjonowana.
Lalka Poppy O'Hair bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Jej wygląd utrzymany jest w punkowym klimacie (trudno się dziwić, w końcu jest córką RoszPUNKi *ba-dum-tss*), co bardzo pasuje do całej koncepcji ugrupowania Rebels. Natomiast nie wiedzieć czemu trochę przypomina mi z twarzy Aryę Stark... Całe szczęście, to nie ta bajka.
"-Spójrz, kogo znalazłam w torbie." "-Pascal?! Mama wie, że z nami przyjechałeś?"
W roli disney'owsniego Pascala wystąpił kameleon zapożyczony od Jacksona Jekylla;)
Holly i Poppy, ostrokrzew i mak, zima i lato, Royal i Rebel - dwa przeciwieństwa, a jednak siostry wspierające się do końca. Zarówno same lalki jak i kryjąca się za ich postaciami historia niezwykle mnie urzekły. Trudno natomiast oceniać całą serię na podstawie ledwo dwóch lalek. Na pewno mogę powiedzieć, że Ever After High to seria zdecydowanie bardziej dopracowana pod względem detali, niż Monster High. Stroje i akcesoria dołączone do lalek są niesamowite i faktycznie wzbudzają chęć posiadania na półce większej kolekcji. Niestety trochę boli brak fantazji producentów pod względem różnorodności twarzy bohaterów, a przecież w przypadku Monster High Mattel udowodniło, że jak chcą to potrafią. Nie wiem czy trafią do mnie kolejne przedstawicielki (lub przedstawiciele) szkoły spod znaku "żyli długo i szczęśliwie", jednak po spotkaniu z siostrami O'Hair na pewno trudno mi się będzie powstrzymać przed taką decyzją.