poniedziałek, 31 marca 2014

Clockwork maiden

Ostatniego dnia marca nadszedł czas na ostatnią "zimową" stylizację z kanapowym tłem. Była to trzecia po "Grim tea invitation" oraz "Victorian time!" sesja zdjęciowa wykonana w celu upamiętnienia spódnic z serii Antique Clock i przedstawia drugą wymyśloną przeze mnie koncepcję stroju z udziałem tego modelu spódnicy w czarnej wersji kolorystycznej.
Stylizacja w bardzo nieznacznym stopniu inspirowana jest lolita fashion i stanowi skromną, wygodną codzienną alternatywę dla tego stylu. Jej głównym elementem jest wspominana już spódnica z serii Antique Clock od Bodyline (moja recenzja ***klik***). Ostatecznie przebolałam rozstanie zarówno z nią, jak i jej błękitną bliźniaczką (***klik***). Bardzo przyjemnie było je nosić, nacieszyłam się aż nadto, ale teraz czas pójść naprzód i odkrywać nowe możliwości stylizacyjne adekwatne do wieku i wyglądu. Tym bardziej, że na ich miejsce przybyła nowa spódnica, zdecydowanie bardziej elegancka i mniej słodka, ale o niej w swoim czasie.
Niezwykle charakterystyczny, bogaty print serii Antique Clock, przedstawiający starodawne zegary w otoczeniu nut, rzymskich cyfr oraz szachownicy stanowił moim zdaniem wystarczającą ozdobę całości, dlatego - podobnie jak przy "Grim tea invitation" - postanowiłam pozostawić go w centrum uwagi i połączyć spódnicę z bardziej stonowanymi ubraniami. Tym razem jednak nie użyłam jedynie czerni, a pozostałych kolorów widniejących na princie. Natomiast za odpowiedni kształt spódnicy zadbała halka z Top Shop (***klik***). Daje ona średni efekt, który pozwala na komfortowe poruszanie się po mieście np. za pomocą komunikacji miejskiej i umożliwia swobodne przechodzenie przez drzwi;)
Jednym ze wspomnianych delikatnych elementów jest tutaj biała koszula od White Moon (moja recenzja ***klik***). Koszula, choć pochodząca z typowo loliciego sklepu, nie jest w żadnym wypadku przesłodzona i dzięki temu idealnie współgra nie tylko z tą konkretną spódnicą, ale także z wieloma innymi zestawami. A razem z koszulą użytą w poprzedniej stylizacji jest również dowodem na to, że Antyczne Zegary mogą być z powodzeniem łączone zarówno z czernią jak i z bielą, w obu wersjach prezentując się znakomicie. Brakuje mi tutaj jedynie małej, czarnej tasiemki zawiązanej na kokardę pod szyja. Nigdy nie nosiłam takiego dodatku do tej kreacji, ale teraz doszłam do wniosku, że jednak by się przydał.
Nie mogło oczywiście zabraknąć tutaj mojej ulubionej czarnej kamizelki o gorsetowym kroju (***klik***). Nie tylko świetnie wpisuje się w kolorystykę całego stroju, ale także stanowi element łączący koszulę ze spódnicą, zacierając granicę pomiędzy nimi i tworząc bardzo harmonijną całość. Kamizelka zasłania również podwyższoną talię spódnicy -  był to trik, który bardzo często wykorzystywałam na co dzień. Przysłonięcie wysokiej, ozdobionej kokardkami talii sprawiało, że spódnica traciła nieco ze swojego loliciego przepychu i cała kreacja stawała się zdecydowanie bardziej odpowiednia na casualowe wyjścia. Aby nawiązać do tematyki zegarów również w górnej partii stroju, przyczepiłam do kamizelki mały zegarek (***klik***). Zapoczątkowane przy stylizacji "Time traveler", przyczepianie zegarków do kamizelek weszło mi w krew za sprawą mojego ulubionego fikcyjnego detektywa Herkulesa Poirot.
Całości dopełniły kryjące rajstopy w odcieniu szarości, która współgra z kolorami spódnicy oraz czarne lolicie buty, również od Bodyline (moja recenzja ***klik***). Buty, które szalenie mi się niegdyś podobały właśnie ze względu na swój typowo lolici charakter, na okrągłe noski, drobną falbankę, urocze klamerki, paseczki i zdobienia w postaci wyciętych serduszek. Łudziłam się, że ich zakup odegna moją "manię starości". Jednak im częściej je zakładałam wraz z początkiem słonecznej wiosny, tym bardziej dochodziłam do wniosku, że słodkie okrągłe noski to już niestety nie moja bajka i ostatecznie również z butami postanowiłam się pożegnać.
Jest to więc stylizacja ostatecznego pożegnania - ze spódnicą, z butami, miesiącem marcem oraz kanapowym tłem, a także biadoleniem i smutkami związanymi z wiekiem czy wyglądem. Nie jestem stara, tylko dojrzała i w taki też sposób podchodzić chcę do tematu mody alternatywnej, z którą na pewno nie zamierzam się żegnać. Ani w tej chwili, ani później.

