niedziela, 2 marca 2014

Restyle "Ornament hairclips" & "Skeleton white" T-shirt

Pierwszy tydzień nowego semestru dobiegł końca i znów muszę się zmagać z moim odwiecznym wrogiem - nieustannym brakiem wolnego czasu. Za taką sytuację odpowiedzialny jest nie tylko ogrom materiału, który trzeba przyswoić w tym półroczu (zresztą, w którym semestrze taka sytuacja nie miała miejsca? witamy na medycynie), ale również iście szatański plan zajęć, który przewiduje obecność studentów w murach Alma Mater od ósmej rano do osiemnastej wieczorem, pięć dni w tygodniu. Trudno pogodzić taki stan rzeczy z jakimkolwiek hobby, tym bardziej z rzetelnym prowadzeniem bloga. Tęskno mi do czasów, gdy beztrosko dodawałam kilka postów tygodniowo. Nie wspominając już o rysowaniu czy szyciu...
Postaram się jednak, aby narzekanie nie weszło mi w krew (choć mam do tego ostatnio wyjątkowe predyspozycje) i oficjalnie przejdę już do dzisiejszego tematu, czyli kolejnych zakupionych przeze mnie drobiazgów z Restyle. Zacznę od rzeczy, która pojawiła się w poprzednim poście, czyli pary spinek o jakże wdzięcznej nazwie "Ornament hairclips". Nie są to moje pierwsze spinki z Restyle. Poprzednim razem nabyłam parę małych nietoperzy - Babyvamps (moja recenzja ***klik***), wraz z naszyjnikami "Blood Bottle" i "Absinthe Bottle". Nietoperki jak dotąd sprawują się całkiem nieźle, choć z uwagi na kolor kamieni (ekhm, plastikowych...) pasują jedynie do strojów zawierających elementy fioletu.
A ponieważ, moja "nowa" grzywka cały czas jest w fazie odrastania po hime cut, potrzebuje codziennej podpory w postaci spinek właśnie. Z tej oto przyczyny postanowiłam kupić kolejną parę, tym razem kierując się uniwersalnym wyglądem jako zasadniczym kryterium, nie zapominając jednak o ciekawej formie (zwykłe wsuwki zdecydowanie mnie nie interesują). Mój wybór padł na "Ornament hairclips". Moim zdaniem mają one najbardziej sensowną formę ze wszystkich spinek proponowanych przez Restyle.
Nie przypominają one małej trumienki czy irracjonalnie spiętego we włosy żyrandola, jak pozostałe modele, są za to bardzo klasyczne i eleganckie. Trzeba przyznać, że w rzeczywistości wyglądają niemal identycznie jak na zdjęciu sklepowym. Niestety nie dotyczy to samych czarnych "kamieni", które są oczywiście plastikowe, tak jak w przypadku pozostałych ristajlowych świecidełek. Ich powierzchnia jest matowa i nie odbija światła tak ładnie jak wmawiają nam to fotografie na stronie sklepu. Dodatkowo ozdobna rama jednej ze spinek została niestarannie połączona z tylną ścianką, na której znajduje się zapięcie. Nierówny, przesunięty brzeg wskazuje czerwona strzałka na zdjęciu.
Na szczęście ani matowa powierzchnia plastikowych kamyczków, ani tym bardziej wystający brzeg po jednej stronie spinki nie rzucają się w oczy podczas ich codziennego noszenia. Natomiast wadą, która znacznie bardziej utrudnia używanie spinek jest bardzo oporna praca mechanizmu "krokodylków". Wspominałam o tym już w poprzednim poście ze stylizacją (***klik***). Tuż po zakupie spinki chodziły niezwykle opornie, na poniższym zdjęciu widać, że musiałam przyłożyć sporo siły aby w tak minimalny sposób otworzyć zapięcie. Dodatkowo gdy robiłam to w pośpiechu, szykując się rano na uczelnię zdarzyło się kilka razy, że spinka wymsknęła mi się z palców i wylądowała na podłodze.
Na szczęście obyło się bez jakichkolwiek uszczerbków, jednak małe rozmiary spinek w połączeniu z tak opornie działającym mechanizmem nie sprzyjają ich stabilnemu utrzymaniu w dłoniach. Spinki są również trochę ciężkie i jeśli nie dopilnujemy, by zostały dobrze wpięte we włosy, będą się zsuwać. A jak już wiadomo porządne przypięcie utrudniają nieszczęsne krokodylki - innymi słowy, błędne koło. Na szczęście od czasu zakupu opanowałam już najlepszą metodę ich przypinania, jednak za każdym razem, gdy mam je wpięte we włosy, sprawdzam co chwila dłonią czy aby na pewno są na miejscu. Trochę to stresujące.
