niedziela, 30 czerwca 2013

Bodyline red cameo dress L087

W poprzedniej notce dotyczącej stylizacji (dla przypomnienia ***klik***) wspominałam, że użyta w niej broszka z kameą pochodzi od jednej z sukienek Bodyline, której jeszcze nie zdążyłam pokazać na blogu. Sukienka na zdjęciach nie jest jeszcze tą konkretną, od której pochodzi kamea, jednak jest to ten sam model. Mam bowiem dwie takie sukienki, w różnych kolorach rzecz jasna i dziwnym trafem nie napisałam tutaj jeszcze o żadnej z nich. Ostatni dzień czerwca wydaje się być dobrą datą aby to zmienić.
Dziś pokażę sukienkę z modelu L087, która trafiła do mnie jako pierwsza, a koloru jej bliźniaczki póki co nie zdradzę - ona również dostanie oddzielną recenzję w odpowiednim czasie. Póki co zajmiemy się czerwoną wersją sukienki. Pierwotnie i ona miała wspominaną wyżej kameę, jednak trafiła do mnie już bez niej ponieważ odkupiłam ją używaną. Nie stanowiło to jednak dla mnie problemu, ponieważ wszystkie inne elementy sukienki były na miejscu, łącznie z dużą, odpinaną kokardą, do której można przyczepić każdą inną broszkę.
Sukienka ma pięknie ozdobioną górę. Kwadratowy dekolt obszyty jest starannie dość szeroką, bawełnianą koronką, ułożoną w fałdy. Pod dekoltem znajduje się prześliczna część ozdobna, której aż szkoda zasłaniać kokardą. Materiał został tutaj ułożony w liczne drobne zakładki o różnej długości, które tworzą coś na kształt odwróconego trójkąta. Podobnie jak dekolt, obszyty on jest piękną szeroką bawełnianą koronką a dodatkowo ozdobiony został cudowną taśmą gipiurową z motywem różyczek. Pośrodku biegnie rząd małych guzików, które faktycznie można odpinać, co ułatwia zakładanie sukienki.
Rękawy sukienki uformowane zostały w przepiękne, pełne bufki, które zachowują swój uroczy kształt na ramionach. One również ozdobione zostały drobnymi zakładkami utworzonymi z wszytego materiału. Rękawy zakończone są szeroką falbanką obszytą bawełnianą koronką. Wewnątrz dodatkowo wszyte zostały w tym miejscu gumki, co pozwala na idealne dopasowanie szerokości rękawa do ramienia jak również podtrzymuje ułożenie bufek.
Na plecach znajdziemy standardowe wiązanie gorsetowe, pod którym znajduje się shirring. Całość bardzo ułatwia dopasowanie sukienki do sylwetki. Niestety taśma gipiurowa, przez którą została przewleczona wstążka jest bardzo delikatna i po długim czasie użytkowania sukienki musiałam przewlec wstążkę przez inne oczka, bo dotychczasowe się rozciągnęły i przetarły. Z boku oczywiście znajduje się zamek błyskawiczny. Sukienka posiadała jeszcze dwa pasy waist ties do wiązania z tyłu na kokardę, ale ponieważ osobiście nie lubię takiego rozwiązania postanowiłam je własnoręcznie usunąć, bo czym nie ma śladu.
Sukienka jest oczywiście wspaniale rozkloszowana, a co najlepsze można zmieścić pod nią zarówno bardzo puffiastą halkę jak również mniejszą i bardziej codzienną - w obu przypadkach sukienka wygląda świetnie. Podobnie jest zresztą z kształtami petticoat, ponieważ do sukienki pasuje zarówno bell/cupcake shape jak i A-line. Dolna, rozkloszowana część sukienki ozdobiona jest licznymi, udrapowanymi falbanami, ułożonymi w różny sposób.
Na środku sukienki, zarówno z przodu jak i z tyłu, nie ma falban. W tych miejscach materiał jest jedynie udrapowany, tworząc piękne fałdy. Falbany pojawiają się dopiero po bokach udrapowań, w dwóch rzędach - jednym krótszym i drugim dłuższym. Pod nimi widać ostatnie dwa rzędy falban, biegnące już przez całą długość sukienki. Każdy rząd ozdobiony jest dodatkowo znajomą gipiurową taśmą z wizerunkiem małych różyczek.
Moim zdaniem model ten to najładniejsza sukienka ze wszystkich, jakie kiedykolwiek posiadał w swojej ofercie Bodyline. Mam ją od roku, może trochę dłużej i służy mi ona doskonale. Jest piękna, wygodna oraz - pomijając sznurowanie wiązania gorsetowego - bardzo wytrzymała. Najlepszą rekomendacją jest zresztą fakt, że kupiłam drugą sukienkę z tego modelu w innym kolorze i z obu jestem bardzo zadowolona.