21 komentarzy:

  1. Jeśli chodzi o tą konkretną stylizację, to muszę ciebie rozczarować... nie jesteś na nią za stara! Wyglądasz w tym zestawie cudownie i bardzo ona do Ciebie pasuje. Kamizelka jest obłędna. Od jakiegoś czasu pokochałam kamizelki i z dwoma własnymi egzemplarzami się nie rozstaję. Bluzeczka jest śliczna. O czymś takim myślę podczas szukania "tej jedynej" białej bluzki. Podobne nosiłam jako mała dziewczynka i to właśnie z tamtego okresu pozostała mi "mania" na taki typ bluzek.
    Gdybym posiadała ten egzemplarz spódniczki, to muszę przyznać, że ciężko by mi było się z nią rozstać. Inne warianty nie przypadły mi do gustu tak, jak czarna wersja. Wydaje mi się, że czarna wersja jest jakby mniej lolicia i pasuje zarówno starszym użytkowniczkom jak i młodszym. Ale to tylko moje zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa, wiążę z tym strojem miłe wspomnienia:) Kamizelki to faktycznie świetne dodatki, potrafią w błyskawiczny sposób zmienić prostą kreację w elegancki zestaw. Ze spódnicą bardzo ciężko było mi się rozstać, rzeczywiście czarna wersja nie jest tak przesłodzona jak pozostałe i może być wykorzystywana do wielu innych stylów, nie tylko lolita fashion:)

      Usuń
  2. Zgadzam się, zegary bardzo do Ciebie pasują! Jak możesz być na nie za stara? :3 Wyglądasz ślicznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W sumie nie tyle o starość w moim przypadku chodzi, ale o mało lolici wygląd;) Dlatego zmiana będzie polegała przede wszystkim na układaniu stylizacji odrobinę bardziej poważnych i eleganckich - dostosowanych tak do mojego wieku jak i "urody".

      Usuń
  3. Kolejny świetny coord :D Faktycznie przy koszuli przydałaby się ozdobna wstążka/tasiemka, ale i bez niej jest bardzo dobrze. Nie będę Ci już smęcić o tym, że ten styl/te ubrania świetnie do Ciebie pasują - Twoja decyzja :)
    Żałuję tylko, że masz pół cm krótszą stopę od mojej - przyczaiłam się na te butki na alledrogo a tu takie rozczarowanie :'D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Raczej nie nazwałabym tego coordem, to po prostu bardzo skromna stylizacja codzienna, w której jedyną godną uwagi rzeczą była spódnica:) Akurat w tamtym czasie nie posiadałam takiego drobiazgu, zazwyczaj przypinałam pod szyją broszki typu kamea i zaopatrzenie się w czarną wstążkę nie przyszło mi do głowy. Niespodziewanie tego typu drobiazg przybył z najnowszym zakupem, więc od teraz będę już mogła nosić małą kokardkę przy kołnierzu koszuli♥
      Decyzja świadomie podjęta, ale tak jak pisałam - koniec z marudzeniem. Nie oznacza to również, że od czasu do czasu nie przystroję się w koronki;)
      Cóż mogę powiedzieć, przykro mi za moje przykrótkie stopy^^'

