czwartek, 29 sierpnia 2013

Steampunkowa mięta

 Po krótkim wtrąceniu w postaci recenzji Vampire Requiem (***klik***) i moich okrutnych wobec niej planów czas powrócić do tematu wakacyjnych stylizacji. Chociaż nie jest to steampunk w czystej, klasycznej postaci pozwoliłam sobie właśnie w ten sposób nazwać ową kreację z uwagi na połączenie sukienki w wiktoriańskim stylu oraz ciekawych brązowych dodatków, które właśnie z tym klimatem mnie osobiście się kojarzą.
 Byłam wręcz zaskoczona, gdy podczas przymierzania różnych dodatków do sukienki Cotton Hyacinth JSK od Surface Spell (***klik***) przypadkiem odkryłam połączenie koloru miętowego z brązem. Nigdy bym nie pomyślała, że takie zestawienie kolorów może mi się aż tak spodobać. Mocno rozkloszowana, ażurowo wykończona sukienka o wiktoriańskim charakterze, podkreślona brązowymi dodatkami od razu przywołała na myśl steampunkowe skojarzenia.
 Steampunkowy klimat potrzebował jeszcze odpowiedniego naszyjnika. Wybrałam jakże pasujący do całości kluczyk w kolorze starego złota (***klik***), który spoczywa na długim łańcuszku w towarzystwie kilku innych drobnych ozdób. Szeroki pasek oraz brązowe sandałki, a nawet tatuażowe rajstopy z Białym Królikiem (bo bez rajstop ani rusz>D) są identyczne jak przy poprzedniej stylizacji (***klik***).  Torebkę natomiast zastąpiła mi mała sakiewka, którą jakiś czas temu dostałam od babci:) W środku z powodzeniem zmieści się ochronny balsam do ust, kilka chusteczek oraz inne drobne przedmioty. W dodatku sakiewka przyczepiona do paska jeszcze bardziej podkreśla steampunkowy charakter stroju.
 Cała stylizacja (jak zresztą wszystkie prezentowane przeze mnie ostatnio stroje) powstała rzecz jasna z myślą o upalnej pogodzie, dlatego - chociaż oparta jest na typowo loliciej JSK - po raz kolejny nie ma tutaj żadnej petticoat, a w dodatku ośmieliłam się założyć ową sukienkę bez żadnej koszuli pod spodem. Powiem nawet więcej, w upalne dni nie wyobrażam sobie nosić tego typu sukienek w inny sposób - niech żyje łamanie lolicich zasad!
Słońce tak pięknie podkreśliło tutaj hafty na sukience, że moim zdaniem zasługiwało to aż na close up*_*