środa, 26 czerwca 2013

Tea Rose classic lolita

 Jak się okazuje jesienne klimaty w naszym pięknym kraju potrafią manifestować swoją obecność nie tylko w maju, ale nawet pod koniec czerwca. Za moim oknem od rana panuje urocze zachmurzenie, delikatnie siąpi sobie deszczyk, a termometr wskazuje 12 stopni. Jednak słowo "urocze" użyte zostało przeze mnie nieprzypadkowo oraz bez cienia ironii, bo jeśli mam wybierać pomiędzy 30-stopniowym upałem a  pochmurną pogodą zdecydowanie wolę to drugie.
Jednym z powodów takiego wyboru jest również fakt, że na dzisiejszą pogodę znacznie łatwiej skompletować jakiś ciekawy strój. Nadarzyła się idealna okazja, by założyć zakupiony przeze mnie niedawno pudrowy sweter w militarnym klimacie (***klik***). Byłam pewna, że najbliższa sprzyjająca aura do założenia go będzie dopiero jesienią, ponieważ jest on bardzo ciepły i nie nadaje się na typowo letnią pogodę, nawet wieczorną. Jesień jednak zrobiła mi przysługę i zawitała trochę wcześniej, chwilowo wybawiając od upałów.
 W chłodniejsze dni, takie jak dzisiejszy, sweter sprawdza się rewelacyjnie. Jednak sam sweter kreacji nie czyni, wypadało założyć coś pod spód. Standardowo powinna to być koszula, jednak mój wybór padł na biały cardigan z Bodyline (***klik***). Jest on na tyle cienki (o czym pisałam również w notce z recenzją), że z powodzeniem zastępuje koszulę, a jednocześnie jest też od niej nieco cieplejszy i w połączeniu ze swetrem świetnie nadaje się na obecną aurę.
Biała koronka od cardigana wystająca z długich rękawów swetra tworzy moim zdaniem bardzo fajny efekt. Co więcej jego ozdobny, szeroki kołnierz można swobodnie wywinąć na sweter, a złote hafty bardzo ładnie współgrają z jego militarnymi guzikami. Pokusiłam się też o drobny akcent biżuteryjny i na środku kołnierzyka wpięłam małą kameę od czerwonej sukienki, również z Bodyline (zdaje się, że nie miałam jeszcze okazji napisać jej recenzji na blogu, najwyższy czas to zmienić).
 Dolną część stylizacji stanowi przede wszystkim czarna spódnica z kwiatowym motywem, od Bodyline (***klik***). Jej print przedstawiający bukiety herbacianych róż fantastycznie pasuje do pudrowego swetra. Całość dopełnia czarny kuferek w klimacie vintage (***klik***), białe rejstopy oraz czarne wiązane buty, ponownie od Bodyline (***klik***), które wbrew pozorom bardzo dobrze sprawdzają się w deszczową pogodę. Jedyne, czego brakuje to klimatyczna deszczowa parasolka, ale może za jakiś czas taką zdobędę:)