      Usuń
  4. Lubię ładne casualowe stroje i ten twój zdecydowanie do nich należy, ale... wyczuwam w tobie na tych zdjeciach jakiś taki smutek. Nie po wyrazie twarzy bynajmniej, ale ogólnie coś w twojej postawie przekazuje, że nie czujesz się w tym zestawie szczęśliwa. Mam wielką nadzieję, że w nowym stylu, w którąkolwiek on pójdzie stronę, również będziesz znajdowała możliwości i chęci do odstawienia się czasem kompletnie niepraktycznie i trochę przesadnie, bo w takim wydaniu, nie ukrywam, najbardziej cię lubię >D

    A skoro koniec z biadoleniem i kanapowymi tłami... *zaciera ręce* może skusisz się na piknik w parku 12 kwietnia? >D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutek? Wydaje mi się, że nie jest to kwestia tego, że nie czuję się w tym zestawie szczęśliwa (nota bene wersja tej stylizacji z innymi butami była swego czasu jednym z moich ulubionych lolicich casuali i pomykałam w nim tak często jak się dało - teraz wydaje się to takie odległe...). Ogólnie przełom stycznia i lutego był dla mnie bardzo smutnym okresem i najwyraźniej akurat na tej sesji zdjęciowej nastrój ten przemknął gdzieś między ujęciami.

      A nie wiem czy się skuszę, jak wiadomo jestem skrajną outsiderką i co gorsza bardzo to w sobie lubię. Nie lubię z kolei rozczarowywać ludzi moją naturalną brzydotąXD Na spotkaniach jest to niestety nieuniknione. Dużo by w sumie zależało od tego, jakie będzie zagęszczenie na pikniku - tłum mnie zawsze odstrasza.

      Usuń
    2. Ha, rozpracowałam cię >D Lubisz swój outsideryzm - nie chcesz się spotykać z ludźmi, żeby przypadkiem cię nie polubili i nie chcieli się z tobą spotykać częściej >D A w argumenty o brzydocie nie uwierzę - nie komuś, kto prowadzi bloga modowego i daje na nim swoje zdjęcia, no błagaaaaam; to jest na poziomie 13-latki, która wrzuca samojebkę na fejsa i pisze "ale tutaj brzydko wyszłam :<<<" i czeka na zapewnienia, że nie - a ty przecież nie masz 13 lat i masz tego doskonałą świadomość >D

      Masz chyba bardzo błędne wyobrażenia o takich meetach. My naprawdę się ze sobą nie porównujemy, jesteśmy troche za stare i troche za ogarnięte na takie płytkie zagrywki. I trochę za bardzo żadna z nas nie przypomina modelki - ja jestem karzełkiem z garbatym nosem i cerą jak radziecki poligon, cera Roxiee też jest daleka od ideału i narzeka na swoja wagę, jest Nina, która do szczupłych nie należy. Nie siedzimy sztywno i nie wymieniamy uprzejmych wymuszonych grzeczności - wręcz przeciwnie, zamierzamy się ciutkę alkoholizować i walać po trawie, i tym bardziej wszystkie będziemy bardzo piękne z apetycznymi czerwonymi nosami i rumieńcami. Meety są tylko po to, by się dobrze bawić w towarzystwie fajnie ubranych ludzi, bo pod przykrywką wielu dopracowanych stylizacji problemy wyglądowe schodzą na dalszy plan i zapewne o tym wiesz - i nawet pod względem ubrań się nie porównujemy, bo każda z nas siedzi w innym stylu. Osób jak sądzę, będzie 5-6 licząc z tobą. Skuś się, jeśli ci się nie podoba, to zwiniesz się szybciej, ale może - broń Morze przed taka tragedią! - ci się spodoba~ >D

      Usuń
    3. Hm… W sumie masz w 100% rację. Dodałabym jeszcze do Twojej tezy słowa, jakimi Robin Williams podsumował głównego bohatera w filmie „Buntownik z wyboru” - ze mną jest dokładnie tak samo, tylko nie jestem niestety matematycznym geniuszem.

