niedziela, 19 maja 2013

My violin sonata

 Sesja letnia (i niestety nie mam tutaj wcale na myśli zdjęć) zbliża się już wielkimi krokami, dlatego częstotliwość moich postów na blogu w najbliższym czasie zapewne trochę spadnie. Mam jednak nadzieję, że od czasu do czasu uda mi się napisać przynajmniej krótkiego posta, bo choć na chwilę obecną skończyły mi się pokaźne rzeczy, którymi mogła bym się pochwalić i jednocześnie rzetelnie zrecenzować to nadal zostało w zanadrzu kilka drobiazgów godnych uwagi. Mam również nadzieję, że uda mi się teraz pokazać trochę więcej stylizacji, zaczynając od kreacji urodzinowej sprzed kilku dni.
Podstawę całej stylizacji stanowi rzecz jasna niezmiennie uwielbiana przeze mnie bordowa sukienka z motywem skrzypiec "The Sound of Music Violin Rose Notes JSK" od Kidsyoyo (moja recenzja ***klik***). Przybyła do mnie na urodziny rok temu i od tamtej pory nie mogę przestać się nią zachwycać. Gdy za jakieś sto lat będę już bardzo stara i dojdę do wniosku, że czas się rozstać ze swoją lolicią garderobą to tej jednej sukienki na pewno się nie pozbędę.
 Ponieważ jest to sukienka typu JSK wypada dobrać do niej odpowiednią koszulę. W tym przypadku jest to bordowa koszula od HMHM (moja recenzja ***klik***). Całość dopełniają czarne rajstopy oraz czerwone lakierki z Bodyline (moja recenzja ***klik***). Muszę przyznać, że jest to jedyna kreacja, do której pasują mi ich ozdobne elementy ze złotymi koronami - ze względu na złote hafty na samej sukience. W innych przypadkach zdecydowanie wolę nosić te buty bez koron:D
 Jak więc widać stylizacja jest dość prosta, głównie z uwagi na to, że już sama sukienka posiada wiele detali. Nie jest to jednak jedyna odsłona kreacji z udziałem tej JSK, być może niektórzy pamiętają jej poprzednią wersję, którą można obejrzeć tutaj ***klik***. Jak widać obie stylizacje bardzo się od siebie różnią, co potwierdza moje przekonanie, że wbrew pozorom sukienka ta jest bardzo uniwersalna. Która z tych dwóch stylizacji jest waszym zdaniem lepsza?

sobota, 18 maja 2013

Infanta Black Sugar Tea Vintage JSK

 Nadszedł czas na zaprezentowanie ostatniej rzeczy, która przybyła do mnie w urodzinowej paczce wraz z koszulą od White Moon (***klik***) oraz różaną sukienką od Boguty (***klik***). Jest to gobelinowa sukienka z kamizelką, firmy Infanta. Co ciekawe gdy po raz pierwszy zobaczyłam tą sukienkę w ofercie Infanty, a było to już z kilka lat temu, w ogóle mi się nie spodobała. Miałam wtedy jeszcze w głowie dość typowy (wręcz stereotypowy) obraz lolity i ten model w ogóle mi do tego wyobrażenia nie pasował. Jednak teraz, gdy coraz mniej podoba mi się tamto wyobrażenie a mój indywidualny styl dojrzał, spojrzałam na nią z zupełnie innej perspektywy.
 Nie od razu jednak zaczęłam planować jej zakup. Nigdy nie byłam przekonana do brązów, zawsze uważałam, że to nie moje kolory i choć sukienka ma tak naprawdę tylko jeden brązowy element obawiałam się czy w ogóle by do mnie pasowała. Natomiast mojemu Lubemu od razu wpadła w oko, bo skojarzyła mu się ze steampunkowymi klimatami i namawiał mnie strasznie do jej zakupu twierdząc, że będę w niej wyglądać świetnie. Śmiałam się wręcz, że jemu sukienka podoba się bardziej niż mnie.
