sobota, 10 maja 2014

Restyle: pierścionki "Antique keyhole" i "Teapot" oraz spinki "Victorian birdcage"

Tym razem nadszedł czas na recenzję z prawdziwego zdarzenia, bez jakichkolwiek niespodziewanych komplikacji technicznych. Dotyczy ona skromnego zestawu biżuterii z Restyle, który przybył do mnie na dniach (przynajmniej z jedną recenzją będę na bieżąco).
Na wstępie warto zaznaczyć, że tym razem sklep się postarał i moje zakupy wysłane zostały w zgrabnym pudełeczku, choć spokojnie zmieściłyby się do zwykłej koperty. Byłoby to zresztą uzasadnione gdyż wybrałam przesyłkę listem poleconym, jednak nie dałoby gwarancji, że przedmioty dotrą do mnie w nienaruszonym stanie. Pudełko już samo w sobie stanowi lepszą ochronę dla zawartości niż koperta, a ponadto każdy przedmiot został oddzielnie zapakowany w folię bąbelkową. W tym przypadku obsługa klienta zasłużyła na dużą pochwałę.
W zamówieniu znalazła się wymieniana w tytule para spinek w kształcie starodawnych klatek dla ptaków oraz dwa pierścionki, oba w rozmiarze 16 - antyczny zamek do drzwi i ozdobny imbryk. Każdy z przedmiotów zapakowany został w osobną folię, również spinki, których oddzielne opakowania spięto za pomocą zszywacza. W każdym opakowaniu znalazła się także ozdobna karteczka, natomiast pierścionki opatrzone zostały w naklejki z numerem rozmiaru.
O chęci zakupienia pierścionków wspominałam już w innej recenzji, napisanej niemalże rok temu (***klik***), na spinki zdecydowałam się natomiast niedawno. Biżuteria wykonana została ze stopu metali, co się zowie pewter. Ma on tą uroczą właściwość, że całkiem nieźle imituje srebro pod względem koloru (o skuteczności przeciw wilkołakom nic mi nie wiadomo). Przedmioty poddano również oksydacji, dzięki czemu niektóre ich elementy zostały przyciemnione, a srebrny kolor pewteru nabrał antycznego charakteru.
I wszystko było pięknie, dopóki nie otworzyłam opakowania z pierścionkiem przedstawiającym antyczni zamek do drzwi. Nie sposób nie zauważyć, że prezentuje się on zupełnie inaczej niż na zdjęciu sklepowym - najwyraźniej ominął go proces oksydacji i całość jest w jednolitym srebrnym kolorze, nie ma ani śladu po klimatycznych przyciemnieniach.
Pierwsze rozczarowanie już za mną. Na szczęście wszystkie detale w postaci misternych żłobień są na miejscu zgodnie z ogólnym projektem pierścionka. Na pierwszy rzut oka całość wygląda bardzo ładnie, choć przyznaję, że szkoda mi tych "przyciemnień". Nie ma również sensu dokonywać reklamacji z takiego powodu, nie wiadomo przecież czy po wymianie na nowy egzemplarz pierścionek nie będzie wyglądać tak samo lub wręcz gorzej...
Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda bardzo ładnie - to fakt. Jeśli jednak zaczniemy przyglądać się dokładniej, będziemy stopniowo zauważać pewne drobiazgi, które co prawda nie zwiastują końca świata, ale świadomość ich obecności może nieco uwierać. Tak też jest z małą szczeliną pomiędzy wieczkiem a schowkiem ukrytym w pozostałej części pierścionka.
Wieczko się po prostu nie domyka. Dzieje się tak przede wszystkim za sprawą sporej wielkości zawiasu, który niestety moim subiektywnym zdaniem trochę szpeci pierścionek. Gdyby przesunąć go odrobinę w dół nie byłoby problemu z niedomkniętym wieczkiem. Zawias ma jednak i swoje zalety - przede wszystkim działa bez zarzutu. Nie jest luźny i utrzymywane przezeń wieczko nie lata bezwładnie, tylko pozwala na płynne otwieranie pierścionka.
Jak się po chwili okazało zawias nie jest jedynym sprawcą niedomkniętego wieka. Za tą drobną wadę odpowiedzialny jest również krzywo przyklejony magnes po wewnętrznej stronie "drzwiczek". Natomiast jego odpowiednik ukryty wewnątrz miniaturowego sarkofagu zajmuje niemal całą środkową powierzchnię, czyniąc skrytkę praktycznie bezużyteczną. Nie mam pojęcia co mogłoby się w takim schowku zmieścić, stanowi on jedynie ciekawy element i nic więcej. Zero funkcjonalności, można mieć jedynie frajdę z posiadania otwieranego pierścionka.