Razem ze spinkami przybyła do mnie bokserka "szkielet white". Najwyraźniej ostatnimi czasy wzrósł mój apetyt na rzeczy z motywem kości - po szkieletowym swetrze (***klik***) przeznaczonym na zdecydowanie chłodniejsze dni nadszedł czas na coś o wiele bardziej letniego. Bokserka dostępna jest również z grafiką w ciemniejszej, beżowej wersji, jednak ja zdecydowałam się zakupić ją w bieli. Zastanawia mnie jednak, dlaczego t-shirt zatytułowany został "szkielet white", podczas gdy druga wersja nosi już pełną polską nazwę "szkielet beż"? Na litość, bądźmy już konsekwentni w nadawaniu tytułów w różnych językach, naprawdę tak trudno było napisać "szkielet biel"? Albo po prostu zostać przy pełnej angielskiej wersji, skoro niemal wszystkie pozostałe rzeczy w asortymencie sklepu mają angielskie tytuły? Celowo zmieniłam nazwę t-shirtu w tytule mojej notki, ponieważ w przeciwieństwie do Restyle nie lubię bawić się w Cześnika z "Zemsty" Fredry i tego typu językowego pomieszania nie toleruję.
Na szczęście bokserka wygląda o wiele lepiej niż jej nieszczęsna polsko-angielska nazwa. Wykonana została z miłego w dotyku materiału o bardzo ładnym, intensywnie czarnym kolorze. Nadruk prezentuje się na nim zjawiskowo. Co więcej, ma bardzo kobiecy kształt i ładnie dopasowuje się do sylwetki. Jest również bardzo wygodna w noszeniu. Natomiast sama grafika to moim zdaniem najlepsza, najciekawsza i najbardziej oryginalna wersja szkieletu, jaką do tej pory można było znaleźć na koszulkach z Restyle. Niran poradził sobie z tym tematem zdecydowanie lepiej niż Euflonica. Projekt robi niesamowite wrażenie z daleka, a jeśli podejdziemy bliżej, zobaczymy genialną grę bieli z czernią tła, która nadaje całości charakterystyczny klimat linorytu. Zresztą, przekonajcie się sami:
Istnieje co prawda niebezpieczeństwo, że tak niespójny, pozbawiony jednolitej ciągłości nadruk może zacząć się szybko kruszyć. Zapewne przekonam się o tym dopiero latem, gdy zacznę na dobre używać bokserki i poddam ją pierwszemu praniu. Jestem jednak dobrej myśli, ponieważ posiadam już t-shirt z podobnego materiału, na którym umieszczono grafikę z licznymi drobnymi elementami - jest to kruk w wiktoriańskiej klatce, który służy mi od dawna i prałam go niezliczoną ilość razy, a cały czas wygląda znakomicie. Na sam koniec chciałam podzielić się jeszcze jedną małą ciekawostką. Moje oczy i wyobraźnia to idealni partnerzy w zbrodni - widzę dzięki nim zdecydowanie więcej, niż powinnam. I tak na tutejszej grafice dostrzegłam wkomponowaną w szkielet czaszkę bawoła oraz nietoperza o szyderczym uśmiechu. A może nie tylko ja widziałam ich tam od początku? Może wy dostrzegacie coś jeszcze...?
W ten oto sposób moja kolekcja t-shirtów rodem z Restyle powiększyła się do liczby czterech sztuk. Pozostałe to wspominany już kruk w wiktoriańskiej klatce, martwa Śnieżka oraz Skeleton Corset, który był do tej pory pierwszą ristajlową bluzką zrecenzowaną przeze mnie na tym blogu (***klik***). Niektórzy być może zdziwią się nadal widząc go w mojej szafie, gdyż podczas wspominanej recenzji pisałam, że rozmiar S, którym zostałam obdarowana na Gwiazdkę jest na mnie za duży, a niedługo później postanowiłam t-shirt sprzedać. Owszem, tak właśnie było, jednak ponieważ był to prezent, a sama grafika bardzo mi się spodobała, po sprzedaży nietrafionego rozmiaru kupiłam bluzkę osobiście, tym razem XS, a "mój świąteczny Mikołaj" nawet się w sytuacji nie zorientował i tym sposobem wszyscy są zadowoleni♥