 Być może głównie za sprawą mojego Lubego im częściej oglądałam tą JSK tym bardziej mi się podobała. Coraz bardziej widziałam w niej rzecz unikatową, o niepowtarzalnym charakterze, łączącą lolita fashion ze stylem vintage, a takie połączenie niezwykle trafia w moje obecne gusta. W końcu postanowiłam zaryzykować. Moje pierwsze wrażenie zaraz po rozpakowaniu sukienki było niezwykle pozytywne. Sukienka wygląda niemal identycznie jak na zdjęciu sklepowym.
Różni się co prawda kilkoma szczegółami, o których będę stopniowo opowiadać, ale poza tym jest dokładnie taka jak się spodziewałam. Ponieważ przy sukience od Boguty narzekałam na brak podszewki tutaj od razu zacznę od informacji, że cała sukienka, od góry do dołu posiada podszewkę. Jest ona co prawda dość zwyczajna, poliestrowa (nie jak atłasowa podszewka w JSK ze słowikiem ***klik***), ale najważniejsze, że jest. Jej kolor jest dokładnie taki sam jak kolor kamizelki, dzięki czemu fajnie łączą się razem w jedną całość.
 Jest to sukienka typu JSK, jednak typowe ramiączka zostały tu zastąpione przez kamizelkę. Brązowy materiał, z którego została ona wykonana jest identyczny jak ten w czarnej JSK ze słowikiem (moja recenzja ***klik***), którą również popełniła Infanta. I muszę przyznać, że niezwykle mi to odpowiada, ponieważ patrząc na zdjęcia sklepowe obawiałam się, że kamizelka wykonana będzie ze znacznie sztywniejszego, twardego materiału, o bardziej "surowym" charakterze. Tymczasem materiał jest miękki, aksamitny i bardzo pasuje do kobiecej garderoby.
 Przy samej kamizelce znajduje się kilka guzików, w całej sukience jest ich łącznie jedenaście i Infanta dołączyła również jeden guzik zapasowy. Z jednej strony jest to szczegół godny pochwały, choć osobiście uważam, że jeśli sukienka (lub jakakolwiek inna rzecz) posiada guziki to obowiązkiem producenta jest dołączyć choć jeden zapasowy, bo o zgubienie guzika nie trudno, gorzej później dokupić samemu taki sam. Jednak z drugiej strony na jedenaście guzików tylko jeden zapasowy to jednak w moim odczuciu trochę mało.
 Same guziki są spore, w kolorze starego złota, o bardzo militarnym charakterze. Posiadają ozdobny motyw herbu i idealnie pasują do stylistyki całej sukienki. Co prawda na zdjęciach sklepowych sukienka posiada guziki w kształcie serduszek i nigdzie nie było mowy o ewentualnej zamianie ich kształtu, jednak muszę szczerze przyznać, że bardzo się cieszę iż guziki w mojej sukience są zupełnie inne. Serduszka przesłodziłyby całość, moim zdaniem zupełnie nie pasują do tej JSK. Na szczęście nie musiałam się nawet zastanawiać nad ich wymianą:)
 Przy samej kamizelce widzimy osiem guzików. Dwa znajdują się przy kołnierzu i mocują go na stałe do reszty kamizelki. Sześć pozostałych przyszyto tuż pod dekoltem, po obu stronach małego wiązania gorsetowego, które składa się ze wstążki wszytej w gobelinowy materiał i ma ono jedynie charakter ozdobny. Natomiast same guziki faktycznie spełniają funkcję guzików, ponieważ materiał kamizelki nie jest w tym miejscu przyszyty na stałe i autentycznie można go za ich pomocą odczepić.