wtorek, 25 czerwca 2013

Restyle teczka haftowana brama

Mniej więcej pół roku temu zakupiłam w Restyle teczkę z motywem wyhaftowanych róż (***klik*** recenzja jest z marca, ale sam zakup popełniłam na początku lutego) i od tamtej pory służy mi ona tak doskonale, że postanowiłam zakupić kolejną - tym razem zdecydowałam się na torebkę z wizerunkiem klimatycznej bramy. Zanim jednak przejdę do recenzji najnowszego zakupu wrócę jeszcze na chwilę do poprzedniej, różanej teczki.
Przed jej zakupem przeczytałam wiele opinii, według których teczki z Restyle, choć piękne, są okropnie nietrwałe i zaczynają się rozpadać już po 2-3 miesiącach. W różanej torebce byłam jednak tak zakochana, że nie odwiodło mnie to od zakupu, a teraz sama mogę pokazać jak wygląda ona po sześciu miesiącach bardzo intensywnego użytkowania. Do tej pory była to moja jedyna torebka mieszcząca format A4 przez co towarzyszyła mi codziennie na uczelni.
Tak, codziennie przez pół roku, niezależnie od warunków atmosferycznych, zazwyczaj zapakowana po brzegi i często razem ze mną w biegu - jednym słowem łatwego żywota nie miała. Nie oszczędzałam jej wcale, a mimo to nadal wygląda jak nowa! Wszystkie prezentowane tutaj zdjęcia zrobiłam dziś. Jak widać zarówno przepiękny haft jak i uchwyty od paska są nienaruszone. Jedynie magnetyczne zatrzaski są trochę poobijane, ponieważ nie zawsze miałam czas je zapiąć i zdarzało się, że podczas marszu uderzały w nie zapięcia pasków.
Również eko skóra rewelacyjnie zdała egzamin. Nie miałam pojęcia czemu tyle osób mówi, że przeciera się ona błyskawicznie, bo w moim egzemplarzu nie widać praktycznie żadnych otarć. A raz jeszcze podkreślam, torebka miała milion okazji do uszkodzenia, miała kontakt tak ze mną i materiałami z moich ubrań, ze ścianami na uczelni, z innymi ludźmi, z ławkami, wieszakami... A jedynymi śladami, jakie by o tym świadczyły są dwa mikroskopijne wręcz otarcia tylko na jednej krawędzi torebki (mniej więcej przy moim kciuki i palcu wskazującym).
Podobnie zresztą sytuacja wygląda z podszewką. Podszewka ta od samego początku bardzo przypadła mi do gusty, choć bardzo wiele osób twierdziło, że rozpadnie się ona jako pierwsza ze wszystkim elementów torebki. Tymczasem podszewka w mojej teczce, jak widać, bez szwanku. Zaciągnęła się delikatnie tylko w jednym rogu, po czym została ta mała wystająca nitka, ale to już wyjątkowo moja wina, bo próbowałam wcisnąć do torebki zeszyt większy niż A4, posiadający na grzbiecie metalową sprężynę (w dodatku zeszyt ten koniec końców się zmieścił:q). Gdyby nie to podszewka byłaby w idealnym stanie.
Byłam więc niezwykle pozytywnie zaskoczona trwałością różanej teczki, zwłaszcza w porównaniu do wszystkich odstraszających opinii, których się naczytałam. Nic więc dziwnego, że zaczęłam myśleć o zakupie kolejnej, która mogłaby być zmienniczką dla róż. Zastanawiałam się między dwoma modelami - Gothic Windows oraz Wiktoriańską Bramą. Ostatecznie jednak miłość do haftów na aksamicie zwyciężyła i na urodziny Restyle sprawiłam sobie białą bramę.
Teczka przybyła do mnie bardzo sprawnie, przesyłką kurierską (której cena była zdaje się taka sama jak przesyłki Pocztą Polską) i do pracy kuriera nie mam żadnych zastrzeżeń. Natomiast pierwszą rzeczą, która zbiła mnie z tropu po otworzeniu przesyłki był pasek. Okazał się on bowiem wykonany w całości z tego samego aksamitnego materiału co klapa haftowanych torebek... 
W przypadku różanej teczki (***klik***) narzekałam trochę na pasek, który kojarzył mi się z pasami bezpieczeństwa w samochodzie i był mało elegancki. Okazał się jednak bardzo wygodny w noszeniu i wytrzymały. Tymczasem aksamitny pasek w najnowszej torebce zupełnie mi nie odpowiada, ponieważ jest bardzo cienki, przez co ciężar teczki będzie się źle rozkładał, a w dodatki taki materiał w przypadku paska w ogóle się nie sprawdzi - będzie się bardzo szybko przecierał, a może nawet i zerwie.
Co więcej teczka przybyła do mnie strasznie spłaszczona, wewnątrz była tylko minimalna warstwa papieru, który miał temu zapobiec, ale niewiele zaradził. Okazało się również, że torebka z bramą jest znacznie bardziej sztywna niż jej poprzedniczka z różami, przez co bardzo trudno mi było doprowadzić ją ze stanu spłaszczenia do ładu. Gdy jednak wreszcie się to udało mogłam z pełną aprobatą stwierdzić, że obie torebki są przynajmniej takie same na wielkość i tak samo pojemne.