Wspominam jednak o pozostałych t-shirtach nie tylko po to, aby się nimi po prostu pochwalić. Postanowiłam pokusić się na małe porównanie dwóch bokserek - najnowszej z białym szkieletem oraz jednej z pierwszych, które pojawiły się w sklepie, czyli Zombie Snow White. Martwa Śnieżka, podobnie jak kruk w klatce, niestety nigdy nie doczekały się swojej recenzji - głównie dlatego, że nie kupiłam ich bezpośrednio w sklepie, ale wylicytowałam "z drugiej ręki". Ów zakup dokonany był również z myślą o bardziej codziennych, niezobowiązujących strojach, których nie planowałam tutaj pokazywać, uważając je za mało interesujące w czasach, gdy styl lolita zdecydowanie rządził moim umysłem. Jednak teraz, gdy oficjalnie z niego zrezygnowałam t-shirty ponownie wróciły do łask i będą przeze mnie zdecydowanie częściej używane.
 Chociaż Śnieżka nie trafiła do mnie prosto ze sklepu, jej zakupu dokonałam na tyle dawno, aby domyślać się, że musi pochodzić z jednego z pierwszych nakładów, jakie pojawiły się w Restyle. Obecnie wszystkie koszulki mają już ich własną "firmową" metkę, natomiast zarówno Snow White jak i kruk w klatce posiadają metki producentów czarnych koszulek, które Restyle najwyraźniej nabywało hurtem, po czym drukowało na nich samą grafikę. Widać także różnicę w kształcie samych bokserek. Starsza, od nieznanego producenta jest wręcz bezkształtna, natomiast koszulka szyta na potrzeby naszego drogiego sklepu posiada wyraźne wcięcie w talii. Również sam materiał użyty do wykonania koszulek jest całkiem inny - szkielet naniesiony został na gładką bawełnę, tymczasem wizerunek Śnieżki psuje osobliwe prążkowanie, które niestety może wpłynąć na trwałość grafiki. Na szczęście póki co nadruk trzyma się nieźle.
Jeśli natomiast myśleliście, że ta okropnie długa notka nareszcie dobiegła końca, mam dla was niestety złą wiadomość - pozostał jeszcze jeden drobiazg, który postanowiłam pokazać przy okazji najnowszych zakupów z Restyle, choć nie był on jednym z nich. A przynajmniej nie do końca. Jest to mały naszyjnik z zawieszką w postaci starodawnych nożyczek.
Jaki ma to związek z Restyle? Otóż podobno kiedyś były w sklepie dostępne kolczyki z motywem tego typu nożyczek - osobiście nie przypominam sobie, ale tak twierdzi moja koleżanka, od której pewnego dnia dostałam tą właśnie pojedynczą zawieszkę. Powiedziała, że drugi kolczyk upadł na twardą posadzkę i złamał się w miejscu przewężenia, a sklejenie go nie było już możliwe. Nie wiedząc, co zrobić z pojedynczymi nożyczkami postanowiła oddać je mnie twierdząc, że jeśli tylko mam jakiś pomysł to mogę z nimi zrobić co chcę.
Znalazłam u siebie zbędny łańcuszek i tak oto powstał ten, bądź co bądź, unikatowy naszyjnik. Koleżanka nie chciała jednak przyjąć nożyczek z powrotem w takiej formie, powiedziała, że powinnam je zatrzymać. I zostały. Teraz już wiecie, dlaczego zawieszka i łańcuszek nie są dopasowane kolorystycznie - jedno miedziane, drugie w kolorze antycznego złota. Być może dlatego wykonanie nie przypadło do gustu mojej koleżance. Mnie jednak ta rozbieżność nie przeszkadza, a same nożyczki z małą perełką - zakupione w Restyle czy też nie - bardzo mi się spodobały. Myślę, że uda im się wzbogacić kilka moich stylizacji.
Podsumowując to, co podsumowane zostać powinno - z zakupu bokserki z białą wersją szkieletu jestem niezwykle zadowolona, choć nie miałam jeszcze okazji jej założyć (pomijając przymiarki przed lustrem). Mam nadzieję, że nie jest to radość przedwczesna i gdy już nastaną upalne miesiące koszulka będzie się sprawdzać tak samo dobrze, jak wygląda. Co do spinek, na samym początku przysporzyły mi trochę trudności, ale koniec końców udało mi się je poskromić. I chociaż jeszcze na długo pozostanie mi odruch sprawdzania, czy ich nie zgubiłam, to mimo wszystko spełniają swoją rolę i ładnie wyglądają, więc jestem z nich zadowolona.