środa, 28 sierpnia 2013

Dream of Lolita Vampire Requiem JSK

 Stała się rzecz niesłychana, bowiem na dniach zakupiłam sukienkę, na którą narzekam odkąd tylko pamiętam, wszędzie gdzie tylko się da i za każdym razem gdy tylko ją widzę. Mowa oczywiście o replice Vampire Requiem w wersji Long JSK od Dream of Lolita. Co więcej moje zdanie na jej temat w ogóle się nie zmieniło, nie było również w mojej decyzji ani odrobiny hipokryzji. O co w takim razie chodzi? Niespodziewanie przyszedł mi do głowy pewien pomysł.
Jednak po kolei. Zacząć należy od tego, że replika autorstwa DoL, podobnie jak i oryginał z BTSSB, dostępna jest w trzech różnych wersjach. Wybierać można pomiędzy długą JSK odcinaną pod biustem, klasyczną  JSK oraz spódnicą z podwyższoną talią. Zawsze uważałam, że najbardziej udaną ze wszystkich trzech propozycji jest spódnica, chociaż print ten nigdy nie figurował w czołówce mojej wishlisty i raczej nie planowałam jej zamawiać, nawet za cenę repliki proponowanej przez Dream of Lolita.
 Od pewnego czasu natomiast zauważyć można było na aukcji ową replikę, ale w wersji długiej JSK. Ta wersja jest moim zdaniem najbardziej koszmarna, krój babydoll w połączeniu z taką długością może wyglądać dobrze tylko na bardzo nielicznej grupie osób. Wygląda ona niczym typowa ciążówka, bardzo długa koszula nocna czy mówiąc dosadniej, jak namiot. Nie dziwiło mnie zatem, że sukienka tkwiła na aukcji bardzo długo i nikt jej nie chciał. Jednak pewnego dnia zaświtała mi w głowie myśl: "a czemu by nie przerobić jej na spódnicę?" Tym bardziej, że pomysł wydał się dość opłacalny w porównaniu z zamówieniem nowej poprzez Clobba Online. I w końcu postanowiłam się nad sukienką ulitować, kupiłam, wciąż mając przed oczami wizję własnoręcznie uszytej spódnicy. Obym równie szybko nie zaczęła tego żałować...
 Właściwe rozeznanie rozpoczęło się oczywiście dopiero po otrzymaniu zakupu. Krój na żywo, tak jak i na wszystkich zdjęciach w internecie - katastrofalny. Ale spokojnie, bez paniki, przecież taki był plan, trzymajmy się planu. W międzyczasie szybki rzut oka na sam materiał - i pierwsze zaskoczenie. Spodziewałam się bardzo cienkiej bawełnianej tkaniny, tymczasem jest to bawełna o grubym płóciennym splocie, który nadaje jej pewien ciężar oraz charakterystyczną fakturę. Niestety jak widać na powyższym zdjęciu na używanej sukience splot ten zaczyna się powoli strzępić, ale na szczęście zaobserwowałam to jedynie w kilku miejscach.
 Kolejnym całkiem pozytywnym zaskoczeniem okazała się być mała czarna kokardka zamocowana na agrafce, dzięki czemu można ją swobodnie odpinać. Patrząc na zdjęcia sklepowe nie przyszłoby mi do głowy, że nie jest ona na stałe przyszyta do sukienki, byłam pewna, że trzeba ją będzie odpruć, a tak może się jeszcze przyda. Jej jakość nie jest może najwyższych lotów, wykonana została z szerokiej prążkowanej wstążki, która jak widać strzępi się na krawędziach, ale jest dość ładnie uformowana.
 Górna część sukienki w ogóle nie przypadła mi do gustu. Uformowany na kształt serca dekolt obszyty został szeroką, obficie marszczoną falbanką, przystrojoną dodatkowo bawełnianą koronką oraz małą taśmą ozdobną.  Ramiączka JSK są bardzo szerokie, co więcej rozszerzają się jeszcze bardziej w kierunku ramienia, gdzie przybierają wyjątkowo monstrualne rozmiary.
Zdaje się, że materiał w miejscu połączenia z resztą sukienki miał być według zamysłu producenta lekko marszczony, ale jak widać średnio udało się tą myśl zrealizować. I kolejna zabawna rzecz - po lewej stronie zabłąkał się nam kawałek materiału z printem. Na uwagę natomiast zasługuje bardzo ładna bawełniana koronka, którą ramiączka są obszyte.
 Z boku znajduje się zamek błyskawiczny, który nie jest najgorszej jakości, jednak mnie niespecjalnie interesuje, bo i tak będę przecież musiała zakupić inny, odpowiedni do długości planowanej spódnicy. Z tyłu natomiast widzimy małe wiązanie gorsetowe oraz pas czarnej koronki, będący kontynuacją atłasowej wstążki znajdującej się na przedzie. Dlaczego z jednej strony jest wszyta wstążka, która z drugiej zamienia się w koronkę? Któż to może wiedzieć.