 Sama kamizelka ma dziurki jak na prawdziwą kamizelkę przystało, co więcej na lewej stronie również obszyta jest podszewką, a przecież producent mógł sobie ten szczegół darować. Dlatego tutaj duży plus. Co prawda na tym kończy się możliwość odczepiania samej kamizelki, jej pozostałe części są na stałe przyszyte do reszty sukienki, ale osobiście nie wyobrażam sobie całości noszonej bez niej, więc nawet gdyby była taka możliwość to bym z niej nie korzystała.
 Skoro już mowa o zapięciach, w JSK znajdziemy oczywiście zamek błyskawiczny, bardzo sprytnie ukryty z boku sukienki. Jest on również jednym z elementów łączących kamizelkę z pozostałą częścią sukienki, choć jednocześnie połączenie to jest zupełnie niewidoczne. Sam ekspres jest również bardzo dobrej jakości i działa bez jakichkolwiek zarzutów.
 Gdy spojrzałam na tył sukienki spotkało mnie podobne zaskoczenie jak w przypadku materiału kamizelki. Byłam bowiem pewna, że kamizelka będzie stanowić praktycznie całą górną część sukienki i z tyłu również zobaczę jedynie jej brązowy materiał. A tutaj okazuje się, że proporcje te rozkładają się zupełnie inaczej i jednocześnie nadal można odnieść wrażenie, że kamizelka i gobelin to dwie niezależne części całości.
Gdy przyjrzymy się bliżej zauważymy już bezpośrednie połączenia pomiędzy dwoma rodzajami materiału, użytymi w JSK, a mimo to każda z tych części cały czas zachowuje swoją autonomię. Kołnierzyk kamizelki, z przodu bardzo rozłożysty, przechodzi na tył w sposób zdecydowanie bardziej stonowany. Tutaj również o wiele lepiej zauważyć można jasne wykończenie krawędzi kamizelki, które jest co prawda elementem drobnym, ale bardzo pozytywnie wpływa na odbiór całej sukienki.
Gdy odchylimy lekko kołnierzyk zobaczymy właściwe ramiączka całości, na których widać najlepiej, jak brązowy materiał płynnie przechodzi w gobelin. Na tym zdjęciu widać również jak świetnie wykończone zostały wszystkie brzegi i krawędzie sukienki. Od zawsze ceniłam Infantę za jakość oraz staranność wykonania i po raz kolejny się na nich nie zawiodłam.
Po tej stronie JSK nie mogło oczywiście zabraknąć wiązania gorsetowego, tym razem bez shirringu. Podobnie jak sama sukienka tak również i wiązanie jest dość nietypowe.
Na materiałowych haftkach zaczepione zostały metalowe elementy, przez które przewleczono brązową wstążkę. Trochę żałuję, że wstążka z wiązania z przodu nie jest w tym samym ciemnym kolorze co ta na powyższym zdjęciu. Zauważyłam również, że metalowe elementy mają tendencję do przekręcania się w haftkach i często trzeba je poprawiać. Do funkcjonowania samego wiązania również mam pewne zastrzeżenia, ponieważ daje ono dość ograniczone możliwości regulacji w talii i nawet gdy ścisnę je maksymalnie sukienka nadal jest dla mnie za duża.
Musiałam jednak wziąć rozmiar M ze względu na biust, jak się okazało kosztem dopasowania w talii. Rozmiarówka Infanty za każdym razem coraz bardziej mnie zadziwia, niestety w negatywny sposób. I choć kolorystyka JSK idealnie współgra z kolorem moich włosów, przez co prawdopodobnie można uznać, że całość mi pasuje, to za każdym razem gdy zakładam sukienkę nie mogę pozbyć się tego dyskomfortu związanego z faktem, że całość jest na mnie za duża. Nawet z założoną pod spód koszulą oraz maksymalnie ściągniętym wiązaniem. Na domiar złego ciężki i sztywny gobelin sprawia, że po ściągnięciu wiązania na tylnej części sukienki tworzą nie nieestetyczne fałdy. Naprawdę nie wiem jak wybrnę z tego problemu...