16 komentarzy:

  1. Nożyczki wygrały dla mnie dzisiejszą notkę. :)
    Ja się zastanawiam jak na studiach będę mieć czas na lepienie, chociaż planuję 'lższejsze'. ;) Będę szukać po Krakowie dobrych ludzi z kuchenkami do upieczenia modeliny. :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się^^ Jestem z nich dumna, choć to niezupełnie handmadeXD
      W takim przypadku zdecydowanie odradzam medycynę i prawo^^''' Mnie na szczęście mimo wszystko bliżej do końca niż do początku, więc chyba jakoś wytrzymam:q A dobrzy ludzie skłonni użyczyć kuchenki na pewno się znajdą:)

      Usuń
  2. Lipa, że trafiła Ci się krzywo sklejona spinka. Troszkę się to w oczy rzuca, ale znając restyle mogło być dużo gorzej.
    Odnośnie nożyczek - kojarzę, faktycznie mieli coś takiego na stanie, ale było to dawno temu. Jako wisiorek prezentują się dużo lepiej.
    Nadruk koszulki rzeczywiście wygląda bardzo ciekawie i pewnie gdyby nie to, że w mojej szafie znajduje się już jedna koszulka z żeberkami i serduchem, pomyślałabym o zakupie tej.
    P.S. Być może spinki-żyrandole mogą prezentować się we włosach nieco irracjonalnie, ale i tak je uwielbiam >D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, a masz żyrandolowe spinki?:o Szczerze mówiąc kojarzę jedynie pierścionek z serii, który zasłużenie wygrałaś w konkursie:) A na same spinki pewnie bym się skusiła, gdyby były mniejsze. Na zdjęciach sklepowych prezentują się dziwacznie, być może jednak w rzeczywistości nie jest aż tak źle.

      Usuń
    2. Mi z kolei kandelabrowy wisior i kolczyki nie przypadły do gustu.
      Spinki kupiłam razem z torebką, ale recenzję zrobię dopiero za jakiś czas (leń ze mnie). Pasują do żyrandolowego pierścionka oraz sukienki z HMHM, tak więc musiały trafić do mojej kolekcji. O dziwno, na razie nie mogę na nie narzekać ;)

