piątek, 27 kwietnia 2012

Wyjątkowo zimny kwiecień

 Patrząc w ostatnich dniach przez okno naprawdę trudno uwierzyć, że na początku kwietnia aura sprzyjała właśnie takim ubiorom jak zestaw przedstawiony powyżej. A jednak właśnie tak było, jeszcze w święta panował chłód i szaruga, a momentami prócz deszczu padał nawet drobny grad. Miało się wrażenie, że to grudzień, nie kwiecień i obchodzić powinno się zupełnie inne święta niż te, które zaplanowano w kalendarzu.
 Tak przynajmniej było w mojej okolicy. Dlatego na świąteczny spacer trzeba było wybrać się nie tylko w płaszczu i wysokich butach, ale również w czapce i szaliku. Zdjęcia, które tutaj widać wykonano właśnie wtedy. Publikuję je z lekkim opóźnieniem, ponieważ wtedy rozpływałam się jeszcze nad Infantową sukienką i nie chciałam wrzucać wszystkiego na raz:q Ale lepiej późno niż wcale:)
 Kreacja składa się z:

- fioletowego płaszcza z Bodyline♥ (opisanego tutaj ***klik*** )

- czarnych rękawiczek, które upolowałam na Allegro ( ***klik*** )

- rajstop marki Ballerina

- czarnych kozaków z różami również z Bodyline (więcej o nich tutaj ***klik*** )

- fioletowej czapki i czarnego szalika marki Quiosque, które to widoczne będą na dalszych zdjęciach

- oraz kilku czarnych róż we włosach i na czapce (większa to filcowa broszka off brand, mniejsze są od kozaków)

Reszty nie widać, więc nie opisuję:q W końcu ma to być stylizacja typowo wyjściowa na zimną pogodę. Dodam tylko, że o odpowiednią objętość płaszcza i tego, co pod nim zadbała oczywiście petticoat od Dear Celine ( ***klik*** )
 Tutaj dobrze widać rzeczywisty kolor płaszcza. Jak już pisałam w jego recenzji trudno uchwycić ten kolor na zdjęciu. Uważam, że ten rodzaj fioletu bardzo ładnie pasuje do intensywnie rudych włosów:) Na tym zdjęciu widać również drobne detale na płaszczu, jak kołnierzyk, czarna kokarda czy jedna z różyczek od kozaków, którą najpierw miałam wpiętą we włosy, ale po założeniu czapki przypięłam do kołnierzyka.
 Bardzo polubiłam te rękawiczki. Zostały już wcześniej dokładnie opisane ( ***klik*** ) dlatego nie będę się teraz na ich temat ponownie rozwodzić. Muszę jednak powiedzieć, że do tego płaszcza pasują znakomicie. Wyglądają wręcz jak przedłużenie rękawów. Nie wspominając już o tym, jak świetnie nadają się na zimowe lub wczesnowiosenne chłody:)
 I oczywiście buty, różane kozaki z Bodyline ( ***klik*** ). Uwielbiam je, tak samo zresztą jak płaszcz. Nic dziwnego, że idealnie do siebie pasują, skoro pochodzą od tego samego producenta. I jeszcze te różyczki, które można odczepić od butów i przyczepić w dowolnym miejscu. Ja zwykle odpinam tylko dwie róże, które znajdują się przy noskach (wyglądają na dość niestabilne i obawiam się, że w chwili nieuwagi mogłabym je zgubić), natomiast czterech po bokach jeszcze nie odpinałam, są stabilnie przyczepione do pasków, więc o nie się nie martwię.
 Jeśli pogoda pozwala na spacer bez nakrycia głowy lubię wpinać wspomniane różyczki we włosy gdy tylko wychodzę w różanych kozakach. Jeśli natomiast jest zimno i nie sposób wyjść bez czapki wtedy różyczki przypinam właśnie do niej.
 O, tak jak tutaj:) Fioletowa czapka, choć zupełnie innej firmy, bardzo dobrze komponuje się z fioletowym płaszczem. Tym lepiej jeśli – podobnie jak na płaszczu – znajdą się na niej drobne czarne elementy w postaci różyczek. Mam nadzieję, że rozwiałam w tej chwili mit pt.: „czapka zabije każdą lolicią kreacją”:q
 A tak oto czapka prezentuje się razem z całością stroju. Podobnie zresztą jak czarny szalik, który za chwilę również pojawi się na zdjęciach. Tak opatulona mogłam wybrać się na świąteczny, kwietniowo-zimowy spacer. Miałam co prawda nadzieję, że będę mogła wyjść w sukience, jednak pogoda potwierdziła w stu procentach prawdziwość kwietniowego przysłowia. Na szczęście teraz za oknami panuje niemal lato, więc niedługo będę mogła pokazać jakąś lżejszą kreację:) Tymczasem zostawiam Was jeszcze na chwilę z resztą zdjęć przedstawiających stylizację na wyjątkowo zimny kwiecień.