Pierścionek przedstawiający antyczny zamek do drzwi nie został stworzony do roli prawdziwego "poison ring". Jest natomiast piękny i bez wątpienia cieszy oko, o ile trafimy na porządnie wykonany, oksydowany egzemplarz. Brak przyciemnień po pewnym czasie zaczął dawać mi się we znaki do tego stopnia, że postanowiłam na własną rękę pomalować chociaż samą dziurkę od klucza. Nie zrobiłam tego w fachowy sposób i zamek nadal nie wygląda jak ten pokazany na zdjęciach sklepowych, ale teraz przynajmniej widać wyraźnie co przedstawia, gdyż przed moją ingerencją całość zlewała się w jedną srebrną masę. Za jakiś czas być może kupię profesjonalną farbkę i poprawię kolor całego pierścionka, a na razie musi być tak jak jest.
Nie posiadam co prawda alicjowego klucza z Restyle do kompletu i nigdy go raczej posiadać nie będę. Nie przypadła mi do gustu jego wielkość oraz długość łańcuszka, do innych aspektów wizualnych również miałabym kilka zastrzeżeń. Jednak nic straconego, mam w swoim zbiorze inny klucz (***klik***) pasujący do pierścionka zarówno pod względem kolorystycznym jak i wielkością. Poza tym uważam, że mój kluczyk jest zdecydowanie ładniejszy♥
Drugim zakupionym pierścionkiem jest bogato zdobiony imbryk z otwieraną pokrywką. Tym razem trafiłam na dobrze wykonany egzemplarz - kamień spadł z mojego serca, gdy po wyjęciu czajniczka z opakowania ujrzałam oksydowany metal w kolorze antycznego srebra. Gdyby i w nim zabrakło przyciemnień pewnie zdecydowałabym się na reklamację całego zamówienia.
Na dobrą sprawę pierścionek ten składa się z dwóch elementów - obrączki i przyspawanego do niej imbryczka. W przeciwieństwie do antycznej dziurki od klucza, która stanowiła zwartą całość (pomijając otwierane wieczko), tutaj widać wyraźną różnicę między dwoma elementami, a to kreuje niebezpieczeństwo, że pewnego dnia w wyniku upadku lub innego nieszczęśliwego zdarzenia mogą się one od siebie oddzielić. Miejmy nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Sam imbryczek został bardzo starannie wykonany. Muszę przyznać, że bardzo zaskoczyła mnie dokładność poszczególnych detali, a jest ich naprawdę sporo. Czajnik prezentuje się idealnie z każdej strony, także w widoku z góry. Jest perfekcyjnie uformowany i po prostu piękny.
Niestety obrączka wygląda już trochę gorzej. Jest nierówno przyciemniona, a wzór w postaci drobnych kwiatów w kilku miejscach został niestarannie odlany. Szczęściem w nieszczęściu jest fakt, że obrączka stanowi ten niewidoczny podczas noszenia element pierścionka.
Skoro pierścionek posiada otwieraną pokrywkę to musi być oczywiście i zawias. Tym razem został on bardzo pomysłowo wkomponowany w cały projekt imbryczka, przez to jest niemal niewidoczny i nie razi tak bardzo jak w przypadku antycznego zamka od drzwi.
Zawiasy w oby pierścionkach mają natomiast jedną wspólną cechę - działają w bardzo lekki i płynny sposób. Jak widać na powyższym zdjęciu pokrywka jest pewnie utrzymywana przez zawias i można ją uchylić w dowolnym stopniu bez obaw, że zaraz opadnie z powrotem.
Po podniesieniu pokrywki okazuje się, że w środku jest sporo miejsca i pierścionek może bez problemu pełnić funkcję tajemnej skrytki. Co więcej, bezpośrednie połączenie szyjki z wnętrzem czajniczka pozwalałoby na nalewanie za jego pomocą płynów. A zatem wreszcie funkcjonalny poison ring? Prawdopodobnie nie do końca. Pod światło widać, że denko w kilku miejscach posiada małe otwory, przez które ewentualny płyn mógłby się wysączyć. Z nalewania herbaty przy pomocy jednego palca nici, ale dzięki za nadzieje, Restyle.