      Usuń
    3. Fakt, wisior jest najgorszy z całej kolekcji, zachodzę w głowę jak można go niby normalnie nosić na szyi...
      A to w takim razie czekam na recenzję, jestem bardzo ciekawa jak prezentują się w rzeczywistości:D Zapewne przez Twoje ładne zdjęcia całkowicie zmienię o nich zdanie i zdecyduję się na zakup, a później będę biadolić, że nie mam do nich odpowiedniej urodyXD

      Usuń
  3. Te nożyczki są cudowne! Osobiście zrobiłabym z nimi to samo co Ty. Uwielbiam tego typu naszyjniki :) Co do spinek, są śliczne i faktycznie szkoda, że jedna została krzywo sklejona... zdążyłam już zauważyć, że Restyle idzie na ilość, a szkoda...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety to prawda, zwłaszcza jeśli chodzi o produkty pojawiające się ostatnio:< Przynajmniej koszulki trzymają w miarę dobry poziom^^'

      Usuń
  4. :D rany te bawoły i nietoperze, podobno takie rzeczy widzą osoby ze sklonnosciami do schizofrenii, ale wole wierzyc ze to bogata wyobraznia :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż... nikt mnie nigdy pod tym względem nie badał>D Dam znać, gdy zacznę słyszeć głosyXD

      Usuń
  5. Bokserka ze szkieletem jest świetna i bardzo mi się podoba. Co do nożyczek to naprawdę fajny pomysł z tym naszyjnikiem ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie strasznie tęskno do wiosny i wyższych temperatur, nie mogę się już doczekać aby zrealizować kilka pomysłów z udziałem tej bokserki:) A za nożyczki należą się wielkie podziękowania koleżance, która nie chciała nosić pojedynczego kolczyka^^

      Usuń
  6. Dobry pomysł z nożyczkami i według mnie nieźle to wygląda :)

    Lubię bokserki, ale bardziej podoba mi się wersja z gorsetem i planuję kupić właśnie tę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wzór z gorsetem jest faktycznie bardzo ładny, ale niestety w rzeczywistości jest mniejszy niż na zdjęciach sklepowych.

      Usuń
  7. Szkielet white made my day. Chociaż i tak moim faworytem zostaje "torba t-shirt white" (czyli po prostu reklamówka i jej ciekawa nazwa na paragonie). Bokserka fajna, i wielki plus za wcięcie w talii - mój element obowiązkowy większości koszulek. Osobiście na szkielecie dostrzegłam jeszcze kota i bizona, ale to zapewne moje fanaberie ;)
    Ktoś wcześniej napisał, że nożyczki wygrywają post, i muszę się pod tym podpisać. Swoją drogą przypomniałaś mi, że gdzieś po domu walają mi się prawdziwe, małe ozdobne nożyczki, już nie nadające się do cięcia, z których chciałam zrobić podobny użytek, ale o tym zapomniałam - dzięki!
    Silmeven, przy okazji ostatniego posta chciałam spytać, ale zabrakło mi czasu oczywiście, ile masz wzrostu? O ile nie jest to, rzecz jasna, tajemnicą. Pytam, bo wyraźnie sugerowałaś, że jesteś wysoka, a mi zawsze wydawałaś się całkiem drobna (co, w moich ustach, jest ogromnym komplementem - uwielbiam filigranowe postaci) - i tak mnie te słowa o wzroście zaintrygowały.
    Jeśli gdzieś już o tym wspominałaś, chylę czoła i wyraźnie się zawstydzam swoją sklerozą, bo, jestem prawie pewna, od deski do deski przeczytałam każdy post na tym blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja również uważam osoby niskie i filigranowe za bardziej przyjemne dla oka, dlatego też smutno mi, że sama jestem niestety wielkoludem (chociaż podobno kobiety tak mają, że gdy są niskie to chcą być wysokie, gdy mają proste włosy to chcą kręcone itd. być może jestem po prostu kolejnym przykładem potwierdzającym tą teorię). Nie mam co prawda dwóch metrów, nawet w wysokich obcasach trochę mi do nich brakuje, ale dokładną liczbę, która określa mój wzrost, pozostawię jednak dla siebie;)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.