 Widoczna jest również inna rzecz. Sukienka co prawda posiada podszewkę - zwykłą, czarną, poliestrową - jednak podszewka ta nie widnieje w górnych partiach sukienki. Nie ma jej również w miejscu drastycznego odcięcia tuż pod biustem. Ma ona swój początek o wiele niżej, dokładnie w tym samym miejscu, w którym przyszyta jest drobna, czarna taśma gipiurowa.
 O, właśnie o tej taśmie mowa. Jak widać znajduje się ona nieco ponad połową długości całej sukienki. Sama gipiura jest bardzo urocza, na zdjęciach sklepowych trudno dopatrzeć się na niej tak pięknego różanego motywu. Jednak jak się okazuje nie została przyszyta w tym miejscu jedynie dla samej ozdoby, ale raczej po to aby ukryć szew łączący sukienkę z podszewką. Dodatkowo podszewka wszyta w tym dość niefortunnym miejscu trochę skomplikuje mi sprawę z całą przeróbką, ale na pewno mnie nie powstrzyma.
 Sporym pocieszeniem jest natomiast fakt, że dolne krawędzie sukienki są bardzo ładnie i starannie wykończone, podobnie jak pozostałe jej części obszyte zostały czarną bawełnianą koronką. Przynajmniej tutaj nie będę musiała niczego poprawiać po samych twórcach.
 I w końcu przyszedł czas na sam print. Podczas oglądania zdjęć wszystkich trzech wersji kolorystycznych oferowanych przez Dream of Lolita doszłam do wniosku, że wampirzy wzór prezentuje się najlepiej na niebieskim tle. Chyba przede wszystkim spodobał mi się niezwykle wyraźny kolor róż oraz poświaty latarenek, który na czarnej i bordowej wersji nie jest już tak dobrze widoczny. Również czarne elementy, występujące w przeważającej części, prezentują się na takim tle bardzo wyraziście. Nie mówiąc już o skojarzeniach z nocnym niebem.
 Z racji tego, że jest to replika nie spodziewałam się żadnych rewelacji w kwestii samego printu. Doszłam do wniosku, że będę zadowolona jeśli będzie on po prostu w miarę widoczny. Zróbmy w takim razie małe porównanie. U góry widoczny jest fragment oryginalnego printu.
 A tutaj znajduje się moje zdjęcie, przedstawiające ten sam fragment. Fragment, na którym widnieje mała trumienka o ozdobnym wieku, w otoczeniu różanego krzewu, stojąca po środku antycznej bramy. Wiadomo, print oryginalny zawsze prezentować się będzie nieco lepiej, choć należy uwzględnić tutaj poprawkę na kolor tła, a także jakość każdego ze zdjęć.
 I moim zdaniem replika vampire requiem naprawdę nieźle się udała. Print jest zaskakująco dobrej jakości, wyraźny, doszukać się można w zasadzie wszystkich szczegółów widocznych na zdjęciu oryginału. Jakość printu okazała się dla mnie największą pozytywną niespodzianką.
 Aby to udowodnić obejrzyjmy teraz poszczególne jego elementy. Wizerunki dwóch trumienek - jednej mniejszej, drugiej większej z uchylonym wiekiem przeplatane są powtarzającym się motywem zamkniętej, antycznej bramy, oświetlanej po bokach przez dwie małe latarenki.
 Nad całą konstrukcją, układającą się na biegnące w nieskończoność upiorne ogrodzenie, udekorowana jest niezliczoną ilością różanych bukietów.
 W oddali widzimy również fragment brukowanej uliczki oświetlonej za pomocą gazowej latarni, po której w ciszy sunie powóz - kto wie, być może fragment konduktu żałobnego. W przeciwnym kierunku frunie małe stadko nietoperzy.
 Widać również kolejną trumnę, która wydaje się spoczywać w zapomnianej piwnicy lub krypcie, do której prowadzą długie, kręte schody z małym źródłem światła na ich końcu.
 Mamy w końcu i wampira we własnej osobie, niosącego na rękach swoją ofiarę.
 Zapewne kieruje się on do mrocznego zamku o strzelistych wieżyczkach, widocznego w oddali. Nad zamczyskiem zawisł sierp księżyca, a wraz z nim kolejne stado nietoperzy.
 Wizerunek zamku również otoczony jest motywem róż, które wyglądają tutaj niezwykle wyraźnie i pięknie.
 W ramach ostatecznego podsumowania: krój sukienki jest wstrętny, jednak sam print niezwykle pozytywnie mnie zaskoczył, podobnie zresztą jak pozostałe detale w postaci koronek i gipiurowej taśmy. Również materiał nie jest najgorszy, choć po pewnym czasie zaczyna się niestety trochę sypać. Mam ogromną nadzieję, że uda mi się do końca września zrealizować mój niecny plan i przerabianie sukienki na spódnicę zakończy się sukcesem, bowiem w przeciwnym wypadku nie będę miała z niej absolutnie żadnego pożytku. Trzymajcie kciuki...