Przyjrzyjmy się teraz drugiej części sukienki, na którą składa się przede wszystkim gobelin z motywem kwiatowym. Jej dolna część nie jest może rozkloszowana w jakiś imponujący sposób - materiał został jedynie uchwycony w fałdy w czterech miejscach, przez co rozłożystość sukienki jest dość ograniczona, ale na szczęście ładnie współgra z petticoat typu A-line. Poza tym większe rozkloszowanie sukienki nie byłoby wskazane ze względu na materiał, który mógłby się marszczyć i tym samym być zbyt ciężki. Znajdziemy tutaj również pozostałe trzy ozdobne guziki, w rządku imitującym zapięcie.
Dolna krawędź wykończona jest bardzo szeroką i bardzo specyficzną koronką. Podobnie jak w przypadku wstążki z wiązana na przedzie, wolałabym również aby i koronka była w ciemniejszym kolorze. Mam wrażenie, że wtedy te dwa elementy znacznie lepiej współgrałyby z kamizelką, tym bardziej, że oba były ciemniejsze na zdjęciu sklepowym. Na pewne rzeczy jednak nie można mieć wpływu. Sama koronka jest natomiast piękna, choć o nieco delikatnej konstrukcji i trochę się obawiam, że nie będzie zbyt wytrzymała. Wystarczy przypadkiem zahaczyć o ławkę w parku...
No i wreszcie sam materiał. Materiał rzecz jasna gobelinowy, z którego składa się lwia część całej JSK. Powszechnie wiadomo jak gobelin wygląda, jaka jest jego niezwykle charakterystyczna struktura. Niegdyś służył jako element ozdobny ścian, a teraz stał się również genialnym materiałem do uszycia sukienki. Motywy na gobelinach bywały różne, ale ja oczywiście darzę miłością wielką wszelki wzór kwiatowy i nie wyobrażam sobie innego w przypadku tej JSK. Niezwykle barwne, różnokolorowe kwiaty na delikatnym, jasnożółtym tle są wręcz poezją dla moich oczu.
Sukienka ta okazała się być dla mnie największym zaskoczeniem nie tylko tego ostatniego zamówienia, ale wszystkich moich dotychczasowych zakupów. Mało brakowało a nigdy bym jej nie zamówiła, może nawet nie zastanawiałabym się nad nią. I gdyby nie bardzo nietrafiona rozmiarówka Infanty byłby to chyba mój najlepszy zakup. Sukienka wykonana jest z niezwykłą starannością, ma niepowtarzalny, unikatowy klimat, piękny materiał i cudowne kolory. Dosłownie dzieło sztuki.

piątek, 17 maja 2013

Boguta Rose Corduroy JSK

Wraz z koszulą od White Moon (***klik***) w paczce urodzinowej przybyła do mnie różana sukienka ze sklepu o nazwie Boguta. Jest to mój pierwszy zakup od nich, dlatego byłam bardzo ciekawa cóż zobaczę po otworzeniu przesyłki. Sukienka na zdjęciach sklepowych wyglądała genialnie i muszę przyznać, że była chyba najbardziej oczekiwaną częścią tego zamówienia.
Przede wszystkim ze względu na bajeczny print, który przyciągnął moją uwagę już dawno temu, gdy po raz pierwszy zobaczyłam go w JSK od Infanty. Jednak był to jeszcze czas, gdy Infanta była za droga na moją kieszeń, a poza tym nie do końca podobał mi się sam krój tamtej sukienki. Miałam wrażenie, że jest trochę zbyt poważny, a do tego kwiecistego printu pasował mi bardziej dziewczęcy krój, lekki i zwiewny. Gdy jakiś czas temu znalazłam wersję, którą zaproponowała Boguta, od razu wiedziałam, że jest to właśnie to czego szukam.