czwartek, 26 kwietnia 2012

Fioletowy płaszcz Bodyline

 Mój ukochany płaszczyk z Bodyline  Dosłownie kilka dni temu minął dokładnie rok odkąd go mam:) Przeżył więc jak dotąd tylko jeden sezon, ale sprawdza się doskonale. Noszę go przede wszystkim zimą, ponieważ zimowy klimat pasuje do niego najbardziej;) Ale przede wszystkim dlatego, ponieważ jest długi i wbrew pozorom bardzo ciepły, a ponieważ jest rozmiar większy niż powinien mogę dodatkowo pod spód ubrać się „na cebulkę” i żadna zima mi nie straszna^^
 To zdjęcie chyba lepiej oddaje właściwy kolor płaszcza. Nie wiedzieć czemu na zdjęciach wychodzi bardziej pod niebieski, jak kolor fiołka, a w rzeczywistości jest koloru jasnej śliwki. Ciężko to uchwycić na fotografii. Ale przejdźmy do szczegółów. Płaszcz jest oczywiście z Bodyline, ale ja miałam to szczęście, że nie musiałam zamawiać go z Azji i drżeć w obawie o oclenie ciężkiej paczki, ponieważ udało mi się odkupić całkowicie nowy i nie używany (jeszcze z metką) od osoby, na która go zamawiała, ale nie trafiła z rozmiarem. Na mnie okazał się idealny, jak na płaszcz;) Jego rozmiar to M, ja na co dzień noszę XS lub S, więc jest odrobinę za duży, ale przecież płaszcz powinien być nieco większy, żeby zmieściły się pod nim inne ubrania. Dlatego mogę powiedzieć, że jest dla mnie w sam raz^^
 Płaszcz wykonany jest z ciepłego i bardzo miłego w dotyku fioletowego materiału (zapewne mieszanka poliestru i rożnych rodzajów wełny). Wewnątrz znajduje się bardzo ładna czarna, lekko lśniąca podszewka. Płaszcz jest długi, sięga niemal do kolan i jest maksymalnie rozkloszowany. Dół jest szyty z koła, więc zmieści się pod nim każda, nawet najszersza halka. Pod szyją znajduje się oczywiście okrągły czarny kołnierzyk, wykonany z materiału przypominającego zamsz. Kołnierzyk obszyty jest piękną czarną bawełnianą koronką. Pod nim przypięłam małą czarną aksamitną kokardkę, która jest na agrafce, można ją więc umieścić w dowolnym miejscu na płaszczu. Ja jednak uważam, że idealne dla mniej miejsce znajduje się właśnie pod szyją.
 Poniżej znajdują się wda rzędy guzików obszytych tym samym czarnym materiałem, z którego wykonano kołnierzyk. Po bokach znajdują się oczywiście dwie małe kieszonki. Nie lubię płaszczy, które mają na pierwszy rzut oka urocze kieszonki, które z bliska okazują się jedynie atrapami i wcale nie można do nich niczego włożyć. Na szczęście Bodyline mnie nie zawiódł i kieszonki przy tym płaszczu są jak najbardziej prawdziwe.