      Tak, wiem że tego typu teksty kojarzą się wszystkim właśnie z takim zachowaniem, ale ja nie piszę tego w celu rozpaczliwego zwrócenia na siebie uwagi, a tym bardziej nie oczekuję natychmiastowych komentarzy zapewniających, że jest zupełnie na odwrót. Ktoś na szafie wygarnął mi swego czasu, że reaguję w emocjonalny sposób na negatywne opinie na temat mojego wyglądu, ponieważ na pewno wielu ludzi mi dogadywało i jestem teraz przewrażliwiona. Faktycznie, to prawda (choć z drugiej strony jest różnica między wyrażeniem swojej opinii na temat stroju, który może się nie podobać, a nazwaniem mnie starą krową). Jestem niczym Butters z South Park – mam w sobie najwyraźniej coś takiego, co sprawia, że ludzie się mnie po prostu czepiają. Jeszcze w czasach, gdy nie wyróżniałam się ani strojem, ani kolorem włosów i byłam zwyczajna aż do bólu, nasłuchałam się tylu przykrych tekstów od tylu różnych osób na temat mojego wyglądu (przede wszystkim twarzy), że nie jeden dzieciak na moim miejscu nie wytrzymałby psychicznie i strzelił sobie w łeb. Ja natomiast zareagowałam inaczej - od tamtej pory sama o sobie mówię wprost: „Tak, jestem brzydka i co z tego? Da się z tym żyć.” Nie oznacza to, że chcę usłyszeć natychmiastowe zaprzeczenie i „jak mnie wszyscy mocno lofciają”. To oznacza, że jestem świadoma własnego wyglądu i nikt nie musi mi o tym przypominać. Jestem świadoma aż do szpiku kości, że nie posiadam i nigdy posiadać nie będę tego wybitnie kobiecego typu urody, który spogląda ze wszystkich reklam i plakatów, a żyjemy niestety w takich czasach, że wszystko co różni się od kanonu piękna podawanego przez media jest ogólnie uznane brzydkie i koniec. Jestem tego świadoma i owszem, wolałabym wyglądać inaczej, ale otrzymałam takie a nie inne geny i tego się zmienić nie da, trzeba się z tym po prostu pogodzić. Właśnie dlatego zaczęłam prowadzić szafę i bloga, aby walczyć z własnymi kompleksami. Skoro fobie należy zwalczać poprzez konfrontację z czynnikiem wywołujących lęk, to czyż może być lepsze remedium na strach przed ludźmi i ich opiniami niż podać im siebie na tacy w miejscu, w którym każdy może na mnie anonimowo nawrzucać? Wiem, że nie raz zdarzało mi się reagować różnie na różne opinie i wielokrotnie miałam ochotę rzucić to wszystko w diabły, ale wtedy ci, który ze mnie do tej pory szydzili odnieśliby zwycięstwo. Dlatego nie przestanę, choć nie jestem narcyzem, nie nadaję się na modelkę, a robienie zdjęć nie sprawia mi przyjemności, wręcz mnie męczy. Robię to, ponieważ chcę walczyć z własnymi słabościami, a także udowodnić, że brzydka dziewczyna też ma prawo ubierać się jak chce i pisać o tym, niezależnie czy to się komuś podoba czy nie. Jestem świadoma swojej niedoskonałości, ale mój wygląd mnie nie determinuje.
      http://s26.postimg.org/ftr8katjd/image.jpg

      I wierz mi lub nie, ale po czterech latach na szafie i ponad dwóch latach prowadzenia tego bloga faktycznie zauważyłam, że w pewnym stopniu przyniosło to oczekiwany efekt.