Zanim przejdę do samej sukienki wspomnę szybko, że dołączony był do niej mały headdress, wykonany rzecz jasna z tego samego materiału co cała JSK. Obszyty czarną bawełnianą koronką, na środku ozdobiony czarną taśmą z motywem kwiatowym oraz dwiema małymi kokardkami. Wiązany oczywiście pod szyją za pomocą wstążki. Bardzo miły gratis, jednak moje szaleństwo na punkcie headdressów już dawno temu się skończyło i w tej chwili nie potrzebuję już takiego dodatku, dlatego myślę, że po prostu komuś go podaruję:)
A teraz czas na sama sukienkę. Jak angielska nazwa wskazuje, wykonana została po prostu ze sztruksu. Muszę przyznać, że dla mnie to dość nietypowy materiał na sukienkę, nie przypominam sobie bym spotkała się ze sztruksową sukienką kiedykolwiek wcześniej, tym bardziej byłam ciekawa jak będzie ona wyglądać w rzeczywistości. Sztruks posiada swoją charakterystyczną fakturę, która jednak wcale nie zaburza wizualnego odbioru samego printu. Materiał jest również bardzo przyjemny w dotyku, jednak bardzo łatwo łapie wszelkie kłaczki.
Jak się niestety okazało materiał jest także bardzo cienki, co mnie trochę zaskoczyło, ponieważ sztruks kojarzył mi się zawsze z materiałem o sporej gramaturze (być może dlatego do tej pory nie wyobrażałam sobie sukienki wykonanej ze sztruksu). Sam fakt cienkiego materiału nie jest jeszcze problemem, ponieważ dzięki temu sukienka nadaje się na ciepłe letnie dni. Znacznie bardziej martwi mnie, że jest on jednostronny i w wielu miejscach lewa, niezadrukowana strona może być widoczna, a to psuje już trochę cały jej wygląd.
Ramiączka typowe dla JSK posiadają obszycie w postaci szerokiej falbanki, co nasuwa skojarzenia z fartuszkiem. Niestety ramiączka wykonane zostały tylko z jednej warstwy materiału, co czyni z nich bardzo delikatną konstrukcję. Ramiączka podtrzymują całą sukienkę, dlatego moim zdaniem powinny składać się z dwóch zszytych ze sobą warstw, by stanowiły wytrzymałą podstawę. Na szczęście cała sukienka jest bardzo lekka, w przeciwnym razie bałabym się o ich wytrzymałość.
Poniżej dekoltu, pionowo wzdłuż talii biegną drobne falbanki, symetryczne po obu stronach. W ich przypadku najbardziej rzuca się w oczy biała, niezadrukowana strona sztruksowego materiału. W dodatku zostały one wszyte tak nieumiejętnie, że na początku, gdy tylko wyjęłam sukienkę z paczki, były one zagięte lewą stroną na zewnątrz... Przez chwilę miałam wręcz wrażenie, że przyszyto je odwrotnie. Na szczęście udało się je "odgiąć" we właściwą stronę poprzez ostrożne zaprasowanie przy pomocy żelazka, ale tak naprawdę do takiej sytuacji w ogóle nie powinno dojść.
Sam dekolt sukienki jest dość nietypowy, ponieważ posiada shirring, czyli drobne gumki wszyte w materiał, co czyni go bardzo elastycznym i ułatwia dopasowanie do kształtu figury. W tym przypadku bardzo podkreśla biust, choć jak wiadomo w stylu lolita akurat tego kobiecego atrybutu zazwyczaj się nie podkreśla. Jest to jednak bardzo ciekawe rozwiązanie, które mnie osobiście bardzo się podoba. Tuż poniżej znajduje się wstążka, która podobno stanowi część wiązania gorsetowego...
Ach, więc jednak wiązanie tam jest! Tylko kompletnie przykryte przez bardzo szerokie falbanki. Co prawda gdy przyjrzymy się zdjęciom sklepowym to na nich również z przodu nie widać samego wiązania, więc być może faktycznie nie jest to żaden błąd tylko tak właśnie powinno być. Jednak po co w takim razie robić wiązanie ozdobne, podkreślmy to - OZDOBNE, które tak naprawdę niczego nie reguluje, żeby jednocześnie było zupełnie niewidoczne...? 
