sobota, 3 grudnia 2011

Monster High - Frankie Stein

Nie, nie zbieram lalek. Nie łapie mnie mania ustawiania na półce kolejnych rzadkich modeli szczelnie zamkniętych w pięknych opakowaniach, tak samo jak nie zaczęły mnie pociągać śliczne, wymuskane dollfie o szklanych oczach, będące wymarzonym modelem dla fotografa. Dlatego sama byłam zaskoczona gdy w sierpniu zafascynowała mnie seria lalek Monster High, z którą po raz pierwszy zetknęłam się przypadkiem na "pewnym portalu aukcyjnym". Wtedy było ich jedynie siedem różnych modeli, ale ich odmienność, tak między sobą jak i wobec dotychczasowych lalek, była uderzająca. Pomysł na lalki, które odziedziczyły cechy wyglądu i charakteru po słynnych potworach podbiła moje serce. Od razu upatrzyłam sobie jedną, która raptem po kilku dniach stała się moją własnością - Frankie Stein, córkę mojego ulubionego potwora z kart światowej literatury i czarno-białych ekranów kinowych.
Frankie jest moim zdaniem najbardziej oryginalna ze wszystkich uczennic Monster High. Jej charakterystyczne biało-czarne włosy, wszechobecne szwy, które jednak nie szpecą a dodają klimatu, dwukolorowe oczy a nawet małe bolce na szyi, miniaturka tych samych, za pomocą których dr Frankenstein ożywił swojego potwora - wszystkie te szczegóły wraz z niepowtarzalnym strojem stanowią elektryzująco piękną całość, idealne wyobrażenie nastoletniej latorośli wspomnianego potwora.
Co do samej lalki: ma około 27 cm, plastikowe ciało ze zginanymi stawami w kolanach, biodrach, barkach, łokciach i nadgarstkach (dodatkowo istnieje możliwość odczepiania rąk na wysokości łokci oraz dłoni i ponownego przyczepiania ich do lalki, co stwarza wrażenie, jakby Frankie faktycznie gubiła części ciała), rzecz jasna ruchomą głowę, pięknie pomalowaną i szczegółową twarz oraz włosy z miękkich sztucznych włókien. Strój w dużej mierze nawiązuje do stylu punk i ogranicza się do "ulubionych kolorów Frankie", czyli czarno-białych pasków, odcieni niebieskiego, wzoru kraty oraz symboli błyskawic i czaszek. Od siebie dodałam jej na głowę czarną wstążkę zawiązaną w kokardę, uważam, że bardzo fajnie komponuje się z całością. Osobiście natomiast z całego stroju najbardziej uwielbiam buty, są cudowne! Wiele bym dała by znaleźć takie na moją stopę.
Przekonałam się już, że Frankie jest niezwykle wdzięczną modelką (na równi z dollfie czy innymi tego typu, za które trzeba z kolei zapłacić majątek) - spędziłam cały sobotni ranek biegając z nią po mieszkaniu, gromadząc różne przedmioty, które stworzyłyby odpowiedni klimat i robiąc zdjęcia. W końcu byłam jej coś winna za to, że odkąd ją kupiłam stała bezczynnie na półce w oszklonej szafie w moim pokoju. Teraz wreszcie mam dla niej czas, co bez wątpienia zaowocuje nie jedną sesją i wyćwiczeniem mojego fotograficznego wyczucia. Mam teraz również okazję by przekonać się jak moja nowa pomocnica wypadnie w roli modelki do szycia ubrań. Świta mi w głowie już kilkanaście pomysłów na sukienki i inne elementy garderoby, gromadzę materiały i wkrótce będę publikować tutaj efekty mojej pracy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.