      Oczywiście, że mam błędne wyobrażenie o takich meetach, w końcu jeszcze nigdy na żadnym nie byłam;) Bardzo pięknie brzmi to wszystko, co mówisz, a spotkanie byłoby idealnym następnym krokiem w walce ze wspomnianymi słabościami. Trudno jednak zrywa się więzy starych, wygodnych i bezpiecznych przyzwyczajeń, a jest i we mnie taki rodzaj strachu, który bardzo ciężko przełamać. Zastanowię się jeszcze i dam znać po podjęciu decyzji:)

      Usuń
    4. Wyobraź sobie, że cię rozumiem z własnego doświadczenia. Ja akurat nie nasłuchałam się zbyt wielu przykrości o swoim wyglądzie, ale na przykład wiem o tym, że ludzie mówią o mnie "ta gotka z wielkim nosem" - co jest tym bardziej przykre, że nie jest taki od mojego urodzenia, a jest wynikiem złamania. Miał wszystkie szanse być śliczny i prosty, ale je stracił przez moją własną głupotę - i co ja z tym zrobię? Kilka lat temu photoshopowałam go na każdym zdjęciu, które udostępniałam publicznie, bo jego paskudność doprowadzała mnie do autentycznej rozpaczy. Wielu osobom się on podoba, wielu nie i też dają mi to odczuć - ja należę do tej drugiej grupy i również, zupełnie jak ty, mam doskonałą świadomość tego, że między innymi przez niego nigdy nie będę piękna. Ani we własnych oczach, ani obiektywnie.

      Tym, co nas różni, jest podejście do tego. Ty ze świadomości swoich niedostatków fizycznych robisz miecz, ale obosieczny. Jako pierwsza atakujesz tą świadomością brzydoty każdego - nawet tych, którym przez głowę by nie przeszło ocenianie ciebie pod względem twojej twarzy, sylwetki czy wzrostu, a którzy chcą po prostu pozachwycać się estetycznym dopracowaniem twoich strojów. Chcąc nie chcąc zaczynają albo to widzieć, albo się do ciebie zrażają - w końcu jak długo można chcieć być wystawianym na atak? Może zauważyłaś, że i mi się zdarza pokpiwać w komentarzach pod twoimi notkami - to moja metoda na powiedzenie "ogarnij się", bo uważam, że jesteś wartościową osobą, ale nie znoszę kiedy ktoś mnie atakuje i wmusza we mnie swoje zdanie. Umiem myśleć sama i uważam, że jesteś wartościową osobą. I tutaj właśnie wchodzi obosieczność tego miecza - przedstawiając z góry siebie w negatywnym świetle, sama robisz sobie krzywdę. Dzieci mają to do siebie, że w pewnym wieku są bardzo brzydkie, a rówieśnicy zazwyczaj okrutni. Z jednego i z drugiego się wyrasta i możesz mi uwierzyć, że wrażliwe na alternatywne piękno osoby (mówię o ubraniach, bo zwyklak nazwie cię pasztetem tylko dlatego, że masz na sobie coś odbiegającego od współczesnej mody i tym nawet nie warto zaprzątać sobie głowy) chcą widzieć kogoś, kto jest świadomy swoich braków, ale kto nie przylepia na dzień dobry ludziom do czoła karteczek z napisem "mam brzydkie A/B/C", za to mimo nich jest pewny siebie, pięknie ubrany, zna swoją wartość, wie, na co go stać i potrafi pokazać się z najlepszej strony również innych swoich talentów. A ty... ty chcesz swój atut robić z tej przykrej "brzydoty" i to na niej oprzeć na niej poczucie wyjątkowości. Nie tędy droga, Silme, naprawdę, nawet, jeśli nie robisz tego świadomie. Poczucie niższości połączone z megalomanią jest mi znane lepiej niż sądzisz, bo to łatwa droga wmówienia sobie, że jesteś oryginalna, bo cierpisz cierpieniem, którego źródła nie da się usnąć i potrafisz to cierpienie znieść z godnością. Ale rozpaczliwe emanowanie tym dookoła nie ma nic wspólnego z godnością. I na dłuższą metę to się naprawdę nie sprawdza i też z tym walczę z mniejszym lub większym skutkiem... Odstraszając w międzyczasie ludzi w momentach przegrywania.