Do czego w takim razie służy tak naprawdę to niewidoczne wiązanie, skoro ani nie zdobi ani nie reguluje? W pewnym sensie podtrzymuje ono bardzo skomplikowaną konstrukcję, która otacza talię na kształt gorsetu czy kamizelki. Jest to dość luźny płat materiału, który jedynie w kilku miejscach przyszyty jest na stałe do sukienki, a w przeważającej części opada dość swobodnie. Wykończony jest bardzo rozłożystą, pięknie ułożoną falbanką.
Gdy jednak podniosłam luźną część do góry ujrzałam taki oto widok... W zasadzie nie wiadomo nawet o co tu chodzi0_0 Część materiału trzyma się jedynie na wiązaniu gorsetowym i jest w połowie wzmocniona jakimś czarnym materiałem udającym podszewkę. Część ukazuje znowu niezadrukowaną, lewą stronę sztruksu, a jeszcze inna część przyszyta jest na stałe do sukienki... W tej chwili zupełnie straciłam głowę i rozeznanie o co chodzi w tej konstrukcji i czemu ma to tak naprawdę służyć...
Pod tym całym chaosem znajduje się szeroki pas fioletowego sztruksu z różanym printem, do którego pokazana wyżej konstrukcja również jest częściowo przyszyta, a tuż za nim schowana jest dalsza część czarnej "podszewki". W dodatku między sztruksem a czarnym materiałem jest przerwa, a brzegi sztruksu nie zostały w tym miejscu nawet obszyte. Pogubiliście się? Ja też. Obejrzałam co prawda to wszystko bardzo dokładnie i nie znalazłam żadnej dziury na wylot, wszystko się niby trzyma razem i rozlecieć się nie powinno, ale powiedzmy sobie szczerze - wizualnie nie robi to dobrego wrażenia...
Na szczęście przynajmniej zamek błyskawiczny jest porządny i bardzo profesjonalnie wszyty (ale ja też umiem profesjonalnie wszyć nowy zamek do sukienki, więc taką umiejętnością mi Boguta nie zaimponuje). Zamek chodzi również bez zarzutu, dlatego cieszę się niezmiernie w myśl zasady, że należy się cieszyć z rzeczy małych. Oczywiście metka producenta również wszyta została z wielką starannością, choć do ciekawych nie należy.
Na tym zdjęciu najlepiej widać, że czymś na kształt czarnej podszewki obszyte są tylko niektóre części sukienki. Widać również niestety kolejną przykrą wadę ramiączek - przyszyte zostały one na zewnątrz czarnej podszewki. Nikt nie pomyślał o tym, że powinno się je wszyć między podszewkę a materiał zewnętrzny, przez co wyglądają jakby zupełnie o nich zapomniano w trakcie pracy nad sukienką i przyszyto w pośpiechu dopiero na samym końcu. Nawet w Bodyline nie popełniają takich błędów... Sukienka jest co prawda tania, ale mimo to jakość pozostawia zbyt wiele do życzenia.
Otrząśnijmy się trochę i przejdźmy do pozytywów. Sukienka jest przede wszystkim maksymalnie rozkloszowana i - co mnie bardzo ucieszyło - o wiele dłuższa niż wydaje się być na zdjęciu sklepowym. Co zabawne, teoretycznie Boguta posługuje się oznaczeniami rozmiarów S, M i L jednak podczas zamawiania sukienki okazało się, że nie mają ustalonych wymiarów dla każdego rozmiaru! Nie wiem jak to jest w ogóle możliwe:D Dlatego koniec końców sukienka szyta była dla mnie na miarę i na szczęście tutaj już nikt się nie pomylił, zarówno długość jak i pozostałe wymiary całkowicie się zgadzają.