wtorek, 27 sierpnia 2013

Wycieczka w stylu retro

 Aby równowaga w przyrodzie została zachowana na dziś zaplanowałam pokazanie kilku zdjęć przedstawiających stylizację bardziej codzienną. Jest to jeden z moich najbardziej zwyczajnych strojów, opierający się na zaledwie kilku elementach i między innymi dlatego jest on również idealny na upały. Ubrałam się tak między innymi na małą wycieczkę do stadniny koni, a ponieważ zdjęcia z tej wyprawy wyjątkowo wyszły całkiem nieźle, mogę przynajmniej pokazać tą jakże "nudną" stylizację w pięknych okolicznościach przyrody.
 Podstawę całej kreacji stanowi kremowa, koronkowa sukienka z Atmosphere (***klik***), zakupiona przeze mnie w trakcie wakacji. Jest bardzo zwiewna, dzięki czemu idealna na upały, a fakt, że przywodzi na myśl klimaty retro tym bardziej działa na jej korzyść w moich oczach.
 W kwestii biżuterii - jak zwykle minimalistycznie. Osobiście bardzo nie lubię obwieszać się biżuterią, wolę zaakcentować jej obecność jakimś ciekawym, pojedynczym naszyjnikiem, który będzie widoczny i pasujący do całości, ale niczego nie zdominuje. W tym przypadku jest to drobny naszyjnik przedstawiający złotego misia (***klik***), przyozdobionego czerwoną kokardką. Złoty miś zamieszkał w mojej szafie razem ze swoim srebrnym bliźniakiem:) Każdy z nich pasuje do odmiennych kolorystycznie strojów.
 Do jasnej sukienki idealnie pasuje genialny brązowy pasek z kwiatowymi tłoczeniami (***klik***) oraz klimatyczny brązowy kuferek (***klik***) z bardzo podobnym wzorem. Oba przedmioty, podobnie jak sukienka, utrzymane są w staromodnej stylistyce i stanowią bardzo ciekawe połączenie. Zwłaszcza pasek oraz torebka, aż się proszą aby ich nie rozdzielać.
 Do parady brązowych dodatków dołączyły również sandałki na wyższej koturnie (***klik***), z mnóstwem drobnych pasków pięknie oplatających stopy. I czyżby gołe nogi? O nie! na nogach oczywiście rajstopy>D Jednak tych rajstop nikt nie ma prawa się czepiać, bowiem są to rajstopy tatuażowe, stworzone do tego, aby nie było ich widać. Widoczny jest natomiast Biały Królik z Krainy Czarów. Rajstopy zakupiłam w Bodyline i poświecę im jeszcze oddzielną notkę. A teraz nadszedł czas na resztę zdjęć, już bez zbędnego, przydługiego komentarza.
Wędrówka rozpoczęła się przy brzozowym zagajniku.
Chwila na poprawę fryzury. W tle piękne krzewy dzikiej róży.
W ostrym słońcu ujawnia się "japońska natura" moich oczu:D
Dzika róża jest nie tylko niezwykle piękna, z jej owoców już niedługo będzie można przyrządzić wspaniałe konfitury.
Cierpliwe trzmiele już nad tym pracują:) Jest to chyba jedno z najpiękniejszych zdjęć, jakie zrobiłam.
Pojawiło się również sporo motyli, a ten uroczy maluch pozwolił się nawet grzecznie sfotografować:)
Brama utworzona z drzew♥
Gołębie pasą się w najlepsze:D
Kolejna przerwa na poprawę włosów:p
Gdy wejdzie się tak blisko w gałęzie brzozy można odnieść wrażenie godne strusia, jakby znikało się pomiędzy jej rozłożystymi konarami i gęstym listowiem.
Znalazłam również małe zacisze stokrotek.
I wreszcie w zasięgu wzroku pojawił się cel podróży.
Konie to piękne, pełne gracji stworzenia. Sama nie jeżdżę konno, ale uwielbiam je podziwiać.