      I'm pasztet and I know it, ale w przeciwieństwie do ciebie nigdy nie potrafiłabym powiedzieć o sobie, że udowadniam, że brzydka dziewczyna też ma prawo ubierać się jak chce. Nie - ja ubieram się jak chcę, bo tak chcę i bo tak mi się podoba. A powód odwracania uwagi od mojej twarzy ciekawym strojem też we mnie jest - ale jest głęboko zagrzebany w mojej podświadomości i nigdy, przenigdy nie pozwoliłabym nikomu na wyciągnięcie go na wierzch i patrzenie na mnie przez jego pryzmat. I jestem pewna, że po tych czterech i dwóch latach efekty zmian na lepsze byłyby bardziej spektakularne, gdybyś tak ciągle nie robiła sobie tym swoim brzydkim mieczem harakiri przy każdej możliwej okazji.

      Usuń
    5. Cieszę się, że zauważyłaś możliwosć, że spotkanie może ci pomóc ;u; Naprawdę nie wiem, czy cokolwiek pomaga lepiej, niż siedzenie ubranym jak cudak w towarzystwie innych cudacznie ubranych osób, tak samo nieperfekcyjnych, ale wesołych i czerpiących radość ze zwykłego kontaktu z ludźmi dzielącymi przynajmniej część zainteresowań. Loliciego meeta też bym się bała, bo kojarzą mi się z przymusem zachowywania się jak dystyngowane panienki, w najlepszych ubraniach i to koniecznie idealnie dopasowanych, bo każda osoba cię po cichu osądza i naśmiewa, jeśli coś do siebie nie pasuje albo odstaje od kanonu. Ale tutaj lolit mało, jest luz i złażenie do piwnic, bo akurat mamy spontaniczną ochotę udawać zombie >D Tak, spontaniczność i brak konieczności siedzenia ze sztywnym kołkiem w dupie jak idealna porcelanowa laleczka jest najlepszym określeniem na meety. Zastanów się, naprawdę. Jeśli chcesz, mogłabym cię na trochę przed meetem przygarnąć pod swoje skrzydła i oswoić przynajmniej ze sobą, a mam bardzo randomowy sposób bycia >D

      Usuń
    6. Głupi i ślepy ze mnie człowiek;_;

      Postaram się jakoś ogarnąć.

      Usuń
  5. Czarna tasiemka pod szyją faktycznie dodałaby sporo uroku stylizacji, ale bez tego i tak całość świetnie się prezentuje, jak zwykle zresztą :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki:) Od niedawna mam taką "tasiemkę", więc przy następnych strojach miejsce pod kołnierzykiem nie będzie już puste.

      Usuń
  6. Jejku *.* Cudownie wyglądasz ♥

    OdpowiedzUsuń
  7. Silmeven, tak abstrahując od stroju - śliczna fryzura, nie wiem dokładnie co zmieniłaś (bardziej rude / inaczej ułożone włosy/ grzywka??) ale bardzo Ci do twarzy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, zarówno kolor jak i grzywka się zmieniły:) Czasem tęsknię za dawną grzywką, ponieważ była zdecydowanie bardziej praktyczna i łatwiejsza w pielęgnacji, ale rzeczywiście wizualnie się dla mnie niestety nie nadawała (a szkoda, lubię hime cut).
      Dziękuję za miłe słowa:)

      Usuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.