Przyznam, że po tak świetnym wstępie nie spodziewałam się, że cokolwiek będzie mnie jeszcze w stanie zaskoczyć w przypadku tego pierścionka. A jednak! Jak wspomniałam na samym początku zakupiłam oba pierścionki w jednakowym rozmiarze - 16 mm. Miałam zamiar nosić je na środkowym palcu, który zawsze wydawał mi się odpowiedni dla masywnych pierścieni. Jak można było zobaczyć na wcześniejszych zdjęciach "Antique keyhole" pasował na przewidziany palec idealnie. Niestety "Teapot" ku mojemu wielkiemu zaskoczeniu okazał się za mały.
Zastanawiam się jak to w ogóle możliwe, skoro pierścionki są - według informacji na stronie sklepu - w tym samym rozmiarze. Na szczęście dłoń zaopatrzona jest jeszcze w kilka innych palców - imbryk ostatecznie wylądował u mnie na serdecznym. Co prawda nie jestem przyzwyczajona do noszenia pierścionków na tym palcu, zwłaszcza pierścionków tak dużych, ale najwyraźniej nie mam wyboru. A to już czajnik na swoim właściwym miejscu.
I pierścionkowe combo. Nie, nie mam zamiaru używać obu na raz, tym bardziej na tej samej dłoni. W takim połączeniu zdecydowanie za dużo się moim zdaniem dzieje. Zestawienie to ma jedynie na celu pokazać orientacyjną wielkość pierścionków względem siebie oraz różnicę w ich kolorze, bo - choć ledwo zauważalna - takowa różnica jednak jest. Miniaturowy imbryczek bardzo mi się spodobał i jeśli będę miała jeszcze kiedyś okazję, na pewno dokupię do kompletu większy czajnik w postaci naszyjnika (i koniecznie wymienię w nim łańcuszek na inny).
Ostatnim elementem najnowszego zamówienia jest para spinek w kształcie wiktoriańskich klatek dla ptaków. To już trzeci rodzaj ozdób do włosów, jakie zamówiłam z Restyle, poprzednie to "Babyvamps" oraz "Ornament hairclips". Klatki nie podobały mi się tak bardzo jak wymienione przed chwilą modele i do tej pory nie rozważałam ich zakupu. Niedawno doszłam jednak do wniosku, że przyda się jeszcze jedna para spinek do użytku codziennego, która nie posiada żadnych kolorowych kamieni i będzie przez to pasować do większej ilości strojów. Klatki jako jedyne z całego asortymentu sklepu spełniały moje wymagania.
Starodawne klatki wykonane zostały w postaci płaskorzeźby. Wypukły przód przedstawia misternie zdobioną konstrukcję z licznych prętów, które nie są jednak od siebie oddzielone - za wrażenie głębi odpowiadają przywoływane przeze mnie dziś już kilkukrotnie przyciemnienia spowodowane procesem oksydacji. Całe szczęście, że spinki nie zostały w tym procesie pominięte, gdyby przyciemnień zabrakło całość wyglądałaby wyjątkowo mizernie.  
Co prawda jednak z klatek została przyciemniona aż nadto i jej bliźniaczka wydaje się przy niej znacznie jaśniejsza, ale to nic. Nie jest to wada, która by mnie wyjątkowo uwierała. Jeśli natomiast chodzi o rzeczy, które mi się podobają to - prócz starannego wykonania zdobień znajdujących się na klatkach - warto zwrócić uwagę na małe nóżki widniejące przy dolnej krawędzi. Można dzięki nim postawić spinki pionowo na półce z biżuterią.
W rolę dodatkowej podpory pozwalającej klatkom stać w stabilny sposób wcieliły się także uchwyty od klipsów - krokodylek. Jest to dokładnie ten sam rodzaj spinek trzymających całość na włosach co w przypadku "Ornament hairclips", z tą różnicą, że krokodylki przy klatkach działają w zdecydowanie lżejszy sposób, a mimo to dobrze trzymają się na włosach. Odniosłam również wrażenie, że klatki są nieco lżejsze niż pozostałe dwa modele spinek, jakie posiadam.
Być może jest to kwestia braku kamieni oraz tego, że nie są one "pełne" - mniej pewteru w odlewie to w końcu mniejszy ciężar. Jest praktycznie tylko jedna wada, którą zauważyłam w przypadku starodawnych klatek. Ze względu na obecność wspominanego uchwytu od klipsów dolna krawędź spinek odstaje od włosów i trzeba się trochę natrudzić aby to zniwelować. Mimo wszystko muszę przyznać, że wygląd spinek w rzeczywistości bardzo pozytywnie mnie zaskoczył i cieszę się, że jednak zdecydowałam się na ich zakup.