 Nie dość, że się otwierają to jeszcze są bardzo porządnie wykonane, jak cały płaszcz zresztą. Na wierzchu na każdej z nich znajduje się czarna kokardka, obszyte są bawełnianą koronką, taką samą jak na kołnierzyku, a wewnątrz wyściela je czarna podszewka. Są małe, dlatego nie ma mowy o noszeniu w nich niezliczonej ilości rzeczy, ale przecież nie o to chodzi. Jak by wyglądał lolici płaszcz z wielkimi, po brzegi wypchanymi kieszeniami? Te kieszonki są subtelne, ale na tyle pojemne by zmieścić najpotrzebniejszą rzecz, jaka powina być zawsze w parze z zimowym płaszczem, czyli rękawiczki:)
 Rękawy tuż przy nadgarstkach wykończone są tym samym czarnym materiałem co kołnierz, rozpinane są na guzik i oczywiście obszyte czarną bawełnianą koronką. Rękawy w rozmiarze M są na mnie trochę za szerokie, ale jednocześnie mogłyby być nieco dłuższe. W moim przypadku kończą się w połowie nadgarstka, a wolałabym by przykrywały nieco dłoń. Pewnie byłyby dłuższe, gdyby to był rozmiar L, ale wtedy sam płaszcz byłby na mnie o wiele za duży>< Dlatego tutaj mały minus z mojej strony dla tego płaszcza, twórcy naprawdę nie popisali się z dopasowaniem długości rękawów do danego rozmiaru. Na szczęście, jak już pisałam, noszę ten płaszcz przede wszystkim zimą do czarnych rękawiczek, a wtedy długość rękawów zupełnie mi nie przeszkadza:)
 Dół płaszcza jest nie tylko maksymalnie rozkloszowany, ale również pięknie ozdobiony. Tuż przy fioletowym materiale znajduje się znajoma już bawełniana koronka, która maskuje jednocześnie miejsce przejścia materiału z koloru fioletowego w czarny. Czarne wykończenie przy dolnej krawędzi to oczywiście ten sam czarny materiał przypominający zamsz, który użyto w kołnierzu i rękawach. Został on upięty na całej długości dolnej krawędzi w uroczą falbankę.
 Nie tylko sam krój płaszcza sprawia, że jest on zwężany w talii. Z tyłu znajduje się bardzo ładne i klimatyczne wiązanie, które najczęściej spotyka się w sukienkach, ale tym razem postanowiono posłużyć się takim rozwiązaniem w płaszczu. W talii przyczepione są dwie wstęgi fioletowego materiału – tego samego, z którego uszyty jest cały płaszcz. Wstęgi te rozszerzają się ku końcowi i można je zawiązać w dużą kokardę, która zarówno zredukuje szerokość talii, jak i stanowić będzie kolejną ozdobę płaszcza.
 Każda wstęga ozdobiona jest czarną aksamitną kokardą, czarną gipiurą, bawełnianą koronką oraz falbanką z czarnego materiału. To zdjęcie chyba najlepiej odzwierciedla rzeczywisty kolor płaszcza.
Płaszcz jest bardzo starannie wykonany, tak jeśli chodzi o detale jak i o wytrzymałość. Nie jest to żaden chiński bubel, ale wspaniały płaszcz warty swojej ceny. Piękny, elegancki, z licznymi ozdobami, ale nie przesadzony, jak to czasem bywa z lolicimi płaszczami. Przede wszystkim jednak nie jest to jedynie ładna ozdóbka, ale prawdziwy ciepły płaszcz, który znakomicie sprawdza się w chłodne pory roku. Jestem z niego bardzo zadowolona i mam nadzieję, że jeszcze długo mi posłuży:)