I choć obie torebki nie mają niczym usztywnianych ścianek to na większą sztywność teczki z bramą wpływają oczywiście materiały, z których została wykonana. Okazuje się, że eko skóra w obu przypadkach jest całkiem inna. Teczka z różami ma miękką, dość wiotką, nieco śliską eko skórę i myślę, że to również wpłynęło na jej dużą wytrzymałość. Tymczasem w przypadku teczki z bramą eko skóra jest sztywna, bardziej twarda, wręcz trochę szorstka i obawiam się, że ten rodzaj może być niestety bardziej podatny na uszkodzenia. Teraz już nie dziwi mnie, że wiele osób mówiło o słabej trwałości torebek z Restyle, wszystko zależy od tego jaka eko skóra trafi się w danym egzemplarzu.
Natomiast haftowane klapy w obu torebkach wykonane zostały bez wątpienia z tego samego aksamitnego materiału. Materiał w każdej z nich jest bardzo przyjemny w dotyku, oba rodzaje haftów świetnie się na nim prezentują. Jego jedyną i niezmienną wadą jest jednak to, że bardzo łapie wszelkiego rodzaju kłaczki, ale na to akurat nie mamy wpływu i jedyne co można w tym przypadku zrobić to regularnie używać rolki do czyszczenia ubrań.
Klapy torebek są oczywiście różnie ukształtowane, w zależności od modelu. Klapa różanej teczki ma kształt trójkąta, co pasuje do obszaru zajmowanego przez haft oraz pozwala na wygodne używanie głównego zapięcia znajdującego się na środku. Klapa teczki z bramą jest prosta i nie posiada innego zapięcia prócz magnetycznych zatrzasków, a paski, na których są one przymocowane są z oczywistych względów krótsze od tych w różanej torebce. Obie teczki posiadają jednak identyczne uchwyty na górnej krawędzi klapy, które pozwalają na noszenie ich w dłoni.
Kolejną różnicą okazała się być podszewka. Na temat prążkowanej, lekko śliskiej i błyszczącej podszewki w różanej teczce wypowiadałam się już w samych superlatywach na początku tej notki. Muszę przyznać, że miałam ogromną nadzieję, że w nowej torebce zostanie wykorzystany ten sam materiał. Niestety, w tej kwestii czekało mnie rozczarowanie, gdyż teczka z bramą posiada zwykłą, czarną matową podszewkę, która wygląda jak bawełna z jakąś domieszką i zbiera ona kłaczki równie chętnie co aksamit na klapie.
W środku oczywiście to samo. Najwyraźniej gorszą jakościowo podszewkę miała mi w tym przypadku wynagrodzić metka z napisem Restyle, której nie ma w teczce z różami. Marne to niestety pocieszenie, bo podejrzewam, że ten rodzaj materiału faktycznie może się szybko zniszczyć. Z rzeczy, które mogą być powodem do radości jest na pewno fakt, że w tej torebce nie zabrakło żadnej kieszonki, która była w jej poprzedniczce. Obie teczki są również zapinane na taki sam rodzaj zamka błyskawicznego, który - jak już zdążyłam się przekonać - jest wytrzymały i bardzo dobrze się sprawdza.
Natomiast co do samej torebki z bramą, już bez żadnych porównań, to jest ona bardzo kształtna i ogólnie bardzo dobrze się prezentuje. Jednak po chwili sprawne oko jest w stanie wypatrzeć, że klapa teczki nie jest do końca równo umieszczona w stosunku do pozostałych jej krawędzi - na zdjęciu widać, że jest przesunięta trochę za bardzo w lewo. Tym samym paski, na których znajdują się magnetyczne zapięcia również wykrzywiają się lekko w lewą stronę.
Na szczęście do największej ozdoby torebki, czyli do haftu nie mam zupełnie żadnych zastrzeżeń. Brama wraz z fragmentem ogrodzenia wyszyta została na aksamicie śnieżnobiałą nicią niezwykle starannie, nie wychodzą z niej żadne nitki, nie ma również żadnych błędów ani niedociągnięć. Haft ten jest prawdziwym arcydziełem i muszę przyznać, że wykonaniem przebija róże i kłódkę. Jednak nie umiem odpowiedzieć na pytanie, który z nich bardziej mi się podoba, oba są fantastyczne.
Tak jak z różanej teczki jestem szalenie zadowolona tak teczka z motywem bramy trochę mnie rozczarowała pod pewnymi względami, przede wszystkim jeśli chodzi o dołączony pasek i podszewkę. Jednak nie sposób nie przyznać, że jest ona piękna, a haft jest zniewalający. Ponieważ obie teczki zakupione zostały przeze mnie z zamysłem noszenia na uczelnię to pewnie dopiero po wakacjach będę mogła przekonać się, jak haftowana brama będzie się sprawdzać w praktyce, jednak już dziś mogę przyznać, że jestem z jej zakupu bardzo zadowolona. Różana teczka, którą zamierzam nosić w letnim semestrze nareszcie ma równie piękną zmienniczkę, która kojarzy mi się z zimowym klimatem i właśnie w miesiące zimowe mam zamiar z niej korzystać.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Inkaust