Do spinek również nie dokupiłam pasującego naszyjnika. Wisiorek z klatką jaki zaproponowało Restyle jest identyczną płaskorzeźbą na krótkim łańcuszku i nie ma w nim moim zdaniem nic ciekawego. Posiadam natomiast inną stalową klatkę (***klik***), zakupioną w Cache Cache. Jest ona w pełni trójwymiarowa, ozdobiona kokardką i perełką, a w środku siedzi urocze czarne ptaszysko. Nie jest może tak idealnie dopasowana do spinek jak naszyjnik od kompletu, ale kogo to obchodzi? Czy wszystko musi być idealnie? Najważniejsze, że pasuje do nich kolorystycznie i jest zdecydowanie ładniejsza, a także ciekawsza niż propozycja Restyle.
A oto i moja mała kolekcja biżuterii, jaką do tej pory zakupiłam w sklepie Restyle. Prócz pokazywanych dziś pierścionków i spinek znajdują się tutaj również dwa naszyjniki w kształcie małych butelek - "Blood bottle" i "Absinthe bottle", zakupione wraz z nimi spinki "Babyvamps", spinki "Ornament hairclips" oraz okazała kamea "Birds panic". Niezwykle cieszy fakt, że wszystkie przedmioty są niemal w jednakowych odcieniach srebra, dzięki temu można tworzyć z nich dowolne zestawy do wielu kreacji. Poszczególne uwagi wobec elementów mojego ostatniego zakupu wymieniłam już powyżej, nie będę więc powtarzać ich tutaj po raz kolejny. Na sam koniec powiem tylko, że - pomimo drobnych niedociągnięć - jestem zadowolona tak z najnowszych przedmiotów, jak i z całej mojej ristajlowej kolekcji.

8 komentarzy:

  1. ten pierścionek z czajniczkiem marzy mi się odkąd go zobaczyłam <3 cieszę się, że mogłam też zobaczyć jego szczegółową recenzję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja się cieszę, że recenzja jest przydatna:) Imbryczek jest bez wątpienia wart zakupu. Trzeba tylko uważać z rozmiarem - obrączka od pierścionka Teapot okazała się mniejsza niż w Antique keyhole, choć oba kupiłam w tym samym rozmiarze.

      Usuń
  2. Muszę mieć czajniczek, toż jest idealny na ściągi! xD <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja bardzo chętnie nalewałabym za jego pomocą herbatę, ale niestety najprawdopodobniej będzie podczas tej czynności przeciekał:'D

      Usuń
  3. Piękna kolekcja :D
    Od jakiegoś czasu zerkam z pożądaniem na pierścionek "Antique keyhole", podobnie zresztą jak na spinki-klatki. Wyprzedziłaś mój potencjalny zakup >D
    Muszę przyznać, że po ujrzeniu braku oksydacji na pierścionku przeżyłam lekki szok: teoretycznie stanowi on przecież komplet z moim kluczykiem (dlatego rozpatrywałam jego zakup), ale różnica w kolorach jest powalająca (podobnie zresztą jak w moim kandelabrowym komplecie) D: Chyba jednak daruję sobie zakup.
    Imbryczek jest naprawdę piękny, ale znając życie zahaczyłabym nim o coś i zniszczyła... Za to spinki-klatki (oraz pierścionek do kompletu) pozostają na mojej liście do kupienia.
    Dzięki za recenzję, naprawdę się przydała :>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja także byłam w szoku. Wygląda na to, że zakup tego pierścionka to istna ruletka - nie wiadomo na co się trafi. Szkoda...
      Wobec imbryczka również mam podobne obawy, dlatego pewnie nie będę go nosić na co dzień (zwłaszcza na uczelnię, gdzie mogłabym go zniszczyć na milion różnych sposobów, a dodatkowo przeszkadzałby mi w zajęciach praktycznych), a jedynie na spokojne, "dystyngowane" wyjścia^^
      Klatki natomiast to chyba największe zaskoczenie - w ogóle mi się nie podobały, gdy oglądałam je na zdjęciach sklepowych (zaiste irracjonalne;D), natomiast na żywo są bardzo piękne. Zdecydowanie warto je zakupić, tak więc cieszę się, że recenzja jest przydatna i polecam:)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.