środa, 25 kwietnia 2012

Kruczy płaszczyk

Chciałam pokazać dziś uroczy płaszczyk upolowałam w sh. Wygląda jak nowy, więc śmiem twierdzić, że taki właśnie jest. Metka zupełnie nic mi nie mówi, ale jakie to ma znaczenie gdy sam płaszcz jest taki ładny. Rozmiar XS i pasuje idealnie. Wykonany z kruczoczarnego, dość ciepłego materiału (stawiam na różne gatunki wełny z innymi domieszkami). Na zimę nie jest odpowiedni, ale sprawdza się znakomicie na jesieni i wczesną wiosną.
 Jednak kolor to nie jedyny powód, dla którego nazwalam ten płaszcz kruczym. Jego krój właśnie tak mi się kojarzy. Tak, zgadza się, krój płaszcza kojarzy mi się z krukiem;) Kruki zawsze były w moich oczach bardzo eleganckimi zwierzętami i gdybym miała zilustrować jedną z bajek Jeana de La Fontanie, w której występowałby kruk na pewno narysowałabym dostojne ptaszysko w czarnym wiktoriańskim płaszczu, być może podobnym do tego:)
 Płaszcz jest dwurzędowy, zwężany w talii, świetnie się zatem dopasowuje do kobiecej sylwetki. Ma okrągły kołnierzyk, delikatne bufki u ramion i rękawy, które zwężają się dopiero przy nadgarstkach. Do tego są również bardzo ładne kieszenie o półkolistej, głęboko wyciętej krawędzi. Są ledwo widoczne z zewnątrz, ale jednocześnie bardzo pojemne.
  Dół płaszcza jest rozkloszowany na kształt litery A, więc zmieści się pod nim i spódnica czy sukienka z halką o takim kroju. Z tyłu natomiast tworzy się marszczenie, które przywołuje skojarzenia z wycięciem charakterystycznym dla fraków. Dlatego też gdy po raz pierwszy spojrzałam na ten płaszcz określiłam do mianem „frakopodobnego”, co wyewoluowało później w określenie „kruczy”;)
 Muszę przyznać, że to co również bardzo mnie w tym płaszczu urzekło to podszewka. Zwykle nie zwracam na podszewki większej uwagi, bo w końcu na co dzień ich nie widać, najważniejsze by po postu były. Ale podszewka w tym płaszczu ujęła mnie swoim kolorem!  Jest intensywnie niebieski, kobaltowy lub chabrowy z lekką domieszką fioletu. Sama podszewka podoba mi się tutaj równie bardzo jak cały płaszcz.
Bardzo lubię ten płaszczyk^^ Zastanawiam się co prawda czy nie wymienić mu guzików na inne, bo obecne akurat średnio mi się podobają. Myślałam również czy by nie doszyć mu kilku drobiazgów, jak niezbyt duże kokardki czy jakąś ładną czarną gipiurę w kilku miejscach, by nabrał bardziej loliciego charakteru. Jednak jak dotąd nie zdecydowałam się na żadne zmiany tego typu, głównie dlatego, że nie spotkałam do tej pory materiałów, które by mi do tego przedsięwzięcia odpowiadały. Jeśli jednak je znajdę to za jakiś czas na pewno zabiorę się za jakąś drobną przeróbkę tego płaszczyka, ponieważ mam go już od roku i przyda mu się niewielka zmiana:)

niedziela, 22 kwietnia 2012

Sailor Kitty T.U.K.

Stęskniłam się za balerinami. Nie miałam w szafie butów tego typu od bardzo długiego czasu, odkąd na dobre pokochałam obcasy (mniejsze i większe) i tak mi zostało. A jednak ostatnio doszłam do wniosku, że dobrze mieć przynajmniej jedną parę, bo na wiosnę, a przede wszystkim na lato od czasu do czasu warto od obcasów odpocząć i przeskoczyć w coś bardziej „przyziemnego”;)
A ponieważ również od dawna marzyły mi się słynne buty z kocimi pyszczkami firmy T.U.K. nie mogłam trafić lepiej i gdy tylko zobaczyłam te kocie balerinki w marynarskim stylu od razu je pochwyciłam.
Kocie T.U.K.i mają swoją cenę, a przynajmniej miały we wszystkich sklepach, w których ich poszukiwałam. Dlatego moje zdumienie nie miało granic gdy zobaczyłam ten model na Allegro za…89 zł 0.0 I to nie używane, ale zupełnie nowe!
Informacja na aukcji głosiła, że to ostatnia para z tego modelu, która co prawda została już sprzedana, ale kupujący się rozmyślił i buty nie zostały nawet wysłane. W dodatku akurat mój rozmiar. Nie był zatem na co czekać, taka okazja dwa razy się nie zdarza!
Buciki przyszły dokładnie takie jakie miały być – nowe, piękne, kocie, marynarskie^^ Z przodu znajduje się oczywiście klasyczny i charakterystyczny już dla T.U.K.a motyw kocich pyszczków. Te same czarne kocury łypią ciekawsko spoglądającymi oczami. Tym razem jednak przy jednym uchu każdy kot ma małą marynarską czapeczkę z kotwicą.
Dalej motyw marynarski przebiega w postaci biało-niebieskich pasków, które mnie osobiście kojarzą się z ubraniem kreskówkowego bosmana pirata;p Ogólnie cały motyw jest bardzo sympatyczny i niezwykle klimatyczny na lato^^
Już od jakiegoś czasu dumałam nad marynarską stylizacją i na pewno buty te będą miały w niej udział:) Koty podobno wody nie lubią, pewnie tym bardziej podróży statkami, ale tacy koci marynarze bez wątpienia mogliby zakrzyknąć coś o „szczurach lądowych” nie tracąc wiarygodności:D
Same buty to klasyczne baleriny, jedyną innowacją jk na ten rodzaj buta to zapięcie na szeroki czarny pasek z klamerką. W balerinach to dość rzadko spotykane. I być może z tego też powodu nie przepadałam do tej pory za takim obuwiem – czasem potrafiło spaść ze stopy:q Zwłaszcza, gdy ma się taką stopę jak moja, dla której rozmiar 39 jest odrobinę za duży i jeśli nie ma dodatkowych zapięć istnieje niebezpieczeństwo, że zgubię but:q
Z kolei rozmiar 38 jest czasem albo na styk albo za ciasny i w takich balerinach nie będę już w stanie chodzić. Wszystko zależy od długości wkładki, która – jak już się nie raz okazało – co producent to inna. Dlatego w przypadku tych balerin mogłam spokojnie kupić 39 będąc pewną, że zapięcie rozwieje wszelkie moje obawy:)
Wracając do kocich motywów - nie można zapomnieć, że z tyłu przy pięcie znajduje się oczywiście koci ogon;) Podeszwa natomiast ozdobiona jest charakterystycznym dla T.U.K.a motywem piszczeli i zwariowanej czaszki na czarnym tle.
Buty są ogólnie świetne! Piękne, urocze i co najważniejsze baaaaardzo wygodne. Przybyły akurat na mój weekendowy przyjazd do domu, więc od razu w sobotę miałam okazję się w nich przejść po raz pierwszy , bo nareszcie zrobiło się ciepło^^ Sprawdzają się znakomicie. Chodzi  się w nich lekko, miękko, prawdziwym kocim krokiem;)
Muszę jednak przyznać, że jako nowe buty mają jedną jedyną wadę – ich intensywnie czerwone obicie w środku trochę farbuje. Na spacer wybrałam się w białych rajstopach i po powrocie trzeba było od razu namoczyć same stopy, ponieważ zrobiły się lekko różowe, zwłaszcza na piętach:q Sądzę jednak, że problem ten minie, gdy już je rozchodzę, najlepiej na gołą nogę albo w czarnych rajstopach czy podkolanówkach.
Niezależnie od tej jednej jedynej wady kocham te butki^^ Jeszcze żadne baleriny nie przypadły mi tak do gustu zarówno z wyglądu jak i pod względem komfortu ich noszenia. Jedyne czego się teraz obawiam, to że będę w nich zbyt często chodzić i za szybko się zniszczą><’
Ale nie mam zamiaru do tego dopuścić i mam nadzieję, że posłużą mi jak najdłużej, bo od chwili gdy je tylko przymierzyłam stały się jednymi z moich ulubionych butów jakie posiadam^^♥