 Moja kolejna zdobycz z polowania na rzeczy zwyczajne, które idealnie pasują do nietypowej odzieży. Tym razem jest to atramentowa sukienka New Look, łatwo się domyślić gdzie ją zdobyłam. Oczarowała mnie swoim głębokim kolorem, choć sama w sobie wygląda dość niepozornie. Wykonana została z lekkiego, przejrzystego materiału, pod którym znajduje się bardzo przyjemna w dotyku podszewka, sprawiająca wrażenie satynowej.
Sukienka posiada małe bufiaste rękawy oraz dekolt ozdobiony falbaną i koronką. To wszystko sprawia, że ma ona bardzo kobiecy, romantyczny charakter. Jednak są to cechy charakteryzujące tak naprawdę nie jedną letnią sukienkę i nie ma w tym niczego niezwykłego. To inna cecha przesądziła o tym, że przygarnęłam ją do swojej szafy. Mianowicie sukienka jest rozpinana na guziki na całej swej długości.
 To dość nietypowe wśród sukienek, które zwykle posiadają suwak z boku a jeśli już mają guziki to zazwyczaj rozpina się tylko kilka przy dekolcie, by łatwiej było ubrać sukienkę. Guziki na całej długości nie są zbyt praktyczne ani szczególnie przydatne gdy zamierzamy nosić samą sukienkę. Jednak perspektywa zmienia się przy takim połączeniu jak na powyższym zdjęciu.
 Od dłuższego czasu poszukiwałam sukienki w całości rozpinanej na guziki, ponieważ po głowie chodziła mi taka właśnie koncepcja. Skoro istnieje pojęcie underskirt to czemu nie można zrobić czegoś podobnego z dwiema sukienkami? Efekt jest moim zdaniem bardzo fajny mimo tego, że nie są one równej długości (osobiście wydaje mi się, że to działa wręcz na korzyść całości). Pod spodem oczywiście kwiatowa sukienka z Bodyline (***klik***).
 Ponieważ moim priorytetem w poszukiwaniu sukienki były guziki, nie miałam do końca ustalonego konkretnego koloru (najważniejsze by sukienka była jednolita). Cieszę się jednak, że trafił mi się taki piękny atrament, ponieważ akurat tego koloru w mojej szafie dość niewiele a z drugiej strony pasuje on do nie jednej innej mojej sukienki, nie tylko do niebieskich róż z Bodyline. Może kiedyś uda mi się znaleźć jeszcze inne kolory, bo pomysł z rozpinaną sukienką teraz podoba mi się jeszcze bardziej.