Z tyłu, na plecach, znajdziemy oczywiście klasyczne, duże wiązanie gorsetowe, któremu towarzyszy shirring. W przeciwieństwie do wiązania na przedzie, to zdecydowanie spełnia swoją rolę, świetnie dopasowując sukienkę do sylwetki. I chociaż rozłożona na płasko, sukienka nie prezentuje się być może w jakiś wyjątkowy sposób, to po założeniu i zasznurowaniu wiązania efekt jest niesamowity. Za tak perfekcyjne dopasowanie sukienki jestem w stanie wybaczyć wszelkie inne niedociągnięcia.
Opisywana przeze mnie z taką pasją szalona konstrukcja, którą producent zafundował w tej sukience na przedzie ma oczywiście swój ciąg dalszy również z tyłu sukienki. Ale nie bójcie się, po tej stronie księżyca nie będzie aż tak zaskakujących niespodzianek jak wcześniej. Tutaj nasz materiał oplatający talię przypomina poły fraka i wykończony jest podobnie, za pomocą szerokiej, obficie marszczonej falbanki.
Niestety częściowo powtarza sytuacja, którą widzieliśmy na przedzie. Materiał nie jest całkowicie przyszyty do sukienki i z łatwością może się podwijać, ukazując nie tylko białą, niezadrukowaną stronę, ale również czarny, pseudobawełniany materiał pod spodem, który jest jedynym łącznikiem pomiędzy górą a dołem sukienki. Nie wygląda to niestety zbyt estetycznie i przypuszczam, że wystarczy mocniejszy podmuch wiatru by wszystko znalazło się na wierzchu.
Na domiar złego, choć góra sukienki częściowo posiadała jako taką podszewkę, to z kolei na dole nie ma jej wcale. Cały rozkloszowany dół jest całkowicie pozbawiony podszewki, czarny materiał znajduje się jedynie częściowo u góry oraz stanowi warstwę łączącą górę z dołem... Być może gdyby podszewka była na całej długości sukienki co byłaby ona za ciężka i ramiączka by nie wytrzymały (może jednak wtedy i one byłyby porządniej wykonane), może sukienka byłaby wtedy również za ciepła na lato, ale jednak takie argumenty nie do końca do mnie przemawiają...
Wracając do pozytywów, rozkloszowany dół sukienki ozdobiony jest trzema rzędami cudownej, czarnej, haftowanej koronki. Naprawdę widać, że przynajmniej tej koronki nie żałowano (najwyraźniej musi być dość tania:D), ponieważ jest bardzo obficie karbowana i ułożona w piękne falbany. Wspaniale prezentuje się wraz z fioletowym sztruksowym materiałem sukienki i dodaje jej tej poszukiwanej przeze mnie, dziewczęcej lekkości.
I w końcu sam różany print. Jestem niepoprawną fanką kwiatowych motywów, a te rozgałęzione bukiety o intensywnych barwach idealnie wpisały się w moje upodobania. Infanta miała trzy wersje kolorystyczne tego materiału, Boguta ma ich jeszcze więcej, jednak mnie od samego początku niezmiennie podobała się wersja z fioletowym tłem, moim zdaniem róże najlepiej się na nim prezentują. Poza tym ciemny fiolet jest jednym z moich ulubionych kolorów, a do tej pory nie było w mojej szafie takiej sukienki. Ten print jest w stanie zupełnie zrekompensować mi wszystkie inne mankamenty.
Jedno jest pewne - nie jest to zdecydowanie sukienka dla osób wymagających. Ja byłam trochę rozczarowana, a jak wiadomo do bardzo wymagających osób nie należę, dlatego zdecydowanie nie polecam jej koneserkom lolicich ubrań, które cenią sobie perfekcyjne wykonanie. Mnie póki co nic więcej z oferty sklepu Boguta nie chwyciło za serce, więc nie planuję kolejnych zamówień. Postaram się natomiast wycisnąć z posiadania tej sukienki tyle zadowolenia ile tylko się da:) Mam nadzieję, że trochę